Oman czyli "państwo bez terrorystów". Na jak długo?
Oman, dotychczas znany jako jedyny kraj Bliskiego Wschodu bez terrorystów, to jeden z najspokojniejszych krajów świata arabskiego. Niedługo może się zmienić.
Położony na krańcu Półwyspu Arabskiego Oman to państwo, o którym bardzo rzadko piszą światowe media. Nie bez powodu: mimo swojej strategicznie znaczącego położenia i sąsiadów takich jak pogrążony w wojnie Jemen oraz Arabia Saudyjska, kraj od dawna jest oazą spokoju na Bliskim Wschodzie. Według corocznego raportu Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego USA badającego wpływ i zagrożenie terroryzmem na całym świecie, Oman znalazł się na samym końcu listy, w sąsiedztwie państw Europy Środkowej takich jak Polska czy Słowacja. Co więcej, wśród dziesiątek tysięcy zagranicznych bojowników ISIS walczących w Syrii i Iraku nie znalazł się żaden obywatel Omanu. Ani jeden Omańczyk nie był też autorem zamachu terrorystycznego.
Powodów tej sytuacji jest kilka. Jednym z nich jest fakt, że Oman jest jedynym krajem Bliskiego Wschodu, gdzie dominującą religią jest ibadytyzm, będący najbardziej tolerancyjnym odłamem islamu, nienależącym do dwóch głównych wyznań: sunnizmu i szyizmu. Inna, być może ważniejsza przyczyna kryje się w osobie Kabusa ibn Saida, monarchy który rządzi krajem od 1975 roku. Król Kabus, który odziedziczył rządy po swoim despotycznym ojcu, stopniowo modernizował kraj i liberalizował system rządów, sprawując jednocześnie niepodzielną kontrolę nad państwem. Pustynne królestwo od lat prowadzi przy tym politykę zagraniczną starającą się bilansować wpływy dwóch najważniejszych aktorów w regionie, będąc częścią zdominowanej przez Arabię Saudyjską Rady Współpracy Zatoki Perskiej lecz równocześnie zachowując przyjazne relacje z jej głównym rywalem, Iranem. A do tego aktywnie współpracuje z państwami Zachodu, nie uczestnicząc jednak w regionalnych konfliktach.
Tak przynajmniej sprawy wyglądały przez pryzmat chętnie udzielanym. Jak tłumaczy WP prof. Mark Katz, wykładowca George Mason University w Waszyngtonie rzeczywistość niekoniecznie jest tak różowa.
- USA i Wielka Brytania rzeczywiście bardzo poważają sułtana Kabusa za współpracę w kwestiach wojskowych i polityki zagranicznej, a także za utrzymywanie względnego spokoju. Ale Zachód może przeceniać tę ostatnią kwestię. Zawsze dziwiłem się, że zachodnie media zwykle bezkrytycznie przyjmowały linię Omanu - mówi Katz. Tymczasem, jak tłumaczy ekspert, pod powierzchnią pozornego spokoju kryją się pokłady niezadowolenia, spotęgowane dodatkowo przez "arabską wiosnę" i spowalniająca gospodarkę, w dużej mierze zależną od cen ropy. Jeszcze w latach 90. niektórzy eksperci przewidywali, że Kabus zostanie obalony w ciągu dekady. I choć te przewidywania się nie sprawdziły, jednak obawy o przyszłość kraju pozostały.
Wszystko ze względu na ciężką chorobę sułtana, który według pogłosek od dwóch lat zmaga się z rakiem i może być już w końcowym jego stadium. A to, mimo ustalonych mechanizmów sukcesji, może zdaniem wielu ekspertów, wykreować próżnię, którą - tak jak w innych krajach regionu - będą chcieć wykorzystać siły dżihadu.
- Ryzyko niestabilności przy okazji wymiany władzy po śmierci sułtana jest realne - powiedziała amerykańskiemu "Newsweekowi" Lori Plotkin, ekspert ds. krajów Zatoki Perskiej w Waszyngtońskim Instytucie Polityki Bliskowschodniej. - A taka niestabilność może zostać wykorzystana - i prawdopodobnie zostanie - przez terrorystów.
Z tą oceną zgadza się Katz.
- Po ponad czterech dekadach spokoju Oman znów może wrócić do stanu sprzed rządów Kabusa, kiedy panowała 10-letnia wojna domowa - mówi Katz. - Ta śmierć może otworzyć puszkę pandory, kolejną już w tym regionie - dodaje.