Oksford dla ziomali
Teza brzmi tak: Gdyby Sokrates nauczał dzisiaj, byłby pewnie twórcą hip-hopowym. Dziecinnie łatwo ją udowodnić. Ale nie przed tą publicznością.
Zielona Góra, rok 2004. Osiedla Pomorskie i Śląskie - jeden organizm wciśnięty między dwie trasy szybkiego ruchu. Stęchlizna wisi nad betonowymi chodnikami, rzadkimi plamami krzaków i trawników. Kolorowe punkty to: kiosk - wypożyczalnia wideo, blaszany supermarket oraz skate-park. Pobudowany, bo jakiś facet w garniturze potrzebował głosów w lokalnych wyborach.
10 tysięcy mieszkańców, bezrobocie ponad 40 procent. Niemal połowa mieszkańców osiedla to ludzie w wieku do 20 lat. Rówieśnicy blokowiska.
Między blokami jeżdżą powoli radiowozy - kiedyś było to królestwo dilerów narkotyków, teraz jest lepiej. Nie ma nazw ulic. Są tylko numery. Pod 13. działa uniwersytet uliczny.
Wymyślił go latem Krasnal. Trochę z nudów, ale nie do końca - Krasnal studiuje matematykę i w zasadzie ma co robić. Wymyślił, bo chciał robić coś nowego. A Tola Pauch i Ania Szmidt (studiują anglistykę) zaraz się przyłączyły. Tak powstała pierwsza w Polsce nieformalna uczelnia dla blokersów. Na osiedlowych klatkach zawisł plakat: "Bezpłatny kurs języka angielskiego. Dla początkuj±cych i dla tych, co już trochę". Nad napisem królowa Elżbieta II eleganckim gestem, jak gdyby nigdy nic, dłubie sobie w nosie.
Tylko nie Masłowska
Piątek, wieczór. Ania Szmidt przykleja do tablicy zdjęcia przedmiotów, których angielskie nazwy mają utkwić w głowach ziomali z osiedla: CD player, mobile phone, digital camera.
Na lekcji nie padnie ani jedno słowo po polsku. Ziomale wyglądają klasycznie: krótkie włosy i kurtki, sińce na głowie (niektórzy), dresy, kaptury, swetry. Przyszło 14. Uczą się przedstawiać i podawać swoje dane (to powtórka z liczb sprzed tygodnia). Największy problem z numerem karty kredytowej - nikt jej nie ma.
Po angielskim ma być wykład. Do tej pory odbyły się dwa: "Czarne dziury" z astronomii oraz "Czy można wygrać z totolotkiem?" z matematyki. Przyszło parę osób. Z ostatniego wykładu wychodzili zawiedzeni, uświadomił im, że z totolotkiem nie ma szans.
Uniwersytet już jest sławny w Polsce. Teraz do Zbigniewa Adaszyńskiego, właściciela Akademickiego Liceum w Zielonej Górze (które wspiera uniwersytet uliczny: daje sale, tablice, papier, kawę, herbatę i ciastka), ciągle zgłaszają się nowi wykładowcy, chociaż na tej uczelni nie zarobią ani złotówki.
Pewna polonistka oferowała wykład o "Wojnie polsko-ruskiej". Blokersi zbuntowali się - nie będą słuchać tych samych tekstów, które mają na co dzień na klatkach schodowych. Niedawno przyszedł człowiek, który oferował kurs pierwszej pomocy, ale nie zgadzało się to z misją uniwersytetu. Adaszyński: - Chcemy otworzyć studentów na świat idei i wartości. Preferujemy filozofię, historię sztuki, matematykę, astronomię. Nie będzie uczenia rzeczy praktycznych. Cena za abstrakcyjność jest duża - abstrakcja odstrasza studentów. Organizatorzy wsłuchują się jednak w blokowisko - przenieśli wykład z soboty na piątek. - Życie na osiedlu nabiera znaczenia pod koniec tygodnia - mówi Zbigniew Adaszyński.
Partnerstwo naukowca z blokersem
- Gdyby moje liceum mieściło się w dzielnicy willowej, założyłbym pewnie uniwersytet dla niepracujących żon niezwykle bogatych facetów. Bo jest taka grupa społeczna. I też na gwałt potrzebuje edukacji - mówi Adaszyński. Nie boi się, że nie dotrze do blokersów. Przebijał się już przez bariery kulturowe. Na przykład w Iraku, dokąd poleciał jako ekspert od edukacji z pierwszym kontyngentem w czasach, gdy wojnę nazywano jeszcze misją stabilizacyjną, w lipcu 2003 roku.
- Miałem pomóc otwierać nowe szkoły, czyli poprawiać "współczynnik normalności". Poprawiałem głównie komunikację między dyrektorem mężczyzną i nauczycielkami kobietami. Po nocach, przy mdłej żarówce, pisał skrypty edukacyjne. W namiocie obok charkali Holendrzy, dalej mieli imprezę Ukraińcy, fotoreporter polskiego dziennika rzygał na zewn±trz whisky, bo w parę minut wlał w siebie cał± butelkę arabskiej podróby. Po Iraku blokowisko to oaza spokoju. Adaszyński dba o to, żeby podtrzymać domową atmosferę.
- Gdzie kibel? - zapytał go kiedyś pewien blokers.
- No, tu - dyrektor wskazał stosowne drzwi. Nie były oznakowane.
- A gdzie, kurwa, znaczki? - dociekał ziomal.
- A w domu masz znaczki na drzwiach do kibla? - usłyszał.
Domową atmosferę uniwersytetu ulicznego doceniła Unia Europejska - Tola, Krasnal i ich koledzy dostali sześć tysięcy euro dotacji z programu Młodzież. Pomogło pewnie parę efektownych zdań z wniosku: "Pomysł powstał z rozmów przyjaciół i wspólnego zamieszkiwania w blokowisku Osiedla Pomorskiego i beznadziei korytarzy i klatek schodowych. Chcemy stworzyć rodzaj partnerstwa pomiędzy naukowcami i blokersami. Chcemy, żeby nasi ziomale zaczęli czytać, słuchać i oglądać to, co ma wartosć intelektualną. Chcemy, żeby ziomale zaczęli myśleć o powrocie do szkoły".
Kasę z Unii jest na co wydawać. Na projekcje ambitnych filmów "kina bandyckiego": "Trainspotting", "Wściekłe psy", "Urodzeni mordercy". Na książki. Blokersi dostaną po kilka egzemplarzy za darmo, żeby z czasem obrosły w domowe biblioteczki.
Starożytny ziomal
Mój wykład będzie trzeci (po dziurach i totolotku). Tytuł - "Sokrates pierwszym anarchistą" - okazał się porażką. Tola Pauch słyszała na swojej klatce taki tekst: - Anarchista? A co to jest? Nie idę.
Na wielki korytarz liceum przyszło prawie 40 osób. Kilku studentów, kilka osób powyżej trzydziestki. Klasycznych blokersów - 10. Wykład się nie zaczął, a już patrzą na zegarek. Będę mówił do nich głównie najbardziej potocznym językiem, jakim potrafię. Tak jak chcą twórcy uniwersytetu ulicznego.
Ateny, rok 399 przed naszą erą. Sokrates w więzieniu połyka cykutę - truciznę, któr± każe mu wypić rząd tego państwa-miasta. Może uciekać, ale nie chce. Pokazuje, że zwisa mu życie, a już zupełnie olewa władzę i bogactwo innych. Ważniejsza jest prawda i życie w zgodzie ze sobą. Podobną sytuację opisuje raper O.S.T.R.
Życie to kaucja, co tak naprawdę nic nie wyjaśnia
W kwestii wartości i zbędnego bogactwa
Sala dorosłych, uparci jak osły i ślepi jak ćma
Dość tych co myśli przypłacili śmiercią.
Dobrze zaśpiewane - Sokrates też przypłacił swoje myśli śmiercią. Jego ojciec masowo produkował z kamienia szmirowate posągi bogów. Sokrates nie chciał zapieprzać na taśmie u ojca, zupełnie jak ten ziom z "Ósmej mili" - Eminem - który czuł wstręt do taśmy w fabryce samochodów. Sokratesowi hajs zwisał, wolał włóczyć się po mieście albo chodzić do pakerni, żeby gadać z ziomalami.
Ścierał się z kolesiami, którzy nazywali się sofistami. Udowadniał, że wszystko, co mówią, to ściema. Bardzo się na to wpieniali. Jeden wpieniony sofista kopnął raz Sokratesa. A kiedy taki jeden ziom dopytywał się Sokratesa, dlaczego nie zareagował, to ten powiedział: "A gdyby kopnął mnie osioł, czy pozwałbym go przed sąd?".
Kopanie Sokratesa
Na tym uniwersytecie nie ma indeksów, ocen, zaliczeń. Ani oporów. Ziomal się nudzi, to wychodzi. Płuca też mają swoje potrzeby - odezwą się i już trzeba kopsnąć się na schody na szluga. - Wykłady to dla nich duży ból, przeżycie traumatyczne - mówi Tola Pauch. - Angielski to co innego. Przyda się, żeby znaleźć pracę za granicą. Ale zostać na wykładzie z filozofii? Po co? Ale w końcu jakoś wygenerujemy z nich tak± potrzebę - obiecuje.
Na razie blokersi na moim wykładzie zostają, bo proszą ich o to Tola i Krasnal (choć chłopaki mogliby pójść na browar albo na ławkę). Ale widać, że Sokrates boli ziomali. Po wykładzie zadają tylko jedno pytanie: - Ten facet, co Sokrates powiedział, że nie będzie ciągał go po sądach...
- ...bo nie ciągałby też osła.
- No właśnie. To w co on kopnął Sokratesa?
MARCIN FABJAŃSKI
PS Cytowałem "Żywoty i poglądy słynnych filozofów" Diogenesa Laertiosa (przekład Irena Krońska) oraz fragmenty tekstu O.S.T.R.-a pt. "Boże Igrzysko".