Okno życia - dzwonek zapowiada dziecko
W ręku ściskała strzykawkę. Okazało się, że przed chwilą wybiegła z gabinetu, w którym miała mieć przeprowadzoną aborcję. Zmuszali ją do tego bliscy. Dopiero w ostatnim momencie, kiedy zobaczyła zastrzyk, poczuła, że nie może pozbyć się swojego dziecka.
Dom Samotnej Matki na przedmieściach Krakowa. Prowadzą go zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu. W jednym z okien budynku, tuż nad chodnikiem, stoi pusta kołyska. Okiennicę można łatwo otworzyć od strony ulicy. Kiedy już ktoś ją uchyli, w całym domu rozlega się dzwonek alarmu. Na ten dźwięk siostry nazaretanki są natychmiast przy oknie. Alarm prawdopodobnie będzie fałszywy – ale możliwe, że znajdą w kołysce, na kolorowym prześcieradle, porzucone niemowlę.
To okienko – to właśnie Okno Życia. Zostało otworzone w marcu zeszłego roku z inicjatywy metropolity krakowskiego księdza kardynała Stanisława Dziwisza, Wydziału Duszpasterstwa Rodzin Kurii Metropolitalnej i Caritas archidiecezji krakowskiej. Na wszystkie pytania o Okno Życia odpowiada mi ksiądz Jacek Konieczny, dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Rodzin, a jednocześnie opiekun Domu Samotnej Matki. – Okno jest ratunkiem dla niechcianych dzieci – wyjaśnia – ale także chroni matkę przed oskarżeniem popełnienia przestępstwa: narażenia dziecka na utratę zdrowia i życia.
Kobieta, która nie ma możliwości zaopiekowania się swoim nowo narodzonym dzieckiem – pozbawiona wsparcia bliskich, pieniędzy, a przede wszystkim nadziei, że potrafi być matką – może otworzyć okno i włożyć dziecko do kołyski. Odchodząc, będzie wiedziała, że jest ono już bezpieczne. A także, że ona sama nie ponosi żadnych prawnych konsekwencji tego, co zrobiła.
Ksiądz Jacek dodaje jednak od razu, że pozostawienie swego dziecka w okienku to ostateczność, ostatnia deska ratunku dla tych niechcianych dzieci, których nie zostawiono w szpitalu po podpisaniu urzędowych formularzy ani nie oddano do jednego z ośrodków adopcyjnych. Okno zostało stworzone z myślą o matkach, które po poczęciu dziecka zostały odrzucone przez swoich najbliższych, została w nich okaleczona wiara w ich macierzyństwo.
– Okno to znak, że w naszych rodzinach brakuje miłości i szacunku do życia – mówi ksiądz Jacek.
– Kościół uczy i nie przestaje uczyć, że życie przekazuje się z rąk do rąk, czyli odpowiedzialnie. Boży dar życia trzeba odpowiedzialnie przyjąć, bo on daje szansę stawania się matką i ojcem – stwierdza ksiądz. – Niestety, te kobiety, które oddają swoje dziecko, widzą tylko jedną możliwość – że znajdzie się ktoś życzliwy, kto przejmie ich macierzyństwo. Nie widzą nadziei na bycie matką.
Ksiądz podkreśla odpowiedzialność tych matek, które nie zostawiają dziecka na śmietniku ani pod ławką w parku, gdzie może umrzeć, zanim odnajdzie je przypadkowy przechodzień. Zwraca uwagę na ich życiowy dramat. – Jest to bardzo bolesne, że jedynym czynem miłości wobec tego dziecka może być rezygnacja ze swojego macierzyństwa, tego najpiękniejszego daru dla kobiety, po to, żeby to dziecko mogło żyć i rozwijać się tam, gdzie jest miłość – mówi.
Dwie dziewczynki
Z drugiej strony okna znajduje się pokój, przygotowany z myślą o niemowlęciu. Siostra Cherubina, która pracuje w Domu Samotnej Matki już od 33 lat, często wstaje w nocy, zagląda do okienka – żeby zobaczyć, czy kołyska na pewno jest pusta. Chociaż wie, że nawet gdyby nie obudziła się na dźwięk dzwonka, na dół przybiegnie siostra Józefina.
Dotychczas Okno Życia było ratunkiem dla dwójki niemowląt – dwóch dziewczynek.
Siostra Cherubina opowiada o pierwszym niemowlęciu: – To była druga w nocy, alarm, no więc biegniemy do okienka. Widziałyśmy tylko ręce matki wkładające dziecko do kołyski. A to dziecko było tak czyste, tak ubrane pięknie, czyściusieńko...
Dziewczynkę bardzo szybko odwieziono do szpitala, żeby zaopiekowali się nią lekarze.
– Na drugi dzień przyjechała telewizja, z kamerami... Cuda się działy – opowiada zakonnica. Wszyscy chcieli usłyszeć o pierwszym dziecku z Okna Życia, porozmawiać z siostrami, zrobić kilka zdjęć. Na początku wydawało się to kolejną medialną sensacją, a jednak ludzie zauważyli, że w istocie jest to wołanie o miłość. Tego samego dnia siostra odebrała telefon od kobiety, która chciała natychmiast zaopiekować się znalezionym niemowlęciem.
Dwa tygodnie później siostry znalazły następną dziewczynkę. Tym razem alarm zabrzmiał wczesnym popołudniem. Wszyscy pobiegli do okienka. – Zawiniątko, takie brudne... – wzdycha siostra Cherubina. – Golusieńkie dziecko w prześcieradle. Małe. Długie, czarne włosy. No i nieurodzone w szpitalu, bo pępuszek był inaczej zawiązany. Siostra Cherubina pojechała z niemowlęciem do szpitala. Bała się o dziewczynkę, która wyglądała na wcześniaka. – Cały czas się modliłam – opowiada – Bo to dziecko troszkę zasnęło, a ja myślałam, że jest takie słabe... I myślę sobie: Panie Boże, żeby tylko dowieźć je żywe. Lekarze natychmiast zajęli się niemowlęciem. Na szczęście okazało się, że poza niegroźną infekcją nic mu nie dolega.
Obie dziewczynki niedługo po ich znalezieniu oddano do biura adopcyjnego. Procedurę przekazywania maleństw nowej rodzinie udało się skrócić do minimum i siostry wierzą, że niemowlęta już znalazły kochających rodziców.
W Domu Ojca Świętego
Powstanie Okna Życia jest kontynuacją dzieła obrony życia, rozpoczętego 33 lata temu przez kardynała Karola Wojtyłę. Ksiądz Jacek Konieczny mówi o otwarciu Okna Życia: – Gdyby Karol Wojtyła dzisiaj stanął przed problemem porzucanych dzieci, na pewno by tak zareagował, jak zareagował Kościół krakowski.
To przyszły Papież w roku 1974 zlecił siostrom nazaretankom prowadzenie pierwszego w Krakowie Domu Samotnej Matki. Był przerażony statystykami – liczbą dokonywanych co roku aborcji, których przyczyną najczęściej była bezradność matek. Mówił, że tych dzieci nikt nie obroni – musi to zrobić Kościół. Zrozumiał, że takim kobietom nie wystarczy pomoc finansowa. Potrzebują domu, w którym poczują się bezpiecznie i będą mogły w atmosferze miłości i akceptacji dojrzewać do macierzyństwa.
Siostra Cherubina zastanawia się, czy nie stało się tak również dlatego, że on sam stracił matkę bardzo wcześnie. Dorastając bez niej, musiał wiedzieć, że więź pomiędzy matką a dzieckiem jest bezcenna. Pierwszy krakowski Dom Samotnej Matki powstał przy ulicy Warszawskiej. Ten na Przybyszewskiego zbudowano już cztery lata później, żeby nie zabrakło miejsca dla potrzebujących pomocy kobiet. Kardynał Wojtyła czuwał nad jego rozwojem i doradzał siostrom, jak mają postępować w trudnych sprawach. Dziś również siostrom zdarza się w modlitwie prosić Go o duchowe wsparcie, kiedy napotykają trudne do rozwiązania problemy. A o samym domu mówią zawsze "Dom Ojca Świętego". Kiedy kardynał został papieżem, archidiecezja krakowska otworzyła Dom Samotnej Matki w Wadowicach. Nadano mu imię mamy Ojca Świętego: Emilii Wojtyłowej.
Zgodnie z zamysłem kardynała Karola Wojtyły budynki są małe, w każdym może mieszkać jednocześnie tylko kilkanaście matek. Dzięki temu łatwiej poradzić sobie z trudnościami, których przecież nie brakuje. – Domem Samotnej Matki nie można zarządzać – mówi ksiądz Jacek. – Tam trzeba być i tworzyć atmosferę rodzinnego domu. Trzeba rozmawiać, słuchać, rozwiązywać na bieżąco codzienne problemy. On sam, jako opiekun, stara się przyjeżdżać tam często, nie tylko od święta.
Kobietom, które szukają schronienia w Domu Samotnej Matki, brakuje nadziei. Nie mają gdzie się podziać ze swoim jeszcze nienarodzonym dzieckiem, a to jest ostatnie miejsce, do którego mogą przyjść. Jednak pomimo wszystko chcą urodzić dziecko. Siostra Cherubina mówi, że jest to decyzja, której się nie żałuje. Zdecydowana większość tych kobiet odejdzie z tego domu razem ze swoim dzieckiem. Nieliczne pozostałe niemowlęta znajdą miejsce w innych rodzinach.
Dom Samotnej Matki nie zastąpi jednak prawdziwego domu, dlatego ksiądz i siostry starają się dyskretnie pośredniczyć w kontaktach między kobietami a ich bliskimi. Pomagają też w znalezieniu mieszkania, jakiejś pracy. Dzięki temu matka może stąd odejść razem z dzieckiem – i poradzić sobie.
– Trzeba się uczyć odpowiedzialności, trzeba się nauczyć, że o dziecko, o siebie warto powalczyć – stwierdza ksiądz Jacek. – Przede wszystkim – dodaje – trzeba się nauczyć tego, że miłość jest silniejsza niż strach.
Często się zdarza, że kobiety, które chciały zostać w Domu Samotnej Matki tylko do porodu, a potem oddać swoje dziecko do adopcji, odnajdują w sobie dość siły, by być matką, a swoje dziecko darzą wielką miłością.
Tysiąc i sześćset niemowląt
Przez 33 lata setki kobiet znalazły schronienie u sióstr. Przyjeżdżają z całej Polski. Najczęściej są to młode dziewczyny, wyrzucone z rodzinnego domu, noszące w sobie dziecko, do którego nie chce się przyznać jego ojciec. Najmłodsza z dziewczyn miała 13 lat – przyprowadzili ją dziadkowie. Ale nie brakowało też starszych kobiet. W Domu Samotnej Matki urodziło się już blisko 1600 niemowląt. Siostra Cherubina wspomina uroczyste narodziny tysięcznego dziecka. Siostry dostały wtedy bardzo ciepły list z błogosławieństwem od Jana Pawła II. Historie z Domu Samotnej Matki zawsze są dramatyczne. Siostra Cherubina opowiada o młodej dziewczynie, która kiedyś przybiegła zdyszana, w ręku ściskała strzykawkę. Kiedy siostra zapytała ją, co się stało, dziewczyna zaczęła płakać. Okazało się, że przed chwilą wybiegła z gabinetu, w którym miała mieć przeprowadzoną aborcję. Zmuszali ją do tego bliscy. Dopiero w ostatnim momencie, kiedy zobaczyła zastrzyk, po którym miała nastąpić aborcja, poczuła, że nie może pozbyć się swojego
dziecka. Została razem z siostrami. Historia skończyła się szczęśliwie – jej matka zaakceptowała ciążę córki, a dziewczyna wyszła za mąż za chłopaka, który był ojcem dziecka. Strzykawka została w Domu Samotnej Matki, jako pamiątka.
Przychodzą tu też kobiety, które mają duże rodziny i brakuje im możliwości, aby wychować kolejne dziecko. Siostra Cherubina opowiada o jednej z nich. Oczekiwała już swojego jedenastego dziecka. Jej mąż ostro sprzeciwiał się następnym narodzinom, nakłaniał ją do aborcji – ale ona stanowczo odmówiła. Uciekła i schroniła się u sióstr. Kiedy niemowlę przyszło na świat, ojciec przyjechał z wizytą. Wciąż nie chciał dziecka, jedynym rozwiązaniem problemu wydawało mu się oddanie noworodka do adopcji. Matka nie wyobrażała sobie jednak rozstania z córeczką. Siostra Cherubina wspomina tę wizytę: – I tak stanął i patrzył na to dziecko... Ja mówię: proszę pana, to jest pana jedenaste dziecko, i to ono właśnie może kiedyś panem się zająć w starszym wieku. Może panu podać tę szklankę wody, jak to się mówi. Pan największą radość może mieć z tego dziecka...
Słowa siostry odniosły skutek – mężczyzna jeszcze przez dłuższą chwilę się wahał, ale w końcu podjął decyzję i do domu wrócili już we trójkę. Dziesięć lat później przyjechał z kolejną wizytą do sióstr. Towarzyszyła mu żona i śliczna długowłosa dziewczynka. Siostra miała rację: przez ten czas pozostałe dzieci dorosły i odeszły z domu, a ona jeszcze została z rodzicami. – Cała radość tej rodziny – uśmiecha się siostra.
Album ze zdjęciami
Dziewczyny, które przychodzą do Domu Samotnej Matki, mogą się dużo nauczyć. Siostry pokazują im, jak prowadzić dom, jak opiekować się niemowlęciem. Jednak najcenniejszą rzeczą jest rodzące się w tych dziewczynach macierzyństwo. Mówi o tym ksiądz Jacek: – Kobieta sama musi się narodzić jako matka. Ona musi chcieć dziecka.
Często wystarczy dawane przez dom poczucie bezpieczeństwa, świadomość, że nie zostanie bez pomocy. – Wtedy wychodzi z Domu Samotnej Matki nie tylko z dzieckiem; wychodzi jako matka – ksiądz mocno akcentuje ostatnie słowa.
Dlatego to, co wydawało się niemożliwe – wychowanie dziecka – okazuje się, pomimo wielu trudności, zadaniem na jej siły. Źródłem wielkiej radości. "Dla tego dziecka warto mi żyć" – te słowa padają tutaj często.
Kiedy pozna się prawdę o Domu Samotnej Matki, o mieszkających tam kobietach, o Oknie Życia, jeszcze trudniej zaakceptować doniesienia o niemowlętach porzuconych gdzieś na ulicy. Pojawia się pytanie, czy takich okien powinno być więcej? Czy powinno się o tym mówić głośniej? Ksiądz Jacek twierdzi, że trzeba mówić o oknie. Przecież służy ono właśnie ratowaniu życia! Dobrze też, że nie jest to jedyne takie miejsce – podobne otworzono w tym roku w Łodzi. – Jeszcze lepiej byłoby, gdyby Okno Życia zawsze było puste i pozostało symbolem wołania o miłość dla matki i poczętego dziecka – stwierdza ksiądz.
Pod koniec mojej wizyty w Domu Samotnej Matki siostra Cherubina przynosi jeszcze albumy ze zdjęciami. Nie ma tam dziewczynek z Okna Życia – ale są dziesiątki fotografii dzieci i matek. Niemowlęta ubrane w kolorowe śpioszki, mała dziewczynka na kolanach Świętego Mikołaja, długowłose bliźniaczki. Na ostatniej stronie młody, przystojny piłkarz na boisku. To wszystko dzieci urodzone w Domu Samotnej Matki. Trudno sobie wyobrazić, że tych ludzi mogłoby nie być – gdyby nie inicjatywa Papieża i wieloletnia praca sióstr. Matki, które opuszczają Dom Ojca Świętego, jeszcze długo piszą listy, wysyłają kolejne fotografie swoich dzieci. Są wdzięczne za okazane im serce. Jedna z dziewczyn, którą mijam na korytarzu, prosi: – Niech pani koniecznie napisze, że siostry są przekochane!
Nad schodami Domu Samotnej Matki cały czas wisi tablica ze słowami Papieża: "Życie jest darem Bożym i mamy je otaczać troskliwą opieką od samego poczęcia".
Hanna Smuga