Ojciec zgwałcił i zabił niemowlę
Przed Sądem Okręgowym w Szczecinie rozpoczął się proces rodziców 4-miesięcznego Aleksa. W połowie grudnia prokuratura oskarżyła ojca dziecka, 27-letniego Grzegorza M. o zgwałcenie syna i zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Grozi mu od 12 lat więzienia do dożywocia.
02.02.2005 | aktual.: 02.02.2005 15:37
Mężczyzna wielokrotnie bił chłopca po całym ciele, co spowodowało m.in. złamanie kości czaszki i żeber oraz stłuczenie mózgu. Obrażenia spowodowały zgon dziecka.
Matkę Aleksa, 31-letnią Elżbietę P., oskarżono o fizyczne i psychiczne znęcanie się nad dzieckiem, a także o to, że widząc obrażenia na ciele syna nie podjęła żadnych działań, by udzielić dziecku pomocy lekarskiej. Kobieta zostawiała w domu bez opieki skrępowane pieluchą dziecko i w ciągu dnia układała pod żarówką, by nie spało. Grozi jej do 5 lat więzienia.
Oskarżeni nie przyznali się do zabójstwa dziecka i odmówili składania wyjaśnień. W ciągu ponaddwugodzinnej rozprawy sędzia Małgorzata Puczko odczytała protokoły zeznań oskarżonych złożonych w śledztwie.
"Bo miał spuchniętą nóżkę"
Z akt wyłonił się makabryczny obraz ostatnich dni życia niemowlęcia. Opis zabójstwa synka Grzegorz M. wysłuchał w spokoju i bez emocji. Matka dziecka na rozprawie ukrywała twarz za gazetą.
W lutym 2004 r. Grzegorz M. przywiózł do szczecińskiego szpitala dziecięcego 4-miesięcznego syna Aleksa. Niemowlę nie dawało oznak życia, lekarze reanimowali je przez godzinę, po czym stwierdzili zgon. Chłopczyk miał m.in. połamane żebra, kości czaszki i nogę w kilku miejscach. W szpitalu oskarżony powiedział lekarzom, że przywiózł syna do szpitala, "bo miał spuchniętą nóżkę".
Podczas przesłuchań Grzegorz M. tłumaczył, że syn wypadł mu z rąk, gdy mył go w kuchennym zlewie i uderzył głową o podłogę. Podniósł dziecko, położył na łóżku i rozpoczął trwającą półtorej godziny reanimację. Przyznał, że próbując ocucić Aleksa kilkakrotnie uderzył go ręką w głowę i brzuch powodując obrażenia dziecka.
"Chodziłem z nim po domu i płakałem, uderzałem ręką w głowę, to było jakieś opętanie, nie zgwałciłem syna, próbowałem go reanimować" - wyjaśniał w śledztwie Grzegorz M. Ślady krwi dziecka znaleziono na ścianach, pościeli i ubraniach oskarżonego. W domu znaleziono środki odurzające.
Regularnie zażywał amfetaminę
Oskarżony, który regularnie zażywał amfetaminę, stwierdził w prokuraturze, że na tydzień przed zabójstwem "wszedł w narkotykowy ciąg". Na podstawie badań krwi ustalono, że w dniu zabójstwa Grzegorz M. i Elżbieta P. byli pod wpływem amfetaminy.
Elżbieta P. jeszcze w śledztwie określiła zarzuty jako "bzdury", w sądzie przyznała się jedynie do posiadania narkotyków. Stanowczo zaprzeczyła, żeby zostawiała syna samego w domu i przyznała, że "gdyby w Polsce dozwolona była aborcja, usunęłaby ciążę".
Świadkowie zeznali, że Elżbieta P. zażywała narkotyki i w tym stanie zajmowała się dzieckiem, a jej stosunek do syna był bezuczuciowy i obojętny. Kobieta szarpała niemowlęciem podczas przewijania, wielokrotnie krępowała chłopca pieluchą, tak by nie mógł ruszać rękoma.
W śledztwie oskarżeni zostali przebadani wariografem (wykrywaczem kłamstw) oraz psychiatrycznie. W ocenie lekarzy, mieli oni pełną zdolność rozpoznania znaczenia swego czynu i pokierowania swoim postępowaniem.