Ogień szaleje koło Aten - są poparzeni i zatruci dymem
Greccy strażacy trzeci dzień z rzędu walczą z pożarami lasów na północny wschód od Aten. Poparzonych zostało co najmniej pięć osób, a u kilkudziesięciu wystąpiły problemy z oddychaniem. Nie są to jednak ciężkie obrażenia - zapewnili przedstawiciele ministerstwa zdrowia.
Żywioł rozprzestrzenia się, co doprowadziło do ewakuacji kilkunastu prawosławnych sióstr zakonnych, których klasztorowi zagrażał ogień - podały władze.
Pożary, które wybuchły w piątek, strawiły 15 tys. hektarów lasów i zarośli, zniszczyły wiele domów i zmusiły tysiące ludzi do ucieczki z terenów położonych na północny wschód od stolicy Grecji.
Walka z ogniem trwa też w okolicach miast Nea Makri i historycznego Maratonu. W Nea Makri trzeba było m.in. ewakuować prawosławny klasztor.
Mieszkańcy zagrożonych terenów próbują na wszelkie sposoby chronić swoje domy, polewając je wodą z ogrodowych węży czy prosto z wiader. W niedzielę z okolic Aten ewakuowano ok. 10 tys. ludzi.
W poniedziałek o świcie działania wznowiło kilkanaście samolotów gaśniczych i śmigłowców. W walce z ogniem greckich strażaków wspierają dwa samoloty włoskie, samolot francuski i śmigłowiec z Cypru. Trzy kolejne francuskie maszyny mają dołączyć w ciągu dnia.
Na miejscu jest ponad 500 ludzi, w tym 42 Cypryjczyków, i ponad 130 wozów strażackich.
Prefekt regionu Aten Jannis Sgurois nazwał szalejące od trzech dni pożary "nieopisaną katastrofą ekologiczną". Zaznaczył jednak, że "są pewne oznaki dla optymizmu".
To największe pożary w Grecji od kiedy dwa lata temu ogień strawił ponad 250 tys. hektarów, głównie na Peloponezie i wyspie Eubei. Zginęło wówczas ponad 70 osób.