Oficerowie CBŚ wrobili szefa w gwałt?
Funkcjonariuszka Centralnego Biura Śledczego
oskarżyła swojego naczelnika o gwałt. Sąd go uniewinnił -
określając jej zeznania i dwóch oficerów jako niewiarygodne i
zmyślone. Oni nadal pracują. On jest na emeryturze - pisze "Gazeta
Lubuska".
01.06.2005 | aktual.: 01.06.2005 08:25
Oni to pani M.Ś., jej mąż K.Ś. i ich dobry znajomy J.K. W gorzowskim oddziale Centralnego Biura Śledczego pracowali za czasów naczelnika Andrzeja D. i dalej są funkcjonariuszami biura. Naczelnika nie ma w policji od czerwca 2002 r. Zwolnił się pół roku po tym, jak oskarżono go o gwałt M.Ś. Kilka dni temu Sąd Okręgowy w Gorzowie utrzymał uniewinniający go wyrok I instancji. - Wykończyli mnie. To ja zostałem zgwałcony: moralnie, zdrowotnie, rodzinnie i zawodowo - mówi Andrzej D.
To miało być wkupne pani M.Ś, nowej pracownicy CBŚ. Imprezę zaplanowano na 9 listopada 2001 r. - J.K. namawiał mnie, żebym przyszedł. Że chodzi o integrację zespołu - wspomina ówczesny naczelnik. Spotkali się w mieszkaniu konspiracyjnym CBŚ. Pili.
Tydzień po imprezie M.Ś. zawiadomiła prokuraturę o gwałcie. Ale w winę naczelnika nie uwierzył sąd. Zeznania rzekomo pokrzywdzonej w wielu miejscach uzasadnienia wyroku nazwał niewiarygodnymi, nielogicznymi i absurdalnymi. M.Ś. zeznała np., że broniła się i miała obrażenia, ale tego nikt nie potwierdził. Przyznała, że wyrzuciła spodnie z popsutym zamkiem, choć mogły być dowodem w sprawie. Wyrok sądu jest prawomocny. Prokuratura nie będzie składała wniosku o kasację.
Były naczelnik złożył do prokuratury zawiadomienie o składaniu fałszywych zeznań przez swych byłych podkomendnych. - Kłamali pod przysięgą. Tacy policjanci stwarzają zagrożenie dla społeczeństwa, uważa Andrzej D. Rzecznik gorzowskiej prokuratury Dariusz Domarecki mówi, że zawiadomienie jest, ale jeszcze nie ustalono, czy będzie postępowanie.