Ofiary pedofila spotkały go w... sądzie
Władze Sądu Okręgowego w Łodzi wyjaśniają, dlaczego doszło do spotkania na sali sądowej oskarżonego o pedofilię mężczyzny z jego małoletnimi ofiarami. Według rodziców, dzieci przeżyły szok, a wiceprezes sądu przyznał, że był to błąd.
13.01.2005 | aktual.: 13.01.2005 15:36
Jesienią 2003 roku w Łodzi zatrzymany został mężczyzna, którego prokuratura oskarżyła o czyny lubieżne wobec pięciorga dzieci. Grozi mu 10 lat więzienia. W związku z tą sprawą małoletnie ofiary, które mężczyzna skrzywdził, były już raz przesłuchiwane, w obecności sędziego, prokuratora i psychologa.
Przesłuchanie odbyło się w październiku 2003 roku tzw. "niebieskim pokoju" - specjalnie do tego przygotowanym pomieszczeniu, które przypomina dziecinny pokój. Znajdują się w nim m.in. kolorowe meble, zabawki, pluszowe maskotki. Obrońcy siedzą w pomieszczeniu obok, oddzielonym tzw. weneckim lustrem. Wtedy obiecano nam, że dzieci nie będą już przesłuchane - powiedział ojciec 11-letniej obecnie dziewczynki, jednej z ofiar oskarżonego.
Tymczasem sąd raz jeszcze wezwał dzieci, bo obrońca mężczyzny złożył wniosek o ponowne ich przesłuchanie. Termin wyznaczono na środę 12 stycznia. Czekaliśmy pod salą, kiedy nagle zobaczyliśmy jak dwóch policjantów prowadzi oskarżonego. Dzieci przeżyły szok, córka zaczęła szlochać - opowiadał ojciec dziewczynki. Dodał, że następnie poproszono wszystkich na salę, gdzie ponownie doszło do spotkania sprawcy i jego ofiar. Dopiero po chwili sędzia poprosiła, aby oskarżony został wyprowadzony z sali - powiedział.
Zdaniem wiceprezesa łódzkiego sądu Janusza Ritmanna, był to błąd, bo dzieci powinny być przesłuchane w specjalnie do tego przygotowanym pokoju. Nie powinno też dojść do sytuacji, w której małoletni pokrzywdzeni widzą sprawcę.