Ofiar w Nangar Khel mogło być więcej
Gdyby nie wady pocisków, na afgańską wioskę Nangar Khel spadłoby ich jeszcze więcej - powiedział naczelny prokurator wojskowy Krzysztof Parulski na posiedzeniu
sejmowych komisji sprawiedliwości i obrony. Komisje rozpatrywały informacje resortów sprawiedliwości i obrony, Naczelnej Prokuratury Wojskowej oraz Służby Kontrwywiadu
Wojskowego o postępowaniu w sprawie ostrzału Nangar Khel w 2007 roku.
25.07.2008 | aktual.: 25.07.2008 17:52
Szef NPW powiedział, że z 24 wystrzelonych pocisków moździerzowych osiem spadło w zabudowania. Dodał, że zawodność pocisków wystrzelonych przez biegłych na poligonach w Polsce i Afganistanie była taka sama, jak amunicji użytej feralnego dnia. Wywód biegłych jest taki, że gdyby nie "niedoloty", jeszcze dwa pociski wpadłyby w zabudowania - powiedział.
Parulski podkreślił, że w chwili ostrzału w wiosce nie było talibów, choć nikt nie zaprzecza, że bywali tam wcześniej i terroryzowali wioskę - to oni uszkodzili pojazdy polski i amerykański, co było powodem wysłania tam grupy szturmowej. Zastępca Parulskiego gen. bryg. Zbigniew Woźniak powiedział, że z posiadanej przez prokuraturę korespondencji nie wynika żadna obecność bojowników.
Spór między Parulskim a niektórymi posłami i jednym z obrońców oskarżonych żołnierzy mec. Piotrem Kruszyńskim wywołał fakt, że biegli nie strzelali dokładnie z tego samego miejsca, choć zlustrowali je na podstawie wskazań GPS. Zdaniem adwokata moździerz należało ustawić do prób w tym samym miejscu. Niech pan nie wymaga od biegłych, by znowu zbombardowali wioskę - replikował Parulski.
Zaprzeczył pogłoskom, by prowadzący śledztwo prok. Karol Frankowski został odsunięty od sprawy. Poinformował, że Frankowski jest na urlopie, lecz nadal pracuje w NPW. Mam przekonanie, że będzie oskarżycielem w tej sprawie - powiedział Parulski.
Zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego Dariusz Pilarz powiedział, że SKW podzieliła się całą swoją wiedzą z prokuraturą. Według Parulskiego, część materiałów została udostępniona w lipcu po piśmie ponaglającym z NPW.
Wiceminister Czesław Piątas zapewnił, że wojsko wyciągnęło wnioski i wprowadziło zmiany w szkoleniu oraz procedurach, by taka tragedia się nie powtórzyła. Przypomniał, że MON pomogło żołnierzom i ich rodzinom, udzielając im wsparcia finansowego.
Pierwszy zastępca szefa Sztabu Generalnego gen. broni Mieczysław Stachowiak wyraził nadzieję, że nie powtórzy się sytuacja, w której żołnierze są zatrzymywani na oczach rodzin jak pospolici bandyci.
Na żądanie wyjaśnień, w jaki sposób stacje telewizyjne weszły w posiadanie nagrań filmowych z zatrzymania, Woźniak odparł, że telewizje pokazywały nie zatrzymanie, lecz doprowadzenie do sądu. Według niego dziennikarzy poinformowały rodziny zatrzymanych.
Do tragicznego wydarzenia doszło 16 sierpnia 2007 roku. W wyniku ostrzału śmierć poniosło ośmioro Afgańczyków, wśród rannych były też dzieci i kobiety - trzy z nich zostały trwale okaleczone.
W listopadzie zatrzymano siedmiu żołnierzy - sześciu jest oskarżonych o zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi kara dożywotniego więzienia, jeden o ostrzelanie niebronionego obiektu, za co grozi kara od 5 do 15 lat, a w wyjątkowych przypadkach 25 lat więzienia.
W kwietniu biegli badali w Afganistanie moździerz i amunicję tego samego typu jak wystrzelona na wioskę. Według obrońców oskarżonych żołnierzy przyczyną tego, że pociski spadły na wioskę i spowodowały śmierć cywilów, mogła być wada broni lub amunicji. W październiku sąd ma zbadać kompletność materiału dowodowego zebranego przez prokuraturę.