PublicystykaOdwiedziłem warszawskie licea. "Chaos i paranoja wokół 'Tęczowego Piątku'"

Odwiedziłem warszawskie licea. "Chaos i paranoja wokół 'Tęczowego Piątku'"

Czerwone róże, chamskie wyzwiska, tęczowe flagi, interwencje kuratorium oświaty i zszokowani uczniowie. To wszystko widziałem w piątek w warszawskich liceach. Paranoja sięgnęła zenitu.

Odwiedziłem warszawskie licea. "Chaos i paranoja wokół 'Tęczowego Piątku'"
Źródło zdjęć: © East News
Patryk Osowski

W czwartek polskie media obiegła informacja, że dzień później 211 szkół w całej Polsce przyłączy się do akcji "Tęczowy Piątek". - To już 3. edycja akcji – mówiła mi Cecylia Jakubczak z Kampanii Przeciw Homofobii (KPH). Ale jeszcze nigdy emocji nie było aż tyle, co w tym roku.

KPH nie chciało zdradzić, o które placówki dokładnie chodzi, a internet zalała fala spekulacji i jadu. Rodzice chwycili za telefony i wydzwaniali do szkół.

Szkolny telefon urywa się od połączeń. "Wiadro pomyj"

- Dzwonili i dziękowali nam, że przyłączyliśmy się do akcji. Dostaliśmy nawet kwiaty – mówią mi pracownicy jednej ze szkół. – Ale my nic nie organizowaliśmy ani nie organizujemy – tłumaczą się. Inni rodzice krzyczeli, że są oburzeni. Dotarły do nich informacje, że ich dziecko będzie zmuszone brać udział w lekcjach o gejach, lesbijkach, osobach transpłciowych, interpłciowych i queer. – Wylali na nas wiadro pomyj i krzyczeli przez telefon. A u nas nic takiego się nie dzieje. Lekcje jak zwykle i nie ma żadnego "Tęczowego Piątku" – zapewniają.

O samej akcji oczywiście słyszeli. Dyrekcja może nawet byłaby przychylna się do niej dołączyć. - Ale szum wokół całej sprawy nie sprzyja nauce ani szkolnej atmosferze – tłumaczą.

Przed szkołą spotykam też kilku rodziców. Gdy pytam ich o zdanie, są podzieleni. Jedni chętnie wypowiedzieliby się nawet przed kamerą, inni nie chcą powiedzieć nic. Przyznają jednak, że w szkole jest to teraz temat numer jeden. – Dzieciaki siedzą w telefonach, czytają o dyskusji na temat swojej szkoły, przeglądają komentarze i czują się zagubione – przyznają.

Widzę mnóstwo negatywnych emocji i zero konkretu. Dzwonię do kilku losowo wybranych liceów i wszędzie słyszę, że akcja w ogóle nie jest tam organizowana. Jadę więc do kolejnej ze szkół, w której ustaliłem, że na korytarzach wiszą tęczowe flagi. Już przed wejściem faktycznie widzę młodzież ubraną w kolorowe skarpetki i czapki.

"Jesteście nienormalni! Co wy wyprawiacie?"

Byłem przekonany, że to jedna z tych szkół, w których, jak czytam w internecie, zamiast niektórych lekcji odbędą się zajęcia o tolerancji. Ale czy dyrekcja placówki nie złamała prawa? Czy zgodnie z art. 86 prawa oświatowego uzyskała na to wcześniej zgodę rady szkoły i rady rodziców? I czy zgodnie z art. 109 rodzice mieli prawo nie wyrazić zgody na udział swojego dziecka w akcji środowisk LGBTQ?!

Jestem ostrożny. Zanim wejdę na prywatny teren szkoły dzwonię do sekretariatu prosząc o zgodę. Mówię, że chciałbym zobaczyć jak wygląda "Tęczowy Piątek" w ich liceum i zrobić wywiad z przedstawicielami placówki.

– Muszę zapytać o zgodę dyrekcję, a dyrekcja skonsultuje się z kuratorium – słyszę od sekretarzy szkoły. Taksówka odjechała, na zewnątrz +3 st. C, a wiatr zimny jak cholera. Czekam 5, 10, 15 minut. Po 75 minutach dostaję zgodę. Mogę wejść do środka.

Na ścianach tęczowe flagi i kolorowe plakaty. 95 proc. uczniów wygląda tak, jak zwykle. Niektórzy mają jednak ubrania we wzory sugerujące ich poparcie dla środowisk LGBTQ.

- Bardzo chcielibyśmy z panem porozmawiać, ale możemy mieć nieprzyjemności – słyszę od dyrekcji warszawskiego liceum. Dostaję kubek ciepłej herbaty i zaczynam myśleć o czymś więcej niż o tym, że mi zimno.

- Widzę, że u państwa "Tęczowy Piątek" w pełni – mówię. Nagle dzwoni telefon. Sekretarka podnosi słuchawkę. – Jesteście nienormalni! Co wy wyprawiacie? Szkoła to nie miejsce na wpajanie dzieciom takich ideologii – krzyczy do telefonu jakiś mężczyzna. Pracownica szkoły odkłada słuchawkę. Jest zdenerwowana i zdekoncentrowana. Mówi mi, że od rana odbiera telefony od nieznanych ludzi, rodziców uczniów i kolejnych dziennikarzy. Nie wie co robić.

Anonimowy mail od jednego z uczniów utwierdził mnie w przekonaniu o najgorszym

- Bo my tutaj nic nie organizujemy. Grupa dzieciaków przyszła do mnie we wrześniu i coś wspominała, ale to była luźna rozmowa. Teraz przypomniało im się 3 dni temu, ale już było za późno na jakieś dodatkowe lekcje i warsztaty – mówi mi dyrekcja. Gdy uczniowie zapytali, czy mogą sobie chociaż wywiesić kilka tęczowych flag i przyjść w piątek kolorowo ubrani, dostali taką zgodę.

Po krótkiej rozmowie znów dzwonimy do kuratorium. Szkoła dostaje odpowiedź, że najlepiej jeśli odmówi mi wywiadu i nie zgodzi się na filmowanie szkoły.

- Z igły widły - myślę. Zwykła akcja nakręcona do granic możliwości przez dwie zwalczające się w Polsce strony. Nakręcona przez ludzi, aktywistów i media!

"Akcja LGBTQI w ponad 200 polskich szkołach. To rekord!" – czytałem wcześniej na portalu mocno angażującym się po lewej stronie sceny politycznej. "'Tęczowy Piątek' łamie prawo oświatowe" – grzmiały z kolei portale prawicowe. Wzajemne zarzuty i gierki polityczne odbywały się kosztem uczniów… kosztem dzieci.

O co ta cała wojna, skoro niewiele się dzieje? Bo ile szkół faktycznie prowadzi w piątek jakieś warsztaty, zajęcia edukacyjne czy lekcje na temat tolerancji? Na pewno nie 200! Pisanie o jakimś rekordzie to gruba pomyłka i nadinterpretacja. Wszyscy chętnie mówią i piszą "ponad 200 szkół", ale tyle było zgłoszeń!

- W ilu placówkach finalnie taka akcja faktycznie się odbędzie, tego nie wiemy - mówiła mi jeszcze w czwartek Cecylia Jakubczak z KPH.

Dzisiaj dzwoniąc i jeżdżąc po Warszawie przekonałem się, że akcja została mocno rozdmuchana przez zwalczające się w Polsce obozy, ale jest zdecydowanie mniejsza, niż się wydaje. Jeszcze rok temu do KPH w sprawie "Tęczowego Piątku" zgłosić mogły się tylko osoby z kadry nauczycielskiej. W tym roku nawet zwykły uczeń. Zliczenie wszystkich zapytań o akcję "Tęczowy Piątek" nie jest więc równoznaczne z liczbą szkół, które biorą w nim udział.

Z pewnością akcja przyczyniła się jednak do pogłębienia podziałów. Bo nawet, gdy kończę pisać ten tekst, dostaję jeszcze anonimowego maila: "Widziałem dzisiaj pana przed naszą szkołą. Ciężko coś szczerze powiedzieć, gdy przed wejściem stoi dyrektor i mogą być konsekwencje tego, co powiesz, ale... ogólnie ta cała akcja to dno i bardzo się cieszę, że moja szkoła nie bierze w tym udziału. Niech homo sobie swoje poglądy trzymają w domu, a nie będą mówić ludziom, co dobre, a co złe" - pisze jeden z uczniów liceum.

- Znowu to samo - myślę. W szkole miał być podobno "Tęczowy Piątek", ale nie było. A wzajemna niechęć i podziały znów lawinowo przybrały na sile. Chociaż jak rozumiem, założenie organizatorów akcji miało być zupełnie inne.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)