Odszkodowanie za więzienny tyfus
Kurt Piornack, jedyny żyjący Niemiec, który
przetrwał epidemię tyfusu, jaka szalała w gdańskim areszcie w
latach 1945/46, będzie walczył o odszkodowanie w polskim sądzie.
Chce 8 tys. euro od polskich władz - donosi "Gazeta Wyborcza".
14.01.2005 | aktual.: 14.01.2005 07:17
W działającym do dziś areszcie śledczym przy ul. Kurkowej siedziało tuż po wojnie w strasznych warunkach blisko 1100 cywili, głównie Niemców, ale także Kaszubów. Prawie wszyscy zmarli na tyfus plamisty. Pochowano ich w zbiorowych mogiłach w centrum miasta - dodaje dziennik.
Kurt Piornack trafi na Kurkową jako 12-latek. Polscy żołnierze zatrzymali go pod Gdańskiem, gdy z grupą niemieckich uciekinierów maszerował na Zachód. Polacy podejrzewali, że grupa ma broń, co się nie potwierdziło. Mimo to chłopiec przesiedział w areszcie kilka miesięcy. Tak jak inni więźniowie nie mógł się w ogóle myć, do jedzenia dostawał pół litra zupy dziennie. Był świadkiem śmierci tysiąca współwięźniów, których w ogóle nie leczono, na rozkaz strażników kopał ich mogiły w parku. Mimo wszystko przeżył.
Oszacowałem wysokość należnego mi odszkodowania na 8 tys. euro, korzystając z niemieckich przepisów o wysokości zadośćuczynienia za bezprawne uwięzienie - mówi gazecie Niemiec, który właśnie wysłał pozew o odszkodowanie do gdańskiego biura Związku Mniejszości Niemieckiej.
Pozew nie trafił jeszcze do sądu. Pismo jest w języku niemieckim - tłumaczy Gerhard Olter z biura związku. Autor musi je jeszcze przetłumaczyć na polski. Olter sądzi, że za przykładem Piornacka mogą pójść rodziny innych ofiar epidemii. To są nie tylko Niemcy - dodaje. Wielu zmarłych to Kaszubi i Kociewiacy, którzy trafili do aresztu tylko dlatego, że mieszkali tutaj w czasie okupacji.
Część rodziny zmarłych do dziś nie pogodziła się z tą decyzją. Dla nas to była zbrodnia - mówią mieszkający w Gdyni potomkowie przedwojennego kolejarza, który nie przeżył aresztu - informuje "Gazeta Wyborcza". (PAP)