Odszedł wielki Papież, wielki Polak
Pewnego dnia, podczas podróży do Indii Jan
Paweł II zwierzył się: "To, co pragnę osiągnąć, to do czego dążę
ze wszystkich sił, to zobaczyć Boga twarzą w twarz. Dla tego celu
żyję, działam, istnieję".
02.04.2005 | aktual.: 02.04.2005 22:51
Sens Jego dzieła można zrozumieć w pełni jedynie patrząc na nie przez pryzmat stosunku Jana Pawła II do Stwórcy. Wiara papieża sprawiała, że całe jego życie było przygotowaniem do dnia, w którym stanie przed Bogiem.
W niedzielę wieczorem, 14 sierpnia 2004 roku, tuż przed odlotem z Lourdes, chory 84-letni mężczyzna, którego nazywano niegdyś Bożym Atletą, siedząc w inwalidzkim fotelu umieszczonym na małej ruchomej platformie, pojechał do groty sanktuarium. Chciał jeszcze raz pomodlić się do Matki Bożej przed figurą, która upamiętnia słynne objawienia w tym miejscu. Przez kwadrans papież pozostawał samotnie u stóp posągu jako jeszcze jeden z tysięcy chorych, przybywających co dzień do cudownego źródła po otuchę i pokrzepienie. Na jego twarzy, po której ściekały strużki potu przy 30-stopniowym upale, widać było niezwykłe skupienie, niemal fizyczny wysiłek modlitwy. Opuścił grotę rozpogodzony. Gazety napisały wtedy, że to było pożegnanie.
Jako kapłan i papież swym działaniem, w którym nie oszczędzał siebie i był wymagający wobec innych, chciał przede wszystkim uwiarygodnić wierność wszystkim wartościom, które czerpał ze swej wiary. Ostatnie lata pontyfikatu, gdy nawet wygłoszenie homilii wymagało pokonania własnej słabości, były poświęceniem na granicy heroizmu.
Dzięki licznym podróżom i dzięki mediom, których znaczenie w pełni docenił, stał się Papieżem, którego widziało, słuchało i oklaskiwało więcej ludzi niż jakiegokolwiek innego człowieka. Szczególną miłością i dumą, że jest jednym z nas, darzyli rodacy papieża w czasie Jego podróży do Polski, choć często mówiono, że Polacy podziwiają go i kochają, ale nie słuchają.
Oczyszczając hieratyczny niegdyś Kościół powszechny z resztek bizantynizmu, nadał instytucji papiestwa pełny, ludzki wymiar i przybliżył ją do współczesnego człowieka. Z "dalekiego kraju" przyszedł Papież, który rozmawiał z ludźmi, pisał i publikował swoje poezje, odpowiadał na pytania dziennikarzy, pływał i jeździł na nartach, niekiedy pojawiał się w zwykłym świeckim stroju, a gdy chorował nie krył się za murami Watykanu, jak jego poprzednicy. Było to nowatorstwo, a zarazem powrót do biblijnej prostoty chrześcijaństwa pierwszych wieków.
Jan Paweł II, uznany powszechnie za największy autorytet moralny współczesnego świata, nie uniknął też krytyki. Często nazywano go konserwatystą. Jednak wiele rzeczy zrobił po raz pierwszy w historii Kościoła, był odnowicielem.
Był pierwszym Papieżem, który przekroczył próg synagogi, modlił się w meczecie. Dwukrotnie na wspólnej modlitwie o pokój zebrał przedstawicieli religii całego świata. Niektórzy oskarżali go za to o synkretyzm. Ale było to de facto uznanie, że różnymi drogami ludzie mogą zwracać się do Boga.
Papież, pokonując poważne opory w kurii rzymskiej i Kolegium Kardynalskim złamał tabu, jakim była przeszłość Kościoła. Do czasów jego pontyfikatu wszystko w historii Kościoła było usprawiedliwiane i nie podlegało krytyce. Miał odwagę ogłosić, że ludzie Kościoła - inkwizytorzy, ci którzy ewangelizowali Amerykę, ci, którzy przyłożyli rękę do prześladowań religijnych lub pochopnie potępiali wielkie odkrycia naukowe i ich twórców - popełniali grzechy przeciwko przesłaniu Ewangelii. Na podstawie badań naukowych, których przeprowadzenie zlecił na samym początku pontyfikatu, ogłosił w roku Jubileuszu 2000 lat chrześcijaństwa uroczyste "mea culpa" Kościoła.
Krytykowano Jana Pawła II za "progresizm", bo chociaż odsunął od wpływu na Kościół upolitycznionych teologów wyzwolenia, ocalił dla teologii i codziennej praktyki Kościoła najcenniejsze społeczne treści tego ruchu, jak "opcja po stronie ubogich" i potępienie "grzechu strukturalnego, czyli społecznego".
Zarzucano papieżowi, że nie dokonał w Kościele niezbędnych reform. Wybrany na Stolicę Piotrową w momencie, gdy Kościołowi groziły podziały, nie przeprowadził żadnej reformy, która mogłaby zagrażać dalszą polaryzacją i wzrostem napięć wewnątrz Kościoła. W imię ekumenizmu i przywrócenia jedności chrześcijan zaproponował dyskusję nad prymatem papieża, ale nie spieszył się z konkretnymi krokami w tym kierunku, ponieważ nie był pewien, czy kwestia ta już dojrzała. Napisał przepiękne teksty o posłannictwie kobiet, ale powstrzymał się od reform zapewniających im większą rolę w Kościele, aby nie zrazić konserwatywnych katolików.
Mówiono o nim: papież przełomu. Zaczęło się w 1979 roku od przejmującego apelu Jana Pawła II na warszawskim Placu Zwycięstwa: "Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!" Jan Paweł II, który bardziej niż sam tego mógł oczekiwać, przyczynił się do upadku komunizmu, przezwyciężenia Jałty, podziału świata na bloki i zakończenia zimnej wojny, stał się świadkiem początków nowych dramatycznych i globalnych podziałów, rozpoczynającego się konfliktu, wojny cywilizacji, w której dostrzegał zalążek wojny religii.
W niezliczonych wystąpieniach Jan Paweł II, którego cały pontyfikat był usilnym działaniem na rzecz otwarcia na inne religie i kultury, wzywał odpowiedzialnych za losy świata i narodów do dialogu. Papież, który sam stał się 13 maja 1981 r. celem ataku terrorysty i jedynie cudem ocalał, konsekwentnie potępiał użycie siły i terror, ale także tzw. wojnę z terroryzmem. Z wielką mocą potępił terroryzm po ataku z 11 września 2001 r. na Nowy Jork, po czym zrobił wszystko, co mógł aby zapobiec wojnie. Powtarzał niemal do ostatniego tchnienia: żadna religia, ani żadne racje polityczne nie mogą być usprawiedliwieniem przemocy.
Papież, który dostrzegał w młodym pokoleniu najważniejszego adresata swego nauczania i miał z nim niezwykle bezpośredni kontakt, apelował podczas jednego z licznych spotkań z młodzieżą, kreśląc swój program na nowe stulecie: "nie pozwólcie uczynić z siebie narzędzia przemocy i zniszczenia (...), nie gódźcie się na świat, w którym ludzie umierają z głodu, pozostają analfabetami, nie mają pracy. Brońcie życia w każdej jego ziemskiej chwili od poczęcia po naturalny kres, używajcie całej energii, aby ta ziemia nadawała się coraz bardziej do zamieszkania dla wszystkich".
Papież wracał do Ojczyzny ilekroć to było możliwe, za każdym razem, gdy uznał, że w bolesnym procesie uczenia się demokracji rodacy wymagają jego duchowej i ojcowskiej pomocy. W swych encyklikach społecznych, pisanych w znacznej mierze z myślą o Polsce, w których stawia człowieka przed kapitałem, zwłaszcza w Centesimus Annus, którą można nazwać encykliką o człowieku w kapitalizmie, zawarł wiele ostrzeżeń; przed prywatą, deptaniem godności człowieka i nadmiernym wyzyskiwaniem jego pracy, przed korupcją. Słowem przed tworzeniem kapitalizmu bez wartości i zasad. Ostrzegał przed niebezpieczeństwami, jakie czyhają na drodze transformacji. Jedną ze swych pielgrzymek do Polski papież poświęcił przypomnieniu o tym, że chrześcijan nadal obowiązuje Dziesięcioro Przykazań.
Słowo Papieża miało znaczenie dla losów Polski w różnych momentach. Również rzucone na szalę w chwili podejmowania przez naród decyzji o przystąpieniu do Unii Europejskiej.
Rzecznik sprawy ubogich i biednego Południa świata, przechodzi do historii również jako wielki Europejczyk. Obok dotychczasowego patrona naszego kontynentu, św. Wojciecha, patronami Europy zostali za jego pontyfikatu dwaj apostołowie Słowian: święci Cyryl i Metody. Papież-Polak, Papież-Słowianin był orędownikiem jednoczenia chrześcijańskiej Europy, na którą, jak stale podkreślał, składają się wielkie tradycje Zachodu i Wschodu i która powinna oddychać dwoma płucami - zachodnim i wschodnim.
W sierpniu 2002 r. Papież odbył ostatnią podróż do Ojczyzny. W Kalwarii Zebrzydowskiej modlił się do Królowej, Matki Miłosierdzia słowami ułożonej przez siebie specjalnie na tę okazję litanii:
"(...)Dla ubogich i cierpiących niech otwierają się serca zamożnych/ Bezrobotnym daj spotkać pracodawcę/ Rodzinom daj miłość, która pozwala przetrwać wszelkie trudności/(...) / Tobie polecam mój naród..."
Mirosław Ikonowicz