Odśpiewać hymn, założyć start-up. Polska szkoła nie ma startu© flickr.com

Odśpiewać hymn, założyć start-up. Polska szkoła nie ma startu

29 marca 2018

- Jesteśmy jak primadonny. To my rządzimy szkołami i żaden polityk z Helsinek nie będzie nam mówił, co mamy robić - mówią fińscy nauczyciele o swojej pracy w Turku, Kotce i Espoo. W Polsce jest dokładnie na odwrót: nauczycielki boją się pani minister, rodziców, dyrektorki i koleżanek. Dlatego polska szkoła - oparta na strachu i braku zaufania - długo jeszcze nie będzie tak dobra, jak fińska.

Olli Vallo to niezwykły nauczyciel. Niezwykły w tym sensie, że jest nauczycielem z Finlandii.

Uczył muzyki w szkole podstawowej w Espoo. - Śpiewaliśmy piosenki, albo dzieci grały na perkusji, na fletach, czasem na gitarach i ukelele - mówi, gdy spotykam go w Gdańsku w czasie konferencji edukacyjnej. - Siadałem za pianinem, grałem melodię, a klasa śpiewała. Starałem się śpiewać z nimi współczesny pop i nadążać za ich gustem, ale zbyt szybko się zmieniał. Gwiazda jednego tygodnia w następnym była już niemodna.

Vallo uznał, że lekcje, gdzie dzieci trochę pośpiewają i może pograją na bębenkach i fletach, to zdecydowanie za mało.

- Nie chciałem, żeby jedynie śpiewali odtwórczo piosenki innych - mówi Vallo. - Chciałem, żeby byli bardziej kreatywni, żeby zrozumieli czym jest struktura muzyki, czym jest kompozycja i proces tworzenia.

W szkole Vallo dalej akompaniował dzieciom na pianinie i gitarze, a w wolnym czasie pracował nad programem komputerowym SongHi, żeby nawet te dzieci, które nie grają na instrumentach, mogły napisać same muzykę. Stworzył muzyczną platformą edukacyjną, na której można komponować utwory i dzielić się nimi z koleżankami.

Program został wprowadzony do kilkuset fińskich szkół. A sam Vallo stwierdził, że bardziej niż uczenie, pociąga go tworzenie programów edukacyjnych. Jest współzałożycielem firmy Kokoa Standard, która przygotowuje aplikacje edukacyjne do nauki czytania, liczenia czy programowania o tak barwnych nazwach, jak Unio, Seppo czy VizuVizu.

Witajcie w Finlandii, w kraju w którym zachęca się nauczycieli, żeby byli kreatywni, odważni i samodzielni. I odpowiednio im się za to płaci. Finowie uważają bowiem, że edukacja jest ich najlepszym zasobem naturalnym, lepszym nawet niż drewno używane w fińskich tartakach.

W szkole chodzimy w kapciach

W szkole podstawowej Tahvion koulu w Raisio na przedmieściach fińskiego Turku, przytulnym domku z drewna, uderzyło mnie najpierw, że dzieci chodzą w kapciach bądź crocsach. W końcu szkoła to drugi dom, a w domu nie biegamy przecież w butach. Chcemy czystości.

Druga rzecz: klasa była bardzo mała. Na lekcji angielskiego była raptem ośmioosobowa grupa (połowa klasy).

I wreszcie: dzieci używały tabletów. Nauczycielka, Heli Kivelä, wyciągnęła je z szafki i rozdała. Wyglądało to tak: jedna grupa odgrywała tradycyjne scenki w restauracji z kelnerem i klientem zamawiającym po angielsku dania z karty. “Would you like something to drink?”. Ale druga grupa filmowała to ćwiczenie na tabletach.

Nauczycielka powiedziała mi, że jej zdaniem taka “zabawa” z tabletem też rozwija dzieci. A poza tym, taki film z lekcji może trafić do portfolio dziecka i rodzic może w domu zobaczyć online, jak pociecha zamawia dania po angielsku. Służy do tego specjalny portal - Wilma - za pomocą którego szkoła kontaktuje się z rodzicami.

Częścią sukcesu fińskiej szkoły jest ogromne zaufanie rodziców do nauczycieli. Ojcowie i matki wierzą, że ich dzieci są w dobrych rękach. Rodzice wzywani są do szkoły nie tylko, gdy ich dziecko narozrabia. Po prostu mają indywidualne spotkania, by porozmawiać o rozwoju ich pociechy.

Zastanawiałem się jednak, czy to dobrze, że w epoce wszędobylskich ekranów, dzieci widzą je także na lekcjach. Oli Vallo: - Zakazywanie tabletów czy laptopów w szkole nie ma sensu. Wolimy nauczyć dzieci, jak korzystać z nich mądrze, jak robić z nich sensowny użytek. Gdzie ta nauka ma się odbywać, jak nie w szkole, w bezpiecznych warunkach, pod okiem nauczycielki? Świat idzie do przodu. Inaczej zdobywamy dziś informację, inaczej ją przyswajamy. Coraz więcej jest gier edukacyjnych. Szkoły muszą się zmieniać wraz ze społeczeństwem.

Obraz
© Sebastian Łupak

Tak samo jest w szkole średniej w Kotce: młodzież licealna siedzi na lekcjach ze swoimi, bądź podarowanymi przez szkołę laptopami. Kto chce, robi notatki tradycyjnie, w zeszycie; kto chce - w chmurze Google’a. Poza tym nauczyciele i uczniowie w Kotce i innych częściach Finlandii korzystają z internetowej platformy edukacyjnej Peda.net. Są tam dostępne dla wszystkich zadania, wykresy, filmy, mapy i tabele.

-- Lekcje, które zadajemy - a pilnujemy, żeby nie zadawać za dużo, bo dzieci muszą przecież mieć czas na hobby - zadajemy im na platformie Peda.net - mówi mi Anttila Petri, nauczyciel historii i wiedzy o społeczeństwie z liceum Karhulan lukio w Kotce. - Tam są też umieszczone materiały lekcyjne. Jak kogoś nie było na lekcji, znajdzie dużą część materiału online.
Wydawnictwa edukacyjne w Finlandii też idą dwutorowo: to normalne, że papierowy podręcznik uzupełniony jest o materiały dostępne równocześnie online dla nauczycieli i uczniów.

Eminem i “opa”

W szkole średniej Luostarivuoren koulu w Turku przywitała mnie muzyka Eminema. Szkoła to ceglany budynek z lat 20., a pokój nauczycielski przypomina raczej elegancki salon z pięknymi żyrandolami. Tradycją tradycją, ale uczniowie rozgrzewali się w sali gimnastycznej do rymów amerykańskiego rapera (“My name is Slim Shady”) przed meczem unihokeja.

Na drzwiach gabinetu dyrektorki (po fińsku “Rehtori”) zobaczyłem jej zdjęcie z doklejonym strojem uczennicy w mundurku i z warkoczykami. Widać, że pani rehtori ma do siebie spory dystans, skoro zdjęcia nie zerwała i nie ukarała winnych.

Obraz
© Sebastian Łupak / Dyrektor szkoły docenia kreatywność uczniów

W Finlandii dzieci mówią do nauczycieli po imieniu, bądź używają slangowego zdrobnienia “opa”. Posłuchu i szacunku uczy się raczej poprzez współpracę i dialog. Finowie starają się bowiem skracać dystans i likwidować hierarchię.

Zapytałem Helenę Rantanen, wykładowczynię z Uniwersytetu Turun Ammattikorkeakoulu w Turku (w skrócie Turku AMK), skąd u Finek i Finów takie umiłowanie równości. W odpowiedzi, on z kolei zapytała mnie, czy słyszałem o wykresie power distance - odległości do władzy - Geerta Hofstede.

Powiedziałem, zgodnie z prawdą, że nie. Wygooglowałem go .

Wykres “odlgłości do władzy” Hofstede pokazuje, jakie dystans dzieli w danym społeczeństwie rządzących od rządzonych. W Finlandii wynosi on 33 punkty, w Polsce aż 68. To 35 punktów różnicy!

Jak to rozumieć? Strona Hofstede Insights daje wyjaśnienie: “Finlandia osiąga niski poziom 33 punktów, co oznacza, że styl fiński charakteryzują niezależność i równe prawa. Przełożeni są dostępni. Władza jest zdecentralizowana, a menedżerowie liczą na doświadczenie członków zespołu. Kontrola jest nielubiana, a stosunki w pracy nieformalne. Komunikacja jest bezpośrednia”.

A tak Hofstede Insights opisuje wynik Polski (68): “Polacy akceptują porządek hierarchiczny, w którym każdy ma swoje miejsce, co nie wymaga dalszego uzasadniania. Centralizacja jest popularna, a podwładni oczekują, że przełożeni powiedzą im, co mają robić. Idealny szef jest autokratą”.

Brrr!

Zapewne dlatego nauczyciele w Finlandii taką wagę przywiązują do samooceny uczennic i uczniów. To, jak widzi siebie uczeń, i jak rozumie swój proces nauczania, jest równie ważne, jak opinia nauczycielki. W podstawówce w Turku widziałem tabelki przygotowane przez dzieci, które miały wyznaczyć sobie cel i potem same uznać, czy go osiągnęły. Dziewczynka planuje więc, że przeczyta kilka książeczek w tygodniu. Później sama daje sobie ocenę: w pierwszym tygodniu się udało, więc zakreśliła cztery uśmiechnięte buźki. W drugim miała mniej czasu: więc i buźka tylko jedna.

Podobnie w wyższych klasach: dzieci i młodzież dostają do wypełnienia ankiety, w których oceniają swoją aktywność na lekcji, zgłaszanie się do odpowiedzi, pilność w odrabianiu prac domowych, zachowanie i pracę w grupie: “czy potrafię współpracować z koleżankami”. Każdy uczeń w Finlandii ma wyrobić w sobie dzięki temu świadomość swoich mocnych i słabych strony. Finowie zapewniają mnie, że tych uczniowskich ocen nie wyrzucają do kosza. Traktują je poważnie.

Obraz
© Sebastian Łupak / Uczniu, oceń się sam

Zapytałem Violę Luokkala, studentkę nauk społecznych, czy jej zdaniem taka samoocena w jej liceum miała sens?

- Nienawidziłam tego - przyznaje Viola. - Ale z drugiej strony to rzeczywiście działało jak rachunek sumienia i motywowało mnie do zmian. Ciężko samemu się ocenić, ale jeśli zrobisz to szczerze, to pomaga w nauce.

311 programów nauczania

- Fińska edukacja odniosła największy sukces, gdy rząd o nas zapomniał - śmieje się Lars Nyberg, nauczyciel matematyki ze szkoły średniej Luostarivuoren koulu w Turku.

Żartuje?

Poważnie! Ministerstwo edukacji uznało, że najlepszą polityką wobec nauczycieli będzie okazanie im zaufania i danie im pełnej autonomii. Informacja nie powinna płynąć od wszechwiedzącego ministra edukacji z Helsinek w dół, ale dokładnie na odwrót - od samodzielnych nauczycieli w górę. Bo to wszak nauczycielki i nauczyciele najlepiej znają dzieci i ich potrzeby. Nikt nie ma licencji na wiedzę absolutną, nawet pani minister edukacji.

- Śmiejemy się, że w szkołach jesteśmy primadonnami, tak jesteśmy ważni i tak wiele od nas samych zależy - mówi Lars Nyberg.

Potwierdza to Mikko Niemi, nauczyciel historii z liceum w Kotce: - Ja jestem profesjonalistą. Skończyłem dobre studia pedagogiczne, jestem doskonale przygotowany do uczenia. Z jakiej racji jakiś polityk miałby wtrącać się w moją pracę?! Cenię swoją niezależność.

Fińskie ministerstwo edukacji przygotowuje co prawda ogólny program nauczania, ale o tym, jak go wdrożyć, decydują same szkoły. Można więc powiedzieć, że w Finlandii jest nie jedna, a ponad 300 podstaw programowych, bo każda gmina ma swój program, przygotowany przez miejscowych nauczycieli, po burzy mózgów.

Mikko Niemi tłumaczy mi to obrazowo: - To jest jak z gliną. Ministerstwo edukacji wysyła ci materiał, ale ty masz go uformować jak uznasz za słuszne. To ty modelujesz szczegóły. Ministerstwo zostawia nam duży margines wolności. To dodatkowa praca dla nas i na dodatek ciężka praca. Ale jednocześnie bardzo ważna praca, bo to na nas spoczywa odpowiedzialność za dzieci i młodzież. I daje nam poczucie, że się liczymy.

Płacę podatki, wymagam

Finowie mówią, że najlepsza szkoła to najbliższa szkoła w sąsiedztwie.

- Nieważne czy jesteś dzieckiem bogaczy czy dzieckiem uchodźców, wszyscy powinni mieć zapewniony ten sam poziom nauczania, bo to nasze konstytucyjne prawo - mówi Anttila Petri z liceum w Kotce.

Kiedy mówię, że najlepsze wyniki w testach PISA osiągnęły Finlandia i Chiny, Heli Kivelä z podstawówki w Raisio, protestuje: - Ale w Chinach zapewne chodzi o szkoły w Szanghaju i Pekinie, a nie na prowincji. W Finlandii dążymy do ideału, w którym szkoła w Helsinkach, w Kotce, w Raisio i w Laponii, na północy kraju, są na zbliżonym poziomie.

Koniec końców są oczywiście licea, które przyjmą cię ze średnią 9.2, a są i takie, gdzie potrzebna jest tylko średnia 6. Różnice więc są - bo nie ma społeczeństw idealnych - ale Finowie starają się, by były jak najmniejsze.

Moi rozmówcy podkreślają, że płacą wysokie podatki i w zamian liczą na bardzo dobrą, darmową edukację. Nie ma w Finlandii szkół prywatnych, nie ma instytucji płatnych korepetycji. Jeśli jakieś dziecko sobie nie radzi, nauczyciel zostanie z nim dłużej w szkole, albo zajmuje się nim nauczyciel wspomagający. Rodzice nie muszą wydawać dodatkowych pieniędzy. Mało tego: posiłki w szkołach są darmowe dla wszystkich dzieci, a na studiach obiady dalej są dotowane (nie są darmowe, ale bardzo tanie). Państwo kupuje też laptopy i tablety do szkół.

Obraz
© flickr.com | Martin Voltri

Skąd ten nacisk, żeby nie było elitarności i żeby wszyscy odebrali równie dobrą edukację? Pytam o to rektor Uniwersytetu Turku AMK, Liisę Kairisto-Mertanen: - Zależy nam, żeby mieć dobrze wykształcone społeczeństwo złożone z jednostek, które potrafią odnaleźć się w nowoczesnym świecie, myślących samodzielnie i krytycznie. Bezrobocie dużo wszak kosztuje, więc bardziej opłaca się mieć dobrze wykształconych studentów, którzy staną się z czasem dobrze zarabiającymi podatnikami. Poza tym ludzie gorzej wykształceni są podatni na argumenty populistów. Nie chcemy tego. Uczymy nasze dzieci samodzielności, uczenia się, podnoszenia kwalifikacji przez całe życie i umiejętności szukania wartościowej wiedzy. Wszak rynek pracy, wraz z technologią, zmienia się błyskawicznie. Dzisiejsza wiedza za 30 lat może być nieaktualna. W Finlandii uczymy więc nie dla ocen, ale dla życia. Uczymy uczenia się.

Finka zyskuje pewność siebie

W zeszłym roku Finlandia obchodziła stulecie niepodległości (1917). Przed szkołą średnią w Turku odbyło się więc wciągnięcie flagi na maszt i odśpiewanie hymnu. Ale poza tym uczniowie przez cały rok dowiadywali się o fińskich patentach, fińskich wynalazkach i fińskiej kuchni.

Finowie są bowiem bardzo praktyczni. To w końcu mały, zimny kraj zaledwie pięciu i pół miliona ludzi, którzy ze strachem patrzą na poczynania sąsiada - groźnego Władimira Putina (w Finlandii służba wojskowa jest w związku z tym obowiązkowa). A z drugiej strony są ci pewnie siebie, zarozumiali i odnoszący sukcesy Szwedzi: IKEA, ABBA, Volvo i Kurt Wallander.

Finowie postawili więc na wiedzę. Są w ścisłej czołówce zakładania start-upów w Europie. A wyższa uczelnia ma natchnąć do samodzielności. Na Turku AMK rozmawiałem z młodą Holenderką, Charlotte van Breukelen, która była tam akurat na Erasmusie. Była zachwycona: - Studiowałam też w Polce, bo mój tata poznał Polkę i przeniosłam się z nim na kilka lat do Gdańska. Różnica jest zasadnicza. Tu czuję się jak praktykantka w firmie. Mój ulubiony wykładowca - na szczęście mogę mówić mu po imieniu, tak długie i trudne ma nazwisko - daje nam dużo konkretnej wiedzy. Duży nacisk kładzie się nie tylko na naukę, ale też na pracę w grupie oraz umiejętność zaprezentowania siebie i swojego projektu, bo przecież po studiach będzie trzeba umieć sprzedać swoją wiedzę czy swój produkt.

Rzeczywiście, wcześniej introwertyczni i niepewnie siebie Finowie potwierdzają, że poza cyferkami uczą też studentów “miękkich umiejętności”, np. jak się dobrze zaprezentować i jak pracować w grupie.

Turku AMK (rodzaj politechniki) kształci inżynierów, projektantów, biznesmenów i lekarzy. Szkoła ściśle współpracuje z pobliskimi zakładami: ze stocznią; zakładem produkującym mercedesy klasy A, czy ze szpitalami. Uniwersytet prosi te firmy, aby przesyłały autentyczne problemy do rozwiązania. Studenci zdobywają w ten sposób bliską życiu wiedzę.

- Odchodzimy od modelu auli wypełnionej setką studentów wsłuchanych w wykładowcę na rzecz mniejszych grup, gdzie rozwiązujemy konkretne problemy - mówi rektor AMK Liisa Kairisto-Mertanen. Nazywają to InnoPeda - pedagogika innowacyjna. Charakterystyczna dla fińskiego modelu edukacji jest odwaga w poszukiwaniu nowych metod.

Obraz
© Fotolia

Dużo pracuje się na Uniwersytecie w Turku w interdyscyplinarnych zespołach, bo jak tłumaczy mi pani rektor, tak po prostu wygląda życie. Nad jednym projektem główkują studenci z inżynierii, działu designu i marketingu. Bo w dorosłym życiu również będą ze sobą współpracować w jednej firmie.

Uczelnia ma, oczywiście, duża autonomię. - Jeśli wiemy, że stocznia potrzebuje nowych specjalistów, to możemy w miarę szybko przygotować nowy kierunek. Nie musimy czekać rok na zgodę z Helsinek - mówi mi Minna Scheinin z Turku AMK.

Z uchodźcą w piłkę i unihokeja

W ciągu kilku ostatnich lat Finlandia przyjęła około 50 tysięcy uchodźców, głównie z Syrii, Iraku i Afganistanu. Część z nich już wyjechała, bo w Finlandii było im po prostu za zimno, za ciemno i zbyt depresyjnie.

Ale tysiące i tak zostały.

W Kotce jest dom dla 21 młodocianych azylantów oraz ośrodek dla 250 dorosłych uchodźców z Syrii i Iraku.

Młodzież z liceum w Kotce odwiedziła niedawno centrum dla młodocianych uchodźców i zorganizowała dla nich wspólny dzień sportu. Była też w szkole parlamentarzystka, socjaldemokratka Sirpa Paatero, która tłumaczyła uczennicom i uczniom, dlaczego właściwie Finlandia przyjęła uchodźców.

Anttila Petri, nauczyciel wiedzy o społeczeństwie: - Uczymy naszych studentów o konwencji praw człowieka, z której wynika, że uchodźcom trzeba po prostu pomóc. Ale oczywiście w czasie lekcji mówimy też o głosach sprzeciwu i opozycji wobec fińskiej polityki otwartości. Na lekcjach wiedzy o społeczeństwie dużo mówimy fińskim nastolatkom o uchodźcach, o wojnie w Syrii, o ISIS. W Finlandii mamy wolność słowa, więc nie ma dla nas tematów tabu.

Rzeczywiście, otwarta dyskusja to tutaj normalka. W szkole średniej Luostarivuoren koulu w Turku, w sali do religii zobaczyłem na ścianie wizerunek Buddy, świątynię Taj Mahal i tęczową flagę. Zapytałem nauczyciela Larsa Nyberga, który co prawda uczy matematyki, czy wie skąd taki wystrój.

- Wcześniej mieliśmy w naszej szkole osobne lekcje religii i etyki - mówi. - A lekcje islamu odbywały się dla chętnych po szkole. Ale teraz mamy wspólne zajęcia dla wszystkich: wierzących, niewierzących, chrześcijan, buddystów i muzułmanów. Uczą się o wszystkich religiach. Dużo przy tym dyskutują. Takie wspólne lekcje to nasza decyzja. Nie ma ich w wielu szkołach, a u nas są. To dobry przykład naszej autonomii.

Czy taka szkoła możliwa jest w Polsce?

Na koniec aż prosi się o pytanie, czy fiński model edukacji mógłby się przyjąć w Polsce?

Zapytałem o to dr Martę Zahorską, socjolożkę edukacji z Uniwersytetu Warszawskiego.

Jej odpowiedź była jasna. Póki co nie ma w Polsce szansy na fiński model.

Dr Zahorska: - W Polsce, na przeszkodzie w stworzeniu partnerskich relacji w szkołach, i nie tylko tam, leży postfeudalna kultura zalezności między ludźmi. Tragiczny w skutkach jest też brak zaufania. Żaden urzędnik nie zaufa podwładnemu, że ten sam z własnej woli wypełni zlecone mu zadania - musi go sprawdzić. Nie ufamy politykom, lekarzom, prawnikom, nauczycielom, policjantom, uczniom. Nie ufamy, bo uznajemy, że mają zbyt mało rozumu i kompetencji, albo że chcą nas oszukać ze względu na własne interesy.

Obraz
© Forum | Piotr Mecik

I to jest przeszkoda w reformie edukacji? - pytam.

-- Oczywiście - mówi Marta Zahorska. - Żeby mieć taką szkołę jak w Finlandii, trzeba mieć dobrych nauczycieli, czyli prowadzić ostrą selekcję na studia pedagogiczne, dobrze ich kształcić i dobrze im płacić. Tymczasem sytuacja nauczycieli w Polsce jest ponura. Większość z nich się boi. I to boi właściwie wszystkich: koleżanek, dyrektorki, rodziców, radnych, sąsiadów. Nie są pewni, co może im zaszkodzić, więc na wszelki wypadek wolą nie ujawniać swoich opinii i poglądów w rozmowie z kimś, kogo nie znają bardzo dobrze, a tym bardziej na forum publicznym. Boją się też dyskutować z uczniami

Pytam Zahorską, jak wygląda edukacja nauczycieli w Polsce.

-- Nauczyciele są bardzo źle kształceni - mówi socjolożka. - Wielu nie radzi sobie z uczniami, i kompletnie nie potrafi rozmawiać z rodzicami. Nic też dziwnego, że nie cieszą się wysokim prestiżem. Na szczęście w szkołach pracują także pasjonaci, narwańcy, wariaci, którzy lubią i potrafią uczyć. Niestety nie jest ich wielu.

A więc szkoła typu fińskiego póki co nie jest dla nas?

Zahorska: - Przy tak dużym zastraszeniu środowiska, usztywnieniu systemu i poddawaniu go ścisłej kontroli, na poprawę szkoły nie można liczyć.

Co możemy więc zrobić?

- Możemy jedynie pokazywać, że inna szkoła jest możliwa. Tak, jak w Finlandii - kończy Zahorska.

Źródło artykułu:WP magazyn
Komentarze (463)