Odkrywanie Ameryki
„Nowy Jork”, i „Lwy z Bagdadu” mówią o świecie widzianym z perspektywy USA.
07.04.2008 | aktual.: 07.04.2008 13:23
Will Eisner wśród miłośników powieści graficznej był postacią pomnikową. Mając na karku ponad 60 lat oraz dziesiątki klasycznych komiksów*, postanowił, że spróbuje przeskoczyć samego siebie i stworzyć coś, co nie będzie „tylko” komiksem. Tak powstała „Umowa z Bogiem” wydana w Polsce w zeszłym roku. Od jej narodzin datuje się istnienie graphic novel. I choć Eisner nie wymyślił tego terminu, lecz jedynie spopularyzował, trudno znaleźć innego amerykańskiego artystę, który ma większy wkład w rozwój literackiej odmiany opowieści obrazkowej. Lektura „Nowego Jorku”, kolejnej antologii jego najlepszych prac, jedynie to potwierdza. Podobnie jak w „Umowie z Bogiem” tematem zbioru jest wielkie miasto traktowane jako żywy organizm. Nic więc dziwnego, że znajdziemy tutaj historię, której głównymi bohaterami są studzienka ściekowa będąca świadkiem ludzkich dramatów, miejski zapach albo po prostu czas – deficytowy towar w mieście. „Nowy Jork” stanowi hołd dla bogatej miejskiej kultury USA, jednak bywa, że Eisner traktuje
miasto jak groźną dżunglę. Ameryka Eisnera jest kontrastowa, skomplikowana i niejednorodna, jego sposób postrzegania człowieka bardzo ciepły i otwarty, a jego bohaterowie mają wolę przetrwania i radość życia. W końcu tak jak Eisner wywodzą się z rodzin emigrantów, dla których Ameryka to świat wyzwań – wciąż nie do końca odkryty.
Ciekawość świata i otwartość reprezentowana przez Eisnera umyka autorom „Lwów z Bagdadu”. Bądź co bądź to już inne pokolenie Amerykanów. I widać to wyraźnie. Choć szata graficzna ich albumu jest kolorowa i niezwykle efektowna, sposób myślenia jest już wyraźnie czarno-biały. Pomysł był świetny. Vaughan i Henrichon postanowili wykorzystać ucieczkę lwów z bagdadzkiego zoo podczas nalotu USA w 2003 roku, aby opowiedzieć uniwersalną historię o pragnieniu wolności. Dopóki czytamy ją, nie przekładając jej na polityczne realia, wszystko jest w miarę dobrze. Dowiadujemy się, że wolność, która nie zostaje wypracowana własnymi rękami, zdecydowanie traci na wartości. Może niezbyt to oryginalna, ale dość zgrabna myśl. Kiedy jednak podstawimy pod lwy Irakijczyków, co autorzy wyraźnie nam sugerują, zaczyna się robić niesmacznie. Symboliczna opowieść zmienia się w agitkę. Okazuje się, że Amerykanie uparcie walczący o pokój i dobro po raz kolejny zostają niedocenieni, a Irakijczycy nawet nie są w stanie uświadomić sobie,
jakiego to szczęścia z dnia na dzień zaznali. W „Lwach z Bagdadu” szeroki horyzont to symbol wolności. Szkoda tylko, że horyzont autorów jest dość wąski, a już na pewno nie tak szeroki jak Willa Eisnera.
Sebastian Frąckiewicz
- Swoje pierwsze komiksy Eisner rysował ołówkiem 290 Gillette. Takim samym, jakiego używał J.M. Flagg, autor słynnego plakatu z Wujem Samem „I Want YOU For US Army”
+++++ Will Eisner „Nowy Jork. Życie w wielkim mieście”Egmont, Warszawa 2008, s. 440, 89 zł
+++ Brian K. Vaughan (scenariusz), Niko Henrichon (rysunki) „Lwy z Bagdadu” Mucha Comics, Warszawa 2008, s. 136, 65 zł