"Odejście Wildsteina z powodu rozwodu córki prezydenta to science fiction"
Myślę, że to są sensacje science fiction. Naprawdę tylko tak to można skomentować. Rozumiem, że jest chęć znalezienia odpowiedzi na pytanie, dlaczego odszedł Wildstein i wszyscy szukają nerwowo - powiedziała w audycji "Salon Polityczny Trójki" Elżbieta Jakubiak, szefowa Kancelarii Prezydenta RP, komentując doniesienia wtorkowej "Gazety Wyborczej" o tym, że bezpośrednim pretekstem do odwołania Bronisława Wildsteina był skandal, jaki wybuchł po tym, gdy "Wiadomości" próbowały zrobić materiał o rozwodzie córki prezydenta Kaczyńskiego.
06.03.2007 12:06
Michał Karnowski: Czy to prawda, jak donosi dzisiaj "Gazeta Wyborcza", że przyczyną, bezpośrednim pretekstem do odwołania Bronisława Wildsteina był skandal, jaki wybuchł po tym, gdy "Wiadomości" próbowały zrobić materiał o rozwodzie córki pana prezydenta?
Elżbieta Jakubiak: Myślę, że to są sensacje science fiction. Naprawdę tylko tak to można skomentować. Rozumiem, że jest chęć znalezienia odpowiedzi na pytanie, dlaczego odszedł Wildstein i wszyscy szukają nerwowo. I na pewno kierunkiem szukania tego w rodzinie Państwa Kaczyńskich, pana prezydenta, pani prezydentowej jest ten kierunek - wydaje mi się - całkowicie błędny.
Pisze "Gazeta Wyborcza" z naszych informacji wynika, że prezydent był ogromnie zbulwersowany, że telewizja publiczna zamierzała zająć się rozwodem jego córki, a pan Siwek - członek zarządu TVP - potwierdza, że rzeczywiście był oburzony, że interweniował.
- Nie znam tej sprawy. Nie rozmawiałam z prezydentem, Natomiast sam Pan musi przyznać, że Jedynka, czy Dwójka zajmująca się rozwodem, czy też sytuacją wewnątrz rodziny Marty Kaczyńskiej, to jest jednak śmieszne. To raczej tabloidy się tym zajmują.
A nie jest trochę tak, że pojawienie się córki pana prezydenta i jej byłego, ówczesnego męża na billboardach, jakoś ten temat opinii publicznej wrzuciło?
- Oczywiście, że takie rodzinne sprawy bardzo interesują.
Były atutem w kampanii.
- Były atutem w kampanii i rzeczywiście interesują opinię publiczną. Wszyscy jesteśmy ciekawi życia prywatnego ludzi, ale to jeszcze chyba nie powód do tego, żeby publiczna telewizja i "Wiadomości" szykowały taki materiał. Śmieszne śledzenie córki, czy też wnuczki - uważam za pewną przesadę.
Zobaczymy. Może ta sprawa będzie jakoś wyjaśniona i poszczególne strony jeszcze się wypowiedzą. Ale Pani powiedziała, wszyscy próbują zrozumieć, dlaczego odszedł Wildstein. Pani zdaniem, dlaczego?
- Bo rada nadzorcza go odwołała.
I się śmiejemy. A tak naprawdę? Premier dzisiaj mówi: nie poradził sobie Wildstein. W Polskim Radiu tak powiedział.
- Nie jestem osobą, która jest w stanie ocenić sytuację w telewizji publicznej, ale - jak to wielokrotnie mówiłam - od wewnątrz nigdy jej nie widziałam, na zewnątrz oceniam jako widz tylko, że to nie jest pewnie konkurencyjna i nie jest to telewizja, która odciąga widzów od stacji komercyjnych.
A powinna odciągać?
- Wydaje mi się, że taka jest misja, że powinna dbać o kondycję, bo to jest również spółka. Oprócz tego, że telewizja misyjna, to jednak spółka, która powinna dbać też o tę stronę finansową. Ja przyjmuję rady nadzorczej, jako decyzję uzasadnioną, tym właśnie, że nie spełnił oczekiwań być może rady nadzorczej, być może właściciela. Naprawdę tej sytuacji nie znam. W tej chwili uważam, że zamiast przywiązywać się do personaliów, jak my zwykliśmy to robić, powinniśmy się zastanawiać nad tym, jak powinna wyglądać telewizja publiczna, pytać o to.
To prawda.
- Jak zbudować mocną, dobrą, popularną telewizję.
Oderwijmy się od personaliów i wyrzućmy nazwiska i wstawmy tylko profesje. Dziennikarz? Lepiej, gorzej - do dyskusji, jak sobie radził. Odszedł i przyszedł polityk. Wprost chyba sąsiad Pani z kancelarii.
- Przepraszam bardzo, dla mnie poglądy Bronisława Wildsteina są, jak sądzę, bardziej wyraziste niż Andrzeja Urbańskiego. Trudno powiedzieć, który z nich jest politykiem, bardziej politykiem. Andrzej Urbański przez ostatnie kilka lat był człowiekiem, który zarządzał instytucjami takimi jak w m.st. Warszawa, podlegało mu kilka tysięcy ludzi, jak komunikacja, jak transport, jak spółki. Tutaj być może zdecydowała rada nadzorcza o szukaniu człowieka, który troszkę zajmie się spółką, a nie tylko warstwą programową.
Ale tak dziwnie znalazła, bo znalazła w Kancelarii Prezydenta.
- Andrzej Urbański był doradcą prezydenta przez ostatni czas w Kancelarii Prezydenta, Jest człowiekiem, który ma podobne kwalifikacje do Bronisława Wildsteina, ponieważ też był dziennikarzem - jest polonistą z wykształcenia.
Wildstein jest dziennikarzem.
- Jest dziennikarzem.
Nie został politykiem. Andrzej Urbański odszedł, był tylko doradcą. Ale był w Kancelarii Prezydenta.
- Szefem.
Ostatnio doradcą?
- Ostatnio doradcą.