SpołeczeństwoOddajcie moją piłkę

Oddajcie moją piłkę

Policja rozdzielająca bijących się w czasie liturgii chrześcijan, 350 kilometrów muru. Ziemia Święta gorszy, bo pokazuje jak na dłoni to, co nosimy w sercu. Na uliczkach, pełnych straganów z falafelami i namiotów zbudowanych na święto Sukkot, łatwiej zrozumieć Jezusa płaczącego nad Jerozolimą.

Oddajcie moją piłkę
Źródło zdjęć: © Gość niedzielny | Marcin Jakimowicz

12.10.2007 | aktual.: 12.10.2007 14:37

Potężny głos muezina budzi senne uliczki Betlejem. Za wysokim murem Palestyńczycy otwierają swe sklepy z kardamonem, oliwkami i kilogramami różańców z drewna oliwkowego. Zakurzone, pełne śmieci ulice w mig zapełniają się ludźmi. Z obdartych plakatów na białych murach i turkusowych okiennicach spoglądają smutne twarze uzbrojonych po zęby, zabitych islamskich chłopaków.

Do Bazyliki Narodzenia Pańskiego wchodzi kilkanaście kobiet w czarnych chustach. Prawosławne pątniczki z Cypru schylają się, by przejść przez niziutką bramę kościoła (nieprzypadkowo zwana jest drzwiami pokory). Betlehem – po hebrajsku „Dom chleba”, po arabsku „Dom mięsa” – budzi się ze snu. Nie był to sen spokojny: trwa ramadan i głośny tłum muzułmanów poszczących przez cały dzień wypełnił nocą wąskie uliczki. W bazylice kończy się katolicka Msza o piątej, a już miejsce franciszkanów zajmują prawosławni Grecy. Z niewielkiej skalnej groty ukrytej pod posadzką kościoła płynie monotonny śpiew: Kyrie eleison.

Stoimy murem

„Czekaj, aż zawoła cię policjant” – czytamy na tablicy otoczonej drutem kolczastym. Pięćdziesięciotysięczne miasto otoczone jest kilkumetrowym murem. Stoimy na checkpoincie, czekając na wjazd do Jerozolimy. Czekamy, aż policjanci (śliczna izraelska nastolatka i niewiele starszy od niej chłopak) poproszą nas o paszporty. – Polska? Ja pochodzę z Legnicy – łamaną polszczyzną mówi Izraelczyk. By móc studiować na Uniwersytecie Hebrajskim, musiał na dwa lata pójść do wojska.

Na betonowym murze polski napis: „Palestyno, stoimy za tobą murem”. Tuż obok po angielsku: „Mur przynosi wstyd nam wszystkim”, a jeszcze dalej kolorowe graffiti: I want my ball back. Thanks (Chcę z powrotem moją piłkę. Dzięki). Uśmiecham się, ale mieszkającym na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy Palestyńczykom nie jest do śmiechu. By przekroczyć mury getta, ciągnące się przez 350 kilometrów, muszą mieć specjalną przepustkę. Zdobycie jej często graniczy z cudem. By dotrzeć do pracy, muszą stać w długich kolejkach na checkpointach. Mur jest skandalem.

– To nie była decyzja bezpieczeństwa, to była decyzja polityczna – ożywia się Ibrahim, młody chrześcijanin z Betlejem. – Dla Żydów każdy z nas jest terrorystą. Jesteśmy skazani na życie w zamknięciu. A tu panuje chaos: No law, no control (Bez prawa, bez kontroli). Ostatnio zmarł mój przyjaciel. Nie mógł trafić do izraelskiego szpitala. Nie miał przepustki…

„Wyszliśmy z getta, a teraz zbudowaliśmy je sami” – napisał ktoś odważny na izraelskiej stronie muru.

Miasto niepokoju

Wjeżdżamy do Jerozolimy – Miasta Pokoju. Tu wszystko jest religią – tłumaczy Kustosz Ziemi Świętej, o. Pierbattista Pizzaballa. Oczy trzech religii monoteistycznych skupione są na tętniącej życiem Starówce. Na zaledwie 4 kmkw. stoją trzy najważniejsze miejsca dla chrześcijan, żydów i muzułmanów. Ruiny świątyni Izraela, najświętszego miejsca Żydów, serce chrześcijaństwa: Golgota i Bazylika Grobu Pańskiego oraz meczet Al-Aksa, miejsce, z którego Mahomet został porwany przez anioła Gabriela do nieba. Tygiel. A wszystko na wzgórzu Moria, na które wspinał się Abraham, by ofiarować swego jedynego syna, i na ziemi, z której, jak piszą rabini, Bóg zaczerpnął glinę, by ulepić pierwszego człowieka. Przez pełną straganów arabską uliczkę z trudem przeciska się prawosławna pielgrzymka. Sprzedający setki przypraw Palestyńczyk macha zniechęcony ręką: Modlą się, nie będą kupowali…

Chasydzi pchają wózki

Na ulicach Jerozolimy coraz częściej słychać rosyjski. Władze Izraela, widząc, w jak szybkim tempie przybywa Arabów, zdecydowały się otworzyć granice dla Żydów z byłego Związku Radzieckiego. Przyjechało ich ok. 1,2 miliona. Ilu z nich oszukało celników, podając swą tożsamość, i zamieniło życie w szarym, zimnym bloku Nowosybirska na tryskający życiem pełen palm daktylowych kibuc? Podobno 300 tysięcy. – My gawarim pa ruski – zachęcają arabscy kupcy. W Izraelu trwa walka o przetrwanie. Statystyki są bezlitosne: Arabowie mają średnio pięcioro dzieci, Żydzi troje, a chrześcijanie dwójkę.

Na ulicach mnóstwo chasydów, pchających w niemiłosiernym upale wózki z drącymi się wniebogłosy maluchami. Trwa święto Sukkot, w przedwojennych polskich miasteczkach obchodzone jako Kuczki. Żydzi błogosławią Boga za zbiory, dziękując za opiekę w czasie wędrówki przez pustynię. Chłopcy, którym spod jarmułek wystają kosmyki pejsów, stawiają na dachach domów namioty. Jedne solidne, oparte na drewnianych balach, inne zwykłe, turystyczne. W „mieście na górze” wyrasta nowe miasteczko na górze.

Z zamyślenia wyrywa mnie donośny głos muezina z pobliskiego meczetu. Wschodnia, zatłoczona część Jerozolimy zamienia się w wielki plac modlitwy. I jak tu się wyciszyć? – zastanawiam się, przeciskając się łokciami przez wielotysięczny tłum, kupujący przy Bramie Damasceńskiej melony, oliwki i świeże figi. Momentalnie przypominają mi się słowa Jezusa: Schowaj się, wejdź do swojej izdebki. Ojciec cię widzi.

Przekonałem się o tym na własnej skórze następnego dnia.

Bijatyki na Golgocie

W Bazylice Bożego Grobu potworny ścisk. Falujący, przepychający się tłum Greków, Rosjan, Koptów, Etiopczyków, franciszkańskich pielgrzymów, z których każdy chce choć na chwilę wejść do maleńkiej kaplicy, gdzie, jak głosi tradycja, Jezus wstał z martwych. Są też muzułmanie: przychodzą, by obejrzeć grób Jezusa, którego nazywają prorokiem Issą. Zero wyciszenia, przepychanki, głośne protesty. Chowam się w kaplicy na górze. Jestem w sercu świata: w miejscu, gdzie na spowitym w mroku wysypisku śmieci umierał Jezus. Nad setkami świec mieszają się zapachy: intensywny orientalnego kadzidła i mdławy różanego olejku Marii Magdaleny, sprzedawanego na pobliskim bazarze za dolara. Zamykam oczy i otwieram na chybił trafił Biblię. Zaskoczony czytam: Męka Jezusa Chrystusa. Nie potrafię opanować wzruszenia. Bóg widzi w tym ogromnym tłumie moje serce. Odpowiada na pytania, pozwala odetchnąć. Gdy po dłuższej chwili wracam na dół, nasza grupa akurat dochodzi do kaplicy. Ale nagle podchodzi prawosławna wycieczka i spycha Polaków
na koniec. Krzyki, groźby. Zgorszenie. Można dochodzić swych racji, tłumaczyć, że należy się nam, bo staliśmy już tak długo. Ale znów przypominają mi się słowa Jezusa: stań na końcu, zajmij ostatnie miejsce. Jak niewiele nauczyliśmy się przez te dwa tysiące lat. Już nieraz chrześcijan w bazylice musiała rozdzielać izraelska policja.

Pęknięcie

Łatwo pisze się o konflikcie Żydów i Arabów, trudniej o pękniętym chrześcijaństwie, o tych zaledwie dwóch procentach ludności Izraela i Palestyny, udowadniających na każdym kroku swoje racje. – A te 2 proc. to niekoniecznie jest zaczyn Kościoła – przypomina Ryszard Montusiewicz, dziennikarz mieszkający przez 12 lat w Ziemi Świętej – Bo, niestety, pierwsza tożsamość tutejszych chrześcijan jest negatywna: nie jestem żydem (czyli gorszym) i nie jestem muzułmaninem (czyli gorszym). Oni nie mówią: jestem chrześcijaninem, bo wierzę w Jezusa Chrystusa. To często zatrzymuje się na poziomie etnicznym. Wielu Polaków wraca stąd zgorszonych. Chcieli dotknąć tajemnicy, wyciszyć się, a ujrzeli podzielonych chrześcijan, przepychanki w czasie liturgii. Bo spotkanie z Ziemią Świętą jest po to, by zobaczyć, jakie naprawdę jest twoje serce. Izrael jest jak kropla wody, w której widać jak na dłoni problemy świata, ale i twój konkretny problem. Jesteśmy tacy jak ta ziemia. Podział chrześcijan pokazuje bogactwo Kościoła.
Przyjechał znajomy proboszcz z Polski. Poszedł na nabożeństwo Koptów, modlących się w sposób, którego nie rozumiemy, i spytał: Rysiu, czy oni w ogóle wierzą w Matkę Boską? Mówię: Franciszku, wierzyli już tysiąc lat wcześniej niż Polacy! W Ziemi Świętej jak na dłoni widać wszystkie grzechy Kościoła, które nad Wisłą są częściowo zakryte.

Słona sól

Bądźcie jak sól. Nie traćcie smaku – wołał w tym miejscu Jezus. W ciągu tygodnia spotkałem wielu świadków. Widziałem modlącą się siostrę Paulę, która jako malutka Rachela ocalała z Holocaustu, a uciekając niedaleko Łomży przed katolickimi chłopakami, rzucającymi w przerażoną dziewczynkę śnieżkami, wpadła na szalony pomysł: uklęknie pod krzyżem, może wezmą ją za chrześcijankę? Upadła na kolana i krzyknęła po raz pierwszy w życiu: Jezu! I, jak sama mówi, zakochała się po uszy. Dziś, jako benedyktynka, modli się za Izraela. Podobnie jak siostry karmelitanki z Betlejem. Ich klasztor jest podwójnie zakratowany. Kratę klauzury poprzedza ostry drut kolczasty. Mniszki modlą się nocami, śpiewając pieśń, którą Jezus dyktował prostej arabskiej dziewczynie: błogosławionej Mariam. Miała niezwykłe dary. Unosząc się w powietrzu nad drzewami, mniszka, która mówiła o sobie: „małe nic”, śpiewała: „Jestem szczęśliwy w duszy uniżonej, jestem szczęśliwy w żłóbku”.

Ziemia kolczasta

Na górze pokrytej zielonymi drzewami oliwnymi Jezus pocił się krwią. Widząc rozległą, skąpaną w słońcu Jerozolimę, płakał nad miastem zabijającym proroków. Proroczo widział już zrównaną z ziemią w 70 r. świątynię. Ale widział też rozszarpane przez wojny Miasto Pokoju: plakaty z shahidami, męczennikami islamu zabitymi w czasie intifady we wschodniej części miasta. Widział samochody-pułapki wybuchające w rozpalonych słońcem ulicach, młodych izraelskich żołnierzy, rozbierających prawie do naga upokorzonych Arabów. Widział policję, rozdzielającą bijących się w świątyni chrześcijan. Płakał na ziemi pełnej kolców, drutów i wysokich murów.

Marcin Jakimowicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)