"Od 2006 roku nie założyłem koszulki z krótkim rękawem"
W Irlandii zaczęło się prawdziwe lato. Zwykle dyżuruje w okolicach przedpołudnia, potem ma długą przerwę na siku, następnie otwiera interes na jakieś 40 minut przed wieczorem, aczkolwiek zdarza mu się też kompletnie bojkotować ogólnie przyjęte godziny urzędowania i siedzieć w okienku przez cały dzień lub nie przychodzić do pracy przez dwa tygodnie. Pewnie zapiło, jak to w Irlandii - pisze Piotr Czerwiński w Wirtualnej Polsce.
01.08.2011 | aktual.: 09.08.2011 16:44
Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Nie wiem czy wypada się przyznawać, ale ostatnio odkryłem, że zaczynam lubić irlandzką pogodę. Być może jestem jedynym Polakiem w Irlandii, który tak ma, ewentualnie po prostu jedynym człowiekiem na tej wyspie, który doszedł do tak oryginalnego wniosku, ale nic na to nie poradzę. Jako Polak jestem genetycznie predysponowany do życia w absurdzie i miejscowa pogoda doskonale spełnia się w roli naturalnego środowiska dla prawdziwych Polaków.
Poza tym zwykłe cztery pory roku są przewidywalnie nudnym doświadczeniem i jestem pewien, że nie robią już na nikim wrażenia, oprócz mieszkańców Irlandii, którzy lubią słuchać legend o tym, jak wygląda prawdziwe lato albo prawdziwa zima. Zrozumiałem to niedawno, po raz milionowy tłumacząc tubylcom, że w Polsce latem świeci słońce, a zimą jest mróz. Miało to miejsce na placu zabaw dla dzieci, gdzie zdołałem zgromadzić zupełnie sporą grupę słuchaczy, włączając małoletnich, którzy z wypiekami na twarzy dowiadywali się, że mamy w Polsce zimę ze śniegiem, który nie topnieje nawet przez miesiąc, potem zaś lato, które również nie znika nawet po czterech godzinach.
Tutejsze dzieci nie słyszały takich rewelacji nawet w RTE Junior, zamarły więc w skupieniu, a jedno z nich w podzięce pochwaliło mi się, że w plastikowym wiaderku ma zielone rybki wielkości pastylek z paracetamolem. Żeby nie było, że tylko w Polsce mamy coś nietypowego.
Mój syn mnie nie słuchał. Korzystał z życia, usiłując złapać zbłąkaną kaczkę z pobliskiego stawu, za którą biegał wykrzykując „kaka! kaka!” i rzucając pod jej adresem jakieś niezrozumiałe dla mnie obietnice, w sobie tylko znanym języku. Niestety robił to bez wzajemności ze strony kaczki, za to z przerażeniem obserwowała go niewiele młodsza francuska dziewczynka, która czekała cierpliwie, aż malec przestanie gonić kaczkę, po czym pocałowała go w policzek i uciekła z piskiem. Dobre dziewczynki zawsze lubiły brutali.
Następnie lato się skończyło i tym razem ja musiałem biegać za synem, by włożył czapkę i kurtkę, którą miałem przez cały czas pod pachą na wypadek wojny; w tych stronach trzeba być przygotowanym na wszystko.
Irlandzka aura jest depresyjnie rozrywkową dziedziną tutejszego życia i nie wiem jak bym funkcjonował bez wrażeń, których mi dostarcza. Od pewnego czasu zacząłem nosić na sobie cały komplet ubrań, do zakładania i zdejmowania w zależności od tego, która pogoda wyjedzie akurat na patrol. Składają się na niego dowolne kombinacje kurtki, marynarki, koszuli i swetra. A także parasola, w roli szpanerskiego akcesorium dla paranoików.
Gdy rano świeci słońce, lecz jest chłodno, zakładam marynarkę i sweter. Kiedy robi się cieplej, a słońce wciąż nadaje, zdejmuję sweter i zostawiam sobie marynarkę. Kiedy robi się zimno, a niebo ciemnieje, zdejmuję marynarkę i zakładam kurtkę. Kiedy leje, zakładam kurtkę i otwieram parasol. Kiedy leje i jest zimno, zakładam sweter, marynarkę i kurtkę, i otwieram parasol. Kiedy leje i jest ciepło, zdejmuję kurtkę, zakładam marynarkę. Kiedy przestaje lać, doszedłem do sklepu.
Droga do sklepu jest dla mnie zawsze trudnym wyzwaniem i zajmuje mi całe 15 minut. Czasami kiedy ją przemierzam, przed oczyma wyświetla mi się całe życie i myślę, że nawet runda w Counter Strike nie zapewnia takich przygód. Zwłaszcza, że tam nie spotyka się po drodze ani jednego bałkańskiego żebraka oraz pijanych nastolatków pod chińskim take-awayem, za których powinienem dostawać dodatkowe punkty, ponieważ od kiedy zdołałem nie przejechać jednego z nich samochodem, mimo iż pragnął tego niezmiernie, turlając się po ulicy, mają do mnie wielki szacunek. Dla nich lato trwa wiecznie i dlatego nie rozstają się z koszulkami polo, bez względu na porę roku. Kiedy ich widzę, uginających się od wiatru wraz z drzewami, śpiewam sobie na przekór deszczowi: Lato, lato wszędzie...
Jeśli zaś chodzi o pory roku, to jak wiadomo, w Irlandii występują wszystkie cztery jednego dnia. Czasami jest promocja i dostajemy w pakiecie kilka innych pór, których nie ma nigdzie indziej. Ja co prawda nie doświadczam tego aż tak znowu nagminnie, ponieważ większą część dnia zajmuje mi wspieranie upadającej irlandzkiej gospodarki w tak zwanym pomieszczeniu zamkniętym, za to mój wyżej wymieniony potomek jak najbardziej tak. Uczęszcza bowiem do przedszkola i spędza dużo czasu na świeżym powietrzu. Ma w swojej szafce trzy komplety ubrań i muszę przyznać, że jego wychowawczyni świetnie sobie radzi z dopasowywaniem ich do warunków atmosferycznych. Kiedy jest ciepło i wieje, mały biega w bluzce z długim rękawem. Kiedy przestaje wiać, zakładają mu bluzkę z rękawem krótkim. Kiedy wieje i jest zimno, zakładają mu kurtkę. Kiedy zaczyna lać, ucieka pod dach albo chowa się pod zjeżdżalnią. Zdejmują mu przy tym lub zakładają czapkę, którą nauczył się już sam zdejmować i zakładać, na wypadek gdyby nagle zajaśniało, a
przedszkolanki nie było w pobliżu. 15 minut na podwórku dostarcza mu więcej wrażeń niż cały odcinek Boba „Gąbki” Squarepantsa, ponieważ Bob przez cały czas biega w tych samych gaciach, które są z definicji kwadratowe, a także, co nie dziwi, ciągle jest przesiąknięty wodą. Poza tym uważam, że nieprzewidywalne ataki deszczu od najmłodszych lat wyrabiają sztukę uniku oraz instynkt samozachowawczy.
Podobno wyspiarze wyjeżdżają stąd z powodu pogody na inne wyspy, o nas natomiast mówi się powszechnie, że dla pogody tu nie przyjechaliśmy, ale ja coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jeśli o mnie chodzi, to pogodę w Irlandii widzę na pierwszym miejscu listy największych atrakcji tego kraju. Co prawda nie wierzę, żeby moje zdanie podzielała odpowiednia ilość zagranicznych turystów, na których wsparcie Irlandia liczy ostatnio fanatycznie, choć mogę się mylić, ponieważ z pewnością niejeden mieszkaniec Lazurowego Wybrzeża, Malagi bądź wysp Kanaryjskich potrafi docenić czyste wariactwo egzystowania w tutejszych warunkach atmosferycznych, następnie postanawia spędzić kolejne trzy lata w irlandzkiej gastronomii.
Spotkałem niedawno Hindusa, który jest inżynierem elektronikiem, dzięki czemu dostał bardzo intratną pracę w roli nocnego stróża. Wymieniwszy tradycyjne „how-are-you/dziękuję-strasznie, a ty”, zeszło nam się na pogodę i obaj doszliśmy do wniosku, że nie pamiętamy, czy kiedykolwiek któryś z nas nosił w Irlandii koszulkę z krótkim rękawem. Co prawda tubylcy chodzą tak ubrani nawet w listopadzie, ale ja jestem centusiem i oszczędzam na aspirynie, przez co nie skusiłem się na tak dramatyczny krok od roku 2006. Hindus nie zdobył się na to nigdy i stwierdziliśmy, że właściwie to dobrze, bo gdyby lato w tym kraju trwało dłużej niż kilka godzin, moglibyśmy rozleniwić się niebezpiecznie. Ładna pogoda jest bowiem zarezerwowana na byczenie się i powinna kojarzyć się wyłącznie z wakacjami. Turbo-satanizm irlandzkiej aury dla odmiany sprawia, że chce się pracować za dwóch, bo i tak nie da się tu robić niczego innego. Pewnie dzięki czemu kraj ten jest pełen pracowitych ludzi, którzy sumiennie ciułają walutę, by raz na
jakiś czas opuścić jego terytorium i udać się na wakacje. Poza tym, jak mogłem już wspomnieć wcześniej, okazjonalnie także i tutaj zdarza się, że świeci słońce. Czasem robi to tak długo, że można nawet zdążyć do domu po aparat i utrwalić tę chwilę na fotografii. Bezcenne są te zdjęcia rodzinne z Irlandii, robione bez flesza w biały dzień.
Trochę żal, że mój syn będzie znał słońce tylko z krótkich przebłysków oraz wakacji spędzonych na jakiejś atrakcyjniejszej szerokości geograficznej. Ale cóż. Wszystko ma swoją cenę, brothers and sisters. A teraz możecie odsapnąć i przejść do pozostałych artykułów o Smoleńsku, Jarosławie Kaczyńskim, Donaldzie Tusku i Drugiej Wojnie Całego Świata Z Całym Światem.
Dobranoc Państwu.
Z Dublina specjalnie dla Wirtualnej Polski Piotr Czerwiński