"Ocena wyborów na Białorusi jest oczywista"
Paweł Poncyljusz (PJN) zajścia w powyborczy wieczór w Mińsku określił jako "bezprecedensowe". Powiedział, że przekreśliły one wszelkie szanse na pozytywną ocenę procesu wyborczego na Białorusi, choć niektórzy obserwatorzy OBWE skłaniali się ku temu.
20.12.2010 | aktual.: 20.12.2010 14:54
Białoruska milicja rozbiła w niedzielę, już po zamknięciu lokali wyborczych, wielotysięczną demonstrację w Mińsku. Białoruskie niezależne i opozycyjne portale internetowe informują o zatrzymaniu setek osób, w tym kilku kandydatów ubiegających się w wyborach o urząd prezydenta, który ponownie zajmie Alaksandr Łukaszenka.
- Po dzisiejszym, porannym spotkaniu obserwatorów w ramach Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE mam wręcz pewność, że gdyby nie zajścia na Placu Niepodległości prawdopodobnie ta ocena wyborów nie byłaby taka jednoznaczna i wyrazista - powiedział Poncyljusz.
Wprawdzie oficjalne stanowisko OBWE - jak powiedział - zostało ogłoszone na konferencji prasowej o godz. 14.00 czasu lokalnego (godz. 13.00 czasu polskiego), ale już można powiedzieć, że zajścia, które miały miejsce podczas demonstracji, przesądziły o negatywnej ocenie wyborów.
- Czarę goryczy przelały zajścia pod oknami mojego hotelu. Znalazłem się w grupie osób, które były spychane przez milicję. Udało mi się odskoczyć na schody i wrócić do hotelu - powiedział Poncyljusz. Relacjonował, że milicjantów rozjuszył fakt, iż dziennikarze zaczęli filmować, fotografować wleczenie po ziemi aresztowanych osób. To - jak powiedział - wywołało agresję milicji.
Jego zdaniem, są to wydarzenia bez precedensu i żadnym wytłumaczeniem dla tak ostrej reakcji służb porządkowych nie jest tłuczenie przez demonstrantów szyb w budynku rządu.
Według Poncyljusza, nie bardzo było wiadomo tak naprawdę, kto to robił. Część dziennikarzy opowiadała mu, że osoby, które tłukły szyby, ubrane były "bardziej po wojskowemu". Jak mówi, nie wiadomo, czy samo wybijanie szyb nie było prowokacją, która miała uruchomić reakcję milicji.
W ocenie posła, wyglądało to dość niejasno, tym bardziej, że w pewnym momencie pojawił się oddział funkcjonariuszy ze specjalnymi tarczami, które - jak powiedział - zdaniem niektórych osób, miały w sobie paralizatory. - To nie była tylko kwestia spychania demonstrantów, ale również bezpośredniej reakcji - podkreślił.
Zdaniem Poncyljusza, ze względu na silny mróz, ludzie nie wytrzymaliby na wiecu dłużej niż kilka godzin, więc można było poczekać trochę, a tłum demonstrantów stopniałby do kilkuset osób i nie byłoby problemu. - Tak jakby ktoś chciał dokonać takiej konfrontacji. Czy to puściły nerwy władzom Białorusi, czy też (to) nadgorliwość ludzi służb, to trudno powiedzieć - oświadczył.
Według niego, jeśli tego typu pałowanie odbywa się pod oknami hotelu, w którym mieszkają obserwatorzy, zagraniczni dziennikarze, to albo jest to kompletna ignorancja i bezmyślność, albo też bardzo sprawne zarządzanie kryzysem i prowokowanie sytuacji, które muszą skłonić do ocen bardzo negatywnych.