Ocalić od zapomnienia piosenki Marka Grechuty
Nikt tak pięknie nie będzie zdejmował palta ze zmokniętej wiosny. Nie doceni ciszy oddechu trawy. Legendę najtrudniej zastąpić. I kto zaśpiewa „Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”? = zastanawia się dziennik "Słowo Polskie - Gazeta Wrocławska".
14.10.2006 | aktual.: 14.10.2006 08:34
Marek Grechuta, który zmarł 9 października w Krakowie, niewątpliwie był legendą. Nigdy nie został bohaterem plotkarskich pism. – W czasach jego największej sławy nie było brukowców – uśmiecha się Jerzy Skoczylas z kabaretu Elita.
Spod „Przewiązki” en avant!
– Mieszkaliśmy w jednym akademiku i na zdezelowanym pianinie w klubie Pod Przewiązką graliśmy, każdy swoje– wspomina Jan Kanty Pawluśkiewicz, który razem z Grechutą założył najpierw kabaret, a potem zespół Anawa._ – Ćwiczyłem standardy jazzowe. On był zupełnie z innej planety. Spozieraliśmy jeden na drugiego i postanowiliśmy pójść razem – naprzód._ Wybrali nazwę Anawa. Z francuskiego: „en avant”, czyli naprzód. Pawluśkiewicz: – W pierwszych rzędach nie można było wcisnąć szpilki. Tak się podobał dziewczynom.
Przychodzą do nas piękne dziewczyny...
... i śmieją się, i bawią się – śpiewał. – Także to świadczyło o genialności Marka – opowiadał Pawluśkiewicz w zeszłym roku, przed 60. urodzinami Grechuty. – Stojąc na scenie, kompletnie nieruchomo, przy użyciu minimalnych środków aktorskich, potrafił fascynować publiczność i oczarowywać kobiety.
Oczarowaniu uległy gwiazdy: Maryla Rodowicz („Był takim cherubinkiem o kręconych włosach, dużych oczach, zmysłowych ustach”) i Krystyna Janda. Jerzy Skoczylas z kabaretu Elita: – Oj, robił wrażenie na dziewczynach! Ale na specjalnym gatunku – mądrzejszych, oczytanych i osłuchanych. Na festiwalu FAMA piszczały na jego widok. A on? Zawsze wierny Danucie, swojej żonie. Jan Kanty Pawluśkiewicz:_ – To dla niej napisał „Będziesz moją panią”, „W dzikie wino zaplątani”._
Obraz mego ciała spowitego w te marne szaty
Niewielu pamięta, że Grechuta współpracował z wrocławskim kabaretem Elita. Jeździli w Polskę i na występy za ocean. Nie jest tajemnicą, że Marek Grechuta od lat miał problemy psychiczne. Cierpiał na stany lękowe, bał się windy. – Nie lubił być sam, więc zawsze staraliśmy się, żeby ktoś z nas mu towarzyszył – wspomina Jerzy Skoczylas. Elita zastosowała wobec Grechuty swoistą terapię śmiechem. Jerzy Skoczylas: – Celowo się z nim nie cackaliśmy. „Boisz się windy?” – mówiliśmy. „No co ty?”. I wepchnęliśmy go, ale delikatnie.Potem już jeździł.
Grechuta bujał w obłokach. W Chicago kupił rower dla syna. – Nie zdawał sobie sprawy, że trzeba go będzie wozić po Stanach, a potem przetransportować do domu. Żartowaliśmy: „Marek, dobrze, żeś nie kupił wanny”. A on się dziwił, czemu – śmieje się Skoczylas. Elita przyjechała do Krakowa. Grechuta mógł wtedy mieszkać w domu. Na koncert przyszedł w dżinsach i swetrze, ale pod spodem miał piżamę. – O cholera, zapomniałem! – wykrzyknął, przebierając się w garnitur. O nim nie zapomniał.
Podkrążone po balu oczy
Tournee to koncerty i hotelowa nuda. Nudę zabijali grą w kości. Grechuta malował. Dowcipkował, żartował. Na imprezach grywał tanga do tańca. Nie pił. – Kiedyś zaśpiewał: „wlazł kotek napletek” – uśmiecha się Skoczylas. A przecież nie lubił „grubszych” żartów. – Miał cudowne poczucie humoru. Lekko autoironiczne. Nie cierpiał koszarowych dowcipów o kobietach– wspomina Roman Kołakowski.
Autoironia przydała się, kiedy w 1976 roku zgrał Belzebuba w spektaklu „Szalona lokomotywa” według tekstów Witkacego. – Zagrał diabła. Z jego wyglądem cherubinka to był strzał w dziesiątkę– twierdzi dziś Krzysztof Jasiński z krakowskiego Teatru STU. – Świetnie wyglądał w białym fraku.
Sztuce swej bez reszty oddany
Był perfekcjonistą. – Wymagał świetnej sali, świateł, nagłośnienia– podkreśla Piotr Guzek, który organizował jego koncerty we wrocławskim Firleju i Teatrze Polskim. – Siadał na widowni i mówił: „Teraz mi to zagrajcie”. Wskazywał, gdzie brzmi za głośno, za cicho.Krzysztof Jasiński: – Najtrudniej było sprawić, by na próbach powtórzył to samo. Do każdego zadania podchodził, jakby to miał być pierwszy raz. Musiał cierpieć, śpiewając w akustycznie kiepskich salkach. – Ale zagryzał zęby i robił swoje. Dla Polonii – twierdzi Jerzy Skoczylas.
Piotr Guzek chce ocalić od zapomnienia piosenki Grechuty. –_ Na Nocnych Spotkaniach Literacko-Muzycznych w grudniu wystąpi Anawa. I młodzi artyści śpiewający Grechutę. Stawiam warunek: aranżacje i muzyka mają być takie same. Po co psuć coś, co jest doskonałe?_ – tłumaczy.
Małgorzata Matuszewska