Obywatele do kąta - felieton WP

Najpierw dowiedzieliśmy się o uczniach parodiujących ojca Rydzyka w kabaretowym skeczu pod tytułem "Mafia Światowa". Oburzyli się katecheci, że obraza uczuć religijnych. Później wyszło na jaw, że w innej szkole zorganizowano konkurs na "Prawdziwego Polaka", w którym brano pod uwagę m.in. kolor oczu i włosów kandydatów. Oburzyli się Zieloni, że rasizm. Pośród krzyków, skarg, wniosków i oburzeń zniknąć może edukacyjny aspekt obydwu spraw. A to szkoda. W końcu skoro jesteśmy w szkole, fajnie byłoby czegoś się nauczyć.

07.12.2005 | aktual.: 07.12.2005 14:09

Prawdopodobnie katecheci z Ełku nie widzą nic złego w zabawie konińskich gimnazjalistów. Z kolei Zieloni mogą uznać, że protesty ełckich katechetów świadczą o zamachu na światopoglądową neutralność państwa i ograniczaniu wolności. A przecież katecheci w Ełku i Zieloni w Koninie walczą o to samo: o obronę swoich świętych racji. Tylko czy słusznie i czy dobrymi metodami?

Obie sprawy są bardzo podobne. Mamy obrażonych (którzy swoją obrazę podpierają najważniejszymi aktami prawnymi naszego kraju), mamy przestraszonych winowajców (którzy prosto z wesołej zabawy lądują pod ogólnopolskim medialnym pręgierzem), mamy przede wszystkim karnawałowy wygłup, który niebezpiecznie ociera się (jak to w karnawale) o tabu. Oczywiście możnaby dyskutować, czy większą zbrodnią jest nabijanie się z księdza, czy też rasistowskie praktyki. I tu właśnie dochodzimy do sedna: można by DYSKUTOWAĆ. Ale łatwiej jest krzyczeć. Tyle, że krzyk - czy to katechetów, czy Zielonych - nie rozwiąże kwestii: skąd się wziął ten żart, jak on był możliwy, co za nim stoi. Krzyk nie odpowie nam, jakie przyszłe Rzeczypospolite kształtują się w naszych szkołach.

Słyszałem niedawno historię o pewnej ważnej i zasłużonej instytucji, która zorganizowała konkurs dla uczniów na wypracowanie o tolerancji. Imponujące pokłosie świetnego konkursu w szczytnej sprawie było omawiane na specjalnej sesji, w której uczestniczyli m.in. autorzy nagrodzonych prac. Ważne słowa, burzliwe oklaski, mądre dzieci. Nagle wstaje jeden z uczniów i mówi: "Ja tylko tak napisałem, że ja tak lubię i szanuję tych Litwinów, bo wiedziałem, że tak trzeba pisać. Ale tak naprawdę, to uważam, że to faszyści, nacjonaliści, mordercy i barbarzyńcy". Oczywiście wybucha skandal. Litewski konsul oburzony opuszcza salę, tłum jest o krok od linczu, organizatorzy załamani.

I w tym momencie wstaje jakaś pani pedagog i mówi, że owszem, chłopiec pojechał po bandzie, ale jeśli mamy rozmawiać o tolerancji, powinniśmy zastanowić się, jak znosić również takie wypowiedzi. Krzyk niczego nie rozwiąże. Krzyk pozwoli nam jedynie czuć się lepiej. Tak jak lepiej pozwalają nam się czuć debaty, w których nie konfrontujemy się z rzeczywistymi przeciwnikami. I wtedy dopiero, na samym dnie skandalu, po starciu "słusznej" piany z ust, można było rozpocząć właściwą dyskusję o tym, skąd się biorą uprzedzenia, jakie są wzajemne stereotypy, co zrobić, by tolerancja nie stała się tylko uczniowską zmorą, jak Słowacki, który wielkim poetą był. Dyskusja oczywiście trudna. Bardzo trudna. Dużo trudniejsza niż postawienie ucznia do kąta i wpisanie mu uwagi do dzienniczka.

Oczywiście chciałoby sie postawić do kąta kogoś, kto uważa, że aby być prawdziwym Polakiem należy mieć blond włosy. Także osoby, które sugerują kontakty ojca Rydzyka z prostytutką zmieściłyby się w takim kącie (nie za obrazę uczuć religijnych tylko za niesłuszne szkalowanie). Szkoła dysponuje dostatecznymi środkami przymusu, by niepokorni uczniowie zrozumieli, ŻE zrobili coś złego. Chodzi jednak o to, aby zrozumieli również, DLACZEGO jest to złe.

Stawianie do kąta jest doraźnym rozwiązaniem. W końcu uczeń będzie musiał z niego wyjść. Tak jak w końcu wyjdzie ze szkoły, a później stanie się pełnym praw obywatelem. I jeśli przypomni sobie, że za głoszenie swojego zdania stawiają do kąta, to nie wygłosi tego zdania. Nie zaangażuje się w lokalne działania, nie podejmie odpowiedzialności, nie pójdzie do wyborów. Będzie siedział cicho w ostatniej ławce i myślał tylko o własnym interesie. A skoro będzie siedział cicho, znajdą się tacy, którzy mówią za niego, którzy mu dyktują, i odpytują go, i sprawdzają, czy się na pewno dobrze na pamięć nauczył, czy wie, jak należy pisać wypracowania, żeby pani nauczycielka była zadowolona. Takie Rzeczypospolite będą, jakie ich młodzieży upupianie.

Szkoła to świetne miejsce, żeby nauczyć się zabierać głos. Choćby po to, by mówić głupoty. I nawet, jeśli te głupoty wyczerpują znamiona jakiegoś przestępstwa, warto o tym porozmawiać, zanim wezwiemy pod szkołę brygadę antyterrorystyczną.

Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)