Obsługiwałam angielską królową


Polacy mieszkający w Londynie obsługują przyjęcia z udziałem brytyjskiej królowej Elżbiety, Michaela Jordana czy Jeremy'ego Ironsa. Żaden z nich nie przy-zna jednak, że marzył o takiej pracy

Obsługiwałam angielską królową
Źródło zdjęć: © Przekrój | Grzegorz Czaplicki

15.10.2007 | aktual.: 15.10.2007 12:21

Basia na ekskluzywne przyjęcia w Londynie chodzi od blisko roku. Zwykle dwa, trzy razy w tygodniu, a nawet częściej. Najbardziej lubi klub Hurlingham przy Putney Bridge, gdzie członkostwo kosztuje rocznie 10 tysięcy funtów, a czeka się na nie średnio 10 lat (Winston Churchill się nie doczekał). Nieźle jest też w Goldsmiths Hall, bo i ludzie sympatyczni, i wnętrza XVI-wiecznej siedziby niczego sobie. Wystrzega się natomiast Crowna, bo tam zwykle nie dają jeść, a jak już, to kiepsko i atmosfera jest lekko napięta. Na bale, przyjęcia dobroczynne czy wy-stawne lunche zakłada żelazny zestaw ubrań. Oprócz czarnych spodni i butów zielony żakiet do Hurlinghama, wszędzie indziej zwykle białą koszulę, czarną kamizelkę i muszkę. Nie chodzi jednak na ekskluzywne przyjęcia dla przyjemności. Wysyła ją na nie jako kelnerkę Silver Event Staff zwany po prostu Silverem. To firma, która od pięciu lat organizuje personel do obsługi luksusowych imprez zarówno w prywatnych klubach dla zarejestrowa-nych członków, jak i w
najsłynniejszych miejscach Londynu, takich jak pałace Kensington, Hampton Court, To-wer of London czy muzeum Madame Tussauds. Obsługuje też najbardziej prestiżowe wydarzenia: finały rozgry-wek polo, królewskie regaty Henley czy Farnborough Air Show. Silvera prowadzi wspólnie z mężem Tomaszem Kamila Wiśniewska-Gałka, miss Polski z 1998 roku. Po przyjeździe do Londynu oboje pracowali w podobnej firmie. Zaczynali jako kelnerzy. W ciągu kilku miesięcy awansowali na szefów kelnerów, niedługo potem na me-nedżerów odpowiedzialnych za cały przebieg imprezy, aż w końcu założyli własny interes.

Celebrities do znudzenia

Dwie na trzy osoby pracujące dla Silvera to Polacy. Pracują wszyscy: od budowlańców po ludzi z wyższym wykształceniem. Ci ostatni są ponoć najgorsi. – Przy każdej okazji marudzą, że „on nie będzie nikomu usługi-wać, bo jest magistrem” – denerwuje się szefowa firmy. – Mimo wszystko Polacy to najlepsi pracownicy: sumienni, dokładni, uśmiechnięci. Ich jedyną wadą jest to, że mimo zakazów cały czas rozmawiają po polsku, chyba nie da się ich tego oduczyć. Ale dzięki temu ja też trochę podłapałem polskiego. Teraz zwracam się do moich pracowników „misiaczku” czy „koteczku”. Zupełnie ina-czej wygląda wtedy praca – śmieje się Marcos da Silva, menedżer w Gold-smiths Hall. Dla Silvera pracuje obecnie około 700 osób, z czego tylko 50 na pełny etat. Dodatkowe 300 osób będzie po-trzebnych już od połowy listopada, kiedy to w Anglii zaczyna się sezon świątecznych przyjęć. Pracę dostaje praktycznie każdy, kto się zgłosi. Wystarczy jedynie odbyć dwugodzinny kurs zastawiania stołu, serwowania posiłku i win czy sprzątania
talerzy.

Test po takim treningu to właściwie formalność, a do pracy można pójść już kilka dni później, wystarczy za-dzwonić w poniedziałek do siedziby firmy i dostosować propozycje imprez do swoich możliwości czasowych. Z powodu najniższej z możliwych stawki godzinowej mało kto traktuje tę pracę jako podstawowe źródło docho-dów – dla większości to okazja do dorobienia. Polacy rzadko chcą bowiem pracować za mniej niż 6 funtów za godzinę (około 33 złotych), tymczasem w Silverze zarabia się 5,52 funta na godzinę. Funta więcej dostają tylko kelnerzy od win i ludzie z rocznym doświadczeniem. – Nawet jak nie mam innej pracy, tu zarobię tyle, że starczy na opłacenie mieszkania i skromne wyżywienie – mówi Basia. – Podobne stawki co my proponują zwykłe restauracje czy coffee shopy, ale u nas jest niepowtarzalna okazja nabrać doświadczenia i przede wszystkim otrzeć się o wielki świat, gwiazdy show-biznesu czy członków rodziny królewskiej – zachwala Kamila Wiśniewska-Gałka i pokazuje wiszące w biurze Silvera zdjęcia z królową
Elżbie-tą II czy byłym premierem Tonym Blairem, który podobno sam podszedł do obsługujących ubiegłoroczne Air Show w Farnborough, proponując wspólną minisesję.

Na co dzień jednak pracowników obowiązuje absolutny zakaz fotografowania i zbierania autografów. Za jego złamanie wylatuje się z pracy, choć najwyżej na kilka dni. – Co się jednak napatrzą, to ich. Gdy na finałach polo roiło się od słynnych modelek, jeden z naszych chłopaków narzekał potem na ból karku, ale mówił, że może nawet stać cały dzień na deszczu dla niezapomnianych wrażeń wzrokowych – śmieje się Tomasz Gałka.

Co pija królowa

W Silverze każdy z pracowników, choć o tym nie wie, ma przypisaną przez szefów firmy kategorię od A do D. Ci z pierwszą literą alfabetu przejawiają największą inicjatywę i tylko oni wybierani są na specjalne okazje, takie jak przyjęcia z królową Elżbietą. Tym zakwalifikowanym do kategorii D nie chce się nawet podnieść łyżki, jak widzą, że leży na podłodze, ale nikt ich nie wyrzuca, bo jak potrzeba wielu rąk do pracy, to i tak się przydają.

Podczas przyjęć, na które przychodzą członkowie rodziny królewskiej, obowiązuje specjalna procedura bezpie-czeństwa. O przyjęciu, które odbędzie się w przyszłym tygodniu z udziałem głów państw, szefowie Silvera mogą jedynie powiedzieć, że się odbędzie. Dokładna lista gości czy miejsce do ostatniej chwili pozostają tajemnicą. Podczas tego typu przyjęć ścisły harmonogram jest opracowany co do sekundy, a personel już dwa tygodnie wcześniej sprawdzany przez Security Service. Brytyjskie służby specjalne badają, czy pracownik nie był karany, czy nie należał do żadnych podejrzanych organizacji. Służby są również odpowiedzialne za dostarczenie specjal-nych, dokładnie wcześniej sprawdzonych szklanek dla królowej i jej małżonka. – Raz z tego powodu królowa nie dostała swojego drinka, bo ona nie pije nic innego niż gin z tonikiem, a ten wziął sobie książę Filip. Gdy więc dla niej zostało tylko ciemne piwo w szklance, które zwykle pija książę, nie wypiła nic. Nie mogła przecież użyć innej szklanki, a zapasowej zastawy
sprawdzonej wcześniej przez Security Service dla królowej nie było – wspomina ubiegłoroczny finał rozgrywek polo Kamila Wiśniewska-Gałka.

Szefową Silvera przy odrobinie szczęścia można namówić na plotki o gwiazdorze ze „Słonecznego patrolu” nieruszającym się z domu bez grubej warstwy makijażu na twarzy, siostrze królowej, której zdarza się pachnieć naftaliną, czy koszykarzu Michaelu Jordanie potrafiącym przyjść na imprezę w marynarce pamiętającej lata 80. Sama Kamila mówi jednak, że te wszystkie znane osoby już nie robią na niej wrażenia. – Nawet królowa, z którą można być tak blisko, trochę powszednieje – przyznaje, śmiejąc się przy tym, że mogłaby na przykład przymie-rzać królewskie klejnoty. – Ekscytować się można przez pierwsze dwa tygodnie, ale po dwóch, trzech spotkanych celebrities nie zwraca się na nie uwagi. Pewnie to wszystko nieźle brzmi w rozmowach ze znajomymi czy rodziną, zwłaszcza w Polsce, ale taka praca to wątpliwa nobilitacja. Bo i tak ostatecznie znaczy to jedynie tyle, że po prostu poda-łam talerz z mięsem, ziemniakami i marchewką księciu Karolowi czy napełniałam kieliszek Jeremy’ego Ironsa. Trudno to chyba uznać za powód
do jakiejś szczególnej radości – mówi Basia. – Nawet to „obcowanie” jest pozorne, bo trudno za rozmowę z kimś znanym uznać zbieranie zamówień na porcje wegetariańskie czy na czerwone wino – dodaje.

Wygłodniali wyjadają resztki

„Bywanie” na ekskluzywnych przyjęciach w rzeczywistości oznacza godziny spędzane w wielkiej kuchni w oczekiwaniu na wyjścia z kolejnymi daniami czy zbieranie brudnych talerzy. Wtedy dominuje proza życia. Ponieważ w czasie przerw między serwowaniem dań obowiązuje absolutny zakaz wychodzenia z kuchni, cze-kanie skracają rozmowy. – Podczas tych przerw nierzadko rodzą się przyjaźnie czy poznają się małżeństwa – uśmiecha się Kamila Wiśniewska-Gałka. Polacy plotkują o życiu, urokach emigracji, o wspólnych znajomych, ale także o tym, jak pozbyć się z mieszkania bed bugsów, czyli pluskiew (są plagą w Londynie), gdzie kupić torebkę Chanel za jedyne 20 funtów (na aukcjach internetowych sprzedaje je Iwona) czy jak przykleić do zęba ozdobny brylancik, żeby się trzymał nawet dwa tygodnie (niezawodny jest ponoć Super Glue).

Po pracy, która trwa zwykle do jedenastej wieczorem (część osób zostaje do drugiej w nocy na gruntowne sprzątanie), wszyscy siadają do wspólnego posiłku. Albo jest to osobne danie specjalnie przygotowane przez kucharzy, albo resztki z przyjęcia. Jak kucharze są sympatyczni, to dadzą nawet trochę wina. Podjadanie w czasie pracy jest zabronione, bo już kilkakrotnie zdarzyło się, że ludzie, którzy przyszli do pracy kilka godzin wcześniej, zjadali część przystawek lub chleb przygotowany dla gości.

– Naszym pracownikom mówimy zawsze, żeby przed pracą koniecznie coś zjedli, bo nie ma nic gorszego niż serwowanie na głodniaka apetycznie wyglądających potraw przygotowanych przez najlepszych londyńskich kucharzy. Ale rozumiem, że pokusa jest, zwłaszcza gdy na rynku pracy jest zastój, bo niektórzy z naszych pra-cowników przyznają wtedy, że jedyny ciepły posiłek, jaki zjadają, dostają w pracy – mówi Kamila Wiśniewska-Gałka.

Ci od Żydów, a ci od Hindusów

W samym Londynie agencji podobnych do Silvera jest ponad tysiąc – dla licznej brytyjskiej arystokracji i ludzi świata biznesu uroczysty lunch czy wieczorne przyjęcie to codzienność. Każda z firm obsługuje dziennie nawet po kilka takich uroczystości. Niektóre wymyśliły sobie nawet wąskie specjalizacje. Około 15 przedsiębiorstw obsługuje wyłącznie uroczystości żydowskie, kilka skupiło się na przyjęciach hinduskich. Choć podobne agencje można spotkać na całym świecie, w Wielkiej Brytanii przywiązuje się do nich wyjątkowo dużą wagę. – Ludzie, którzy pracowali wcześniej w podobnych agencjach na świecie, muszą przejść u nas szkolenie, bo niektóre regu-ły serwowania są specyficzne dla Anglii – tłumaczy Kamila Wiśniewska-Gałka. Charakterystyczną cechą wy-stawnych brytyjskich przyjęć jest przypisanie do kelnera około 10 osób.Gałkowie, którzy jako jedyni Polacy wybili się na londyńskim rynku, swoich pierwszych klientów ściągnęli od dawnego pracodawcy, ale kolejnych zdobywają już na własną rękę. – Większości naszych
pracowników płacimy wprawdzie najniższą możliwą stawkę, ale dzięki temu mamy więcej przyjęć do obsłużenia – tłumaczą tajemnicę swojego sukcesu szefowie Silvera.

Mimo niskich stawek, za jakie muszą pracować, Polacy na różne sposoby starają się tej pracy nie utracić. Cza-sem nawet, by zmniejszyć konkurencję, posuwają się do wyrafinowanych metod. Szefowa Silvera wspomina niedawną historię, gdy do pracy przyszedł nowy kelner. Ten, który pracował już tam dłużej, zachęcał nowego, by sobie podjadł trochę z półmisków przygotowanych na przyjęcie. Gdy chłopak zaczął skubać coś z talerza, do-świadczony kolega poszedł na skargę do menedżera. Za takie zachowanie bowiem nie tylko wylatuje się na dzień z pracy bez żadnego wynagrodzenia, ale trudniej też dostać kolejne zlecenie, zwłaszcza gdy na rynku przyjęć trwa martwy sezon.

Przymusowa kąpiel w szampanie

– Nasi pracownicy są ubezpieczeni. Dlatego nie muszą się martwić, że ktoś każe im zapłacić za zbitą zastawę porcelanową czy oblaną winem sukienkę od Gucciego – mówi Tomasz Gałka. Jest tylko jeden warunek: do wpad-ki musi dojść niechcący. Samemu Gałkowi, gdy pracował jeszcze jako kelner pod koniec lat 90., zdarzyła się fil-mowa wręcz historia. Niósł właśnie tacę z kilkunastoma kieliszkami szampana, gdy nagle ktoś go potrącił i wszystko to wylądowało na jednej z pań. Ponieważ była dość niska, zmoczyło ją od stóp do głów. Nie poprawiał sytuacji fakt, że zdarzyło się to w momencie, gdy owa dama rozmawiała właśnie z ówczesnym premierem Wiel-kiej Brytanii Johnem Majorem. Zabiła tylko kelnera wzrokiem i poszła do domu.

– W Silverze przynajmniej wcześniej nas uczą, co i jak robić, jak się zachować w kryzysowych sytuacjach, co powiedzieć. A przecież są firmy, w których pracownikom nie mówi się nic, tylko od razu wysyła się ich do pracy – mówi Basia. Na szczęście goście zwykle reagują z typowym angielskim spokojem. – Pan, na którego plecach wylądował cały dzbanek z gęstą śmietanką, a on sam wyglądał, jakby właśnie przeleciał nad nim wielki ptak, zdobył się nawet na pocieszanie kelnerki, która była bliska płaczu – wspomina szefowa Silvera. Basia ma na to bardzo proste wytłumaczenie: – Założę się, że wszyscy goście na tych luksusowych imprezach są przekonani, że obsługuje ich wysoko wykwalifikowana kadra kelnerska. Na pewno nikt nie zdaje sobie sprawy, że to właściwie ludzie, którzy przyszli do tej pracy praktycznie prosto z ulicy i tylko czekają, by jak najszybciej odbębnić swoje i odebrać czek w najbliższy poniedziałek.

Milena Rachid Chehab

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)