Obrzydliwa zupa z węgorza i Bingo; to ma być Wigilia?
Kto może - na święta jedzie do Polski. Polacy nie lubią świąt "po włosku" i pielęgnują rodzime tradycje. Włosi też chętnie przyjeżdżają do nas na Wigilię - nie "trawią" jednak karpia. A my nie lubimy ich zupy z węgorza, którą podaje się podczas włoskiej wigilijnej kolacji.
23.12.2011 | aktual.: 23.12.2011 17:25
- Na szczęście od kilku lat każde święta spędzam w Polsce a to właśnie, dlatego, że Boże Narodzenie we Włoszech postrzegam, jako nudne i pozbawione jakiegokolwiek uroku... Wprawdzie ubieramy choinkę (żywą) i to zgodnie z tradycją włoską już na początku grudnia, a nasz dom jest pełen ozdób oraz światełek - jednak w okolicach 22-23 grudnia zamykamy za sobą drzwi i jedziemy do Polski, bo prawdziwe święta to tylko tam, z dwunastoma daniami, pasterką, opłatkiem, wspólnym śpiewaniem kolęd - opowiada mi Aśka z Krakowa, która od kilku lat mieszka w Rzymie.
Jak Święta Bożego Narodzenia to tylko w Polsce!
- Mój mąż Corrado uwielbia święta w Polsce. Jego matka, a moja teściowa - niestety też. Są, więc często u mnie w Krakowie we dwójkę na Wigilii, a potem lecą gdzieś dalej na ferie świąteczne, albo razem jeździmy po Polsce. Nie wyobrażam sobie, więc, żebym mogła zostać na święta w Rzymie, bo z tego, co słyszę z opowiadań to chyba brakuje tutaj prawdziwego świątecznego ducha. Jest tylko shopping, obżeranie się, prezenty... a ja pochodzę z tradycyjnego domu z wielką choinką wewnątrz i na zewnątrz, dwunastoma daniami oraz śpiewaniem kolęd do północy... Chyba nie muszę, więc tłumaczyć, dlaczego jak Boże Narodzenie to tylko w Polsce! - dodaje Aśka.
Nie ukrywam, ja też - tak jak ona (i chyba wszyscy) - wolę spędzać święta w Polsce. Kiedyś byłam kilka razy w Neapolu, tam jeszcze czuło się tradycję. Nie zapomnę spacerów po ulicy San Gregorio Armeno, gdzie znajdują się sklepiki rzemieślników i artystów, którzy robią wspaniałe szopki bożonarodzeniowe oraz wielkiej żywej choinki w Galerii Umberta I, na której zawiesza się kartki z marzeniami. Byłam też na pasterce o północy, gdy uroczyście wkładano do żłóbka figurkę narodzonego dzieciątka. To wszystko było piękne i inne. Brakowało mi jednak naszej polskiej, rodzinnej atmosfery, którą pamiętałam z dzieciństwa.
Polskie tradycje są piękniejsze niż włoskie
Choć Włochy to kraj równie katolicki jak Polska, nigdy nie było tu tak pięknych tradycji świątecznych, jakie my mamy. Włosi nie śpiewają kolęd, nie mają też wigilijnej wieczerzy z 12 daniami i pustym talerzem. W tym kraju większą wagę przykłada się do uroczystego rodzinnego obiadu w pierwszy dzień świąt. W Wigilię robi się, co najwyżej kolację w małym gronie - głównym daniem jest zwykle zupa z węgorza, który ma symbolizować mocną więź. Polacy za to jedzą karpia - rybę, która wybitnie nie smakuje Włochom.
- Pomimo, że jestem ateistą, uwielbiam wigilijne wieczerze organizowane przez moich przyjaciół w Polsce. Także mój trzydziestoletni syn brał udział kilka razy w polskiej Wigilii i był pod wrażeniem atmosfery, ciepła, elegancji oraz radości tych rodzinnych spotkań przy kominku, z olbrzymią, błyszczące choinką - mówi mi prof. Roberto Salvadori, który przez wiele lat wykładał na Uniwersytecie Warszawskim i nadal mieszka w Polsce.
- Mnie uderza zawsze ilość potraw oraz to, że zostawia się puste nakrycie dla niezapowiedzianego gościa. Intrygują mnie także kolędy. Podoba mi się, że niektóre rodziny mają obyczaj ich wspólnego śpiewania. Często pada pytanie: "Wy we Włoszech, co śpiewacie?". Jestem wtedy zakłopotany, bo my nie mamy tak pięknej tradycji. Muszę jednak przyznać, że pod względem kulinarnym wolę specjały i przyzwyczajenia włoskie. Z trudem jem i trawię karpia - dodaje były wykładowca.
Karp czy węgorz? - nie wiadomo, co gorsze...
No cóż - Włosi karpia nie trawią, a co my Polacy mamy powiedzieć na ich kulinarne obyczaje? Raz jeden byłam na włoskiej Wigilii w Rzymie u znajomych, którzy mieszkają w dzielnicy Parioli. Bardzo bogata, mieszczańska rodzina. Piękny dom, wspaniale nakryty stół, służba i oczywiście olbrzymia szopka z neapolitańskimi pastuchami z XVII wieku - eksponaty antykwaryczne warte majątek. Pan domu, który lubił gotować, zaserwował gwóźdź wigilijnego programu - czyli postną zupę z węgorza! Myślałam, że umrę i mdliło mnie - brunatna, słona ciecz, w której pływały kawałki wężowatej ryby wielkości dłoni. Brrr! Też uznaję to za najgorsze doświadczenie kulinarne w moim życiu i wolę śledzika. Ale choć Włosi nie lubią naszych słodkowodnych ryb, żywe karpie przypominają im ich tradycje. - Lubię przyjeżdżać do Polski, bo tu zachowało się jeszcze wiele ze świątecznych tradycji, które we Włoszech już prawie całkowicie zaniknęły. Ale z roku na rok dostrzegam, że także i w tym kraju, Boże Narodzenie staje się coraz bardziej
komercyjne. Uczestniczę zawsze w zakupach i przygotowaniach przedświątecznych. Bawią mnie kolejki po karpia w sklepach przed wannami pełnymi żywych ryb. Pochodzę z Neapolu. Tam przed świętami, zawsze chodziliśmy na rynek kupować ryby. Różne dziwne zwierzęta pluskały się w wiadrach i miskach: ośmiornice, kalmary, węgorze. Czasami wyskakiwały z wody i wiły się po ulicy. Teraz żywe karpie, konwulsyjnie ruszające się w plastikowych torbach Tesco, przypominają mi trochę moje dzieciństwo - opowiada mi Sergio Rispoli, pisarz i krytyk sztuki, a przede wszystkim Włoch, który często bywa w Polsce.
Bardzo rodzinnie, ale dlaczego nie gramy w Bingo?
Jedną z bożonarodzeniowych tradycji włoskich jest gra w "Tombole" - czyli w Bingo. Włosi są hazardzistami z natury, więc dla wielu jest to wielka atrakcja. W rodzinie grywa się zwykle o małe sumy pieniędzy lub nagrody fantowe. Bożonarodzeniowe gry losowe praktykuje się też na spotkaniach przedświątecznych w pracy i tu nagrody mogą być kuszące.
- Mój Włoch był i jest zachwycony świętami w Polsce. Spędzał je tam dwa razy. Niestety na częstsze wyjazdy praca nie pozwala, ale gdyby mógł - nawet jutro pojechałby do Wrocławia. No może zachwyt nie dotyczy czerwonego barszczu, który w niego zawsze wmuszam, ale podoba mu się atmosfera i to, że jest bardzo rodzinnie. Dziwiło go tylko, że podczas świąt my nie gramy w "Tombole", albo w inne gry losowe na pieniądze. U mnie w domu, po kolacji wigilijnej gramy co najwyżej w gry towarzyskie lub oglądamy naszą ulubioną "Opowieść wigilijną". Byliśmy też wspólnie na pasterce, gdy wszystko było zasypane śniegiem - to było dla niego prawdziwe przeżycie, bardzo egzotyczne... Jak wrócił do Włoch to wszystkim opowiadał, że widział śnieg - wspomina Iza z Wrocławia, która niestety w tym roku na święta nie przyjedzie do Polski.
Międzynarodowo, czyli po polsku
Nie wszyscy mogą wracać co roku w grudniu do kraju. Osiedli już na stałe za granicą, założyli rodziny, mają małe dzieci - co nie sprzyja podróżom. Ci Polacy, którzy pozostają na święta we Włoszech starają się zawsze pielęgnować polskie obyczaje i uczyć ich swoich znajomych z innych krajów. Zwłaszcza w polsko-włoskich rodzinach nie zawsze się to udaje - bo Włosi są bardzo wybredni i przywiązani do własnej kuchni. Wtedy przy wigilijnym stole trzeba kombinować międzynarodowo - na przykład włoska "bruschetta" i polski śledzik. Inni mają trochę łatwiejszą drogę, jak Joanna De Fouchécour, która od lat wraz ze swoją polsko-francuską rodziną mieszka w słonecznej Italii.
- Ja święta obchodzę w Rzymie i bardzo po polsku, ponieważ co roku na stole znajdują się polskie potrawy - barszcz z uszkami, pierogi z serem, z kapustą, smażona ryba. Nie jest ich może 12, ale za to smakują wyśmienicie! Muszę przyznać, że mojemu francuskiemu mężowi jest łatwo dogodzić, ale przede wszystkim nie boi się nowości kulinarnych! Włosi niestety są tradycjonalistami i nie próbują. Chociaż zdarzyło mi się gościć kilka osób stąd i w barszczu się zakochali! Może ten kolor ich zauroczył? - tłumaczy Joanna.
- Jeśli chodzi o tradycję to zawsze pamiętam o opłatku przed kolacją, i tak jak w domu w Polsce nakazuję całej rodzinie ubrać się odświętnie. W pierwszą Wigilię mój mąż chciał wystąpić w dresie. Słuchamy też kolęd przy kolacji, ale już nie zdarza nam się ich śpiewać. Moim znajomym bardzo podoba się nasza tradycja, ale chyba też dlatego, że wszyscy są bardzo "międzynarodowi" i jednak otwarci na świat - opowiada Joanna De Fouchécour.
Na globalizację nie ma rady
Żyjemy w epoce globalizacji społeczno-kulturowej - i choć mocno się przed tym bronimy - powoli mieszają się nasze tradycje i obyczaje. Włosi chętnie przyjeżdżają spędzać białe święta do Polski, Polacy mniej chętnie grają w bożonarodzeniowe Bingo pozostając w Rzymie. No cóż, w globalnym świecie trzeba spróbować i karpia, i zupę węgorzową w Wigilię...
Mnie też przytrafiło się spędzać Boże Narodzenie bardzo egzotycznie - raz w Indiach, z choinką na plaży, raz w Usuaii - argentyńskim ostatnim mieście świata, z którego wyrusza się na Antarktydę. Wtedy tam było lato, choć ja trzęsłam się z zimna. W witrynach sklepowych stały jednak damskie manekiny w kostiumach kąpielowych i czapeczką Mikołaja na głowie. Też było fajnie, było inaczej... Jestem osobą bardzo otwartą na świat i inne kultury, pomyślałam jednak wtedy, że wszędzie dobrze, ale najlepiej w domu - zwłaszcza w Święta!
Z Rzymu dla polonia.wp.pl
Agnieszka Zakrzewicz