Obrzucił prezydenta "brudem" - czeka go sroga kara?
Mińsk i Moskwa od kilku miesięcy nie szczędzą sobie ostrych słów. Białoruski prezydent coraz bardziej drażni Rosję. Na Białorusi zbliża się termin wyborów prezydenckich. Czy Kreml poprzestanie na grożeniu Aleksandrowi Łukaszence palcem czy też buńczuczny Baćka może bez rosyjskiego poparcia wkrótce spaść ze swojego stołka? - analizuje dla Wirtualnej Polski Katarzyna Kwiatkowska.
30.10.2010 | aktual.: 30.10.2010 11:18
Aleksander Łukaszenka nazwał wideoblog Dmitrija Miedwiediewa „brudem” – donosi Nasza Niwa, opozycyjna gazeta z Białorusi. Wszystko przez filmik, w którym głowa Federacji Rosyjskiej otwarcie skrytykował swego białoruskiego kolegę, co wywołało wyraźną irytację Baćki. Znany z dosadnych wypowiedzi Łukaszenka i tym razem nie przebierał w słowach.
Białoruś bez Łukaszenki?
Medialny pojedynek na miny między Mińskiem a Moskwą wywołuje lawinę spekulacji. Czy pozbawiony rosyjskiego poparcia Baćka ma szansę na kolejną reelekcję?
Trudno wyobrazić sobie Białoruś bez Łukaszenki. Rządzący twardą ręką od 1994 r. prezydent konsekwentnie pozbywał się politycznej konkurencji. Na pierwszy ogień poszedł Zenon Paźniak, charyzmatyczny lider białoruskiego ruchu odrodzenia narodowego. Po nieudanej próbie impeachmentu w 1996 r. Paźniak, motywując swą decyzję zagrożeniem życia, opuścił kraj (mieszka obecnie w Warszawie). Trzy lata później w tajemniczych okolicznościach zniknęli najniebezpieczniejsi oponenci prezydenta - dawni sojusznicy Łukaszenki, z pomocą których doszedł on do władzy. Opozycja oskarżyła Łukaszenkę o zlecenie ich porwania i unicestwienia, jednak nie przedstawiono wystarczających dowodów. Siermiężny Baćka rządził jak gdyby nigdy nic, zgodnie ze starą stalinowską maksymą "niet czełowieka - niet problemy".
Potem było już z górki - Łukaszenka z łatwością wygrał wybory prezydenckie w 2001 r., a trzy lata później referendum znoszące konstytucyjne ograniczenia w liczbie prezydenckich kadencji. Nieuznawany przez Zachód, nazywany dyktatorem z krwią na rękach, dzięki tanim surowcom dostarczanym przez Rosję wzmacniał władzę i zaostrzał wewnętrzną dyscyplinę.
Zachodnie wsparcie sił prodemokratycznych nie zdało się na wiele. Podstawową bolączką opozycji była niemożność wykreowania charyzmatycznego lidera zdolnego do porwania za sobą tłumów. Swoją pasywność białoruska opozycja usprawiedliwiała brakiem dostępu do masowych mediów, wzmożonymi represjami państwa milicyjnego. Fakt jednak pozostaje faktem – w ciągu ostatnich lat zrobiono niewiele, aby dać społeczeństwu realną alternatywę.
- Zachód nie zna Białorusi, dlatego wspiera niewłaściwych kandydatów - tłumaczono kilka lat temu w Mińsku. A czy Rosja zna Białoruś?
Białoruski tort
Mimo że oba państwa od ponad dekady oficjalnie tworzą wspólną przestrzeń parapaństwową (ZBiR), wiedza Rosjan o Białorusi opiera się na stereotypowych kliszach. Znajoma dziennikarka tygodnika „Russkij Reportior” opowiadała po wizycie w Mińsku o swojej podróży ze zdziwieniem odkrywcy, który zobaczył nowy, nieznany sobie świat.
Trudno też wyobrazić sobie – nawet czysto teoretycznie – aby Białoruś została wchłonięta przez Rosję, i nic nie wskazuje na to, aby Kreml dążył do zmiany politycznych granic. Chodzi po prostu o poszerzenie ekonomicznych stref wpływu i zagwarantowanie rosyjskiemu biznesowi udziału w prywatyzacyjnym dzieleniu białoruskiego tortu.
Ostra amunicja
Dlatego Kreml, mimo buńczucznych wypowiedzi, stroszenia piór i grożenia Łukaszence palcem, jak na razie nie wytoczył przeciw białoruskiemu prezydentowi dział z ostrą amunicją. Wszystko, co się dotychczas stało – propagandowe filmy w należącej do Gazpromu telewizji NTW, krytyczne wypowiedzi Miedwiediewa – to jedynie ostrzeżenie dla Łukaszenki, aby ten poszedł na ustępstwa.
Problem w tym, że buńczuczny Baćka świadomie napina strunę. Gaz z Wenezueli, demonstracyjna przyjaźń z prezydentem Gruzji, zacieśnianie współpracy z Litwą drażnią Kreml, który dał do zrozumienia, że najprawdopodobniej nie uzna wyników zbliżających się wyborów. Jeśli napięcie między Moskwą a Mińskiem będzie nadal rosło, nie można wykluczyć prób wzniecenia antyłukaszenkowskich zamieszek ulicznych po ogłoszeniu wyników głosowania na prezydenta.
Przewrót pałacowy?
Podstawowy problem polega jednak na tym, że w białoruskim społeczeństwie wciąż nie ma silnych nastrojów protestacyjnych, a i liderzy opozycji pozostają po staremu bierni, ograniczając swą działalność jedynie do słów, które nie pociągają czynów.
Mówią, że z pustego i Salomon nie naleje. Zmiany ustrojowe na Białorusi nie dokonają się na ulicy. Jeżeli do nich kiedyś dojdzie (a niewykluczone, że Łukaszenka i Kreml w końcu dojdą do porozumienia), to jedynie w wyniku cichego przewrotu pałacowego.
Katarzyna Kwiatkowska dla Wirtualnej Polski