Obietnice PiS a rzeczywistość. Zwierzęta cierpią po cichu
Prawo i Sprawiedliwość obiecywało poprawę losu zwierząt. Miały zniknąć łańcuchy, którymi uwiązane były psy w gospodarstwach, a w cyrkach nie występowałyby, ku uciesze widzów, tresowane słonie (i inne mniej lub bardziej egzotyczne stworzenia). Czy coś się zmieniło? Niewiele.
Co prawda udało się wprowadzić wyższe kary za znęcanie się, ale na tym poprzestano. Jak podaje TVN24 w swoim programie "Polska i Świat", większość z punktów programowych PiS, którym przyklaskiwali obrońcy praw zwierząt, nie została zrealizowana.
Przykładem jest jedna z ostatnich interwencji stowarzyszenia Otwarte Klatki na fermie futrzarskiej w Goliszowie (pow. legnicki). Na miejscu znaleziono ciała zwierząt w stanie rozkładu, a także skrajnie zaniedbane lisy. Inspektorzy stowarzyszenia podkreślają, że takich legalnie działających ferm w Polsce jest nawet kilkaset.
Likwidację tego typu hodowli w kampanii wyborczej zapowiadał sam Jarosław Kaczyński. Swoją decyzję uzasadniał ludzkim odruchem, mówiąc, że to "kwestia stosunku do zwierząt, kwestia serca". Oprócz walki z przemysłem futrzarskim, prezes PiS deklarował poprawę warunków życia psów gospodarskich, uwiązanych na zbyt krótkich łańcuchach oraz zakazanie trzymania zwierząt w cyrkach.
Dał obrońcom praw zwierząt nadzieję, ale rzeczywistość szybko zweryfikowała te obietnice. Żadne z tych punktów programu bądź zapowiedzi nie została przypieczętowana prawnymi zapisami. Dla aktywistów wprowadzenie wyższych kar za znęcanie się nad zwierzętami było bardzo dobrym posunięciem, ale wciąż niewystarczającym.
Rządzący się tłumaczą
Jarosław Gowin, minister nauki i szkolnictwa wyższego pytany o realizację obietnic, tak dobrze przyjętych przez opinię publiczną i obrońców praw zwierząt, mówi zdawkowo: "nie mam gotowej odpowiedzi na każde pytanie".
Podobnie enigmatycznie wypowiada się poseł PiS Marcin Horała. W rozmowie z dziennikarzami TVN24, kandydat rządzącej partii do Sejmu zastrzega, że "nie jest zwolennikiem zakazów", ale jednocześnie uważa za konieczne "wyznaczenie pewnych standardów, które gwarantują, że zwierzęta nie będą niepotrzebnie cierpieć".
Według programu Prawa i Sprawiedliwości los zwierząt wykorzystywanych na potrzeby gospodarcze ma się polepszyć, ale fermy futrzarskie wciąż będą istnieć - tutaj zmian nie ma. Naprzeciw oczekiwaniom zawiedzionym obrońcom przychodzi Koalicja Obywatelska i Lewica. Kandydatka KO na premiera, Małgorzata Kidawa-Błońska oświadczyła wprost, że jej ugrupowanie bierze pod uwagę całkowity zakaz hodowania zwierząt futerkowych.
Lewica z kolei nie zgadza się na hodowlę w klatkach, a dodatkowo planuje powołanie rzecznika praw zwierząt. W programie wyborczym Konfederacji i PSL-u na próżno szukać podobnych ustaleń. Lider tej drugiej partii, Władysław Kosiniak-Kamysz, w hodowaniu zwierząt na skalę masową nic złego nie widzi. Deklaruje jedynie chęć wprowadzenia "jak najwyższych standardów".
Źródło: tvn24.pl