Obiekt 1391

W tajnym izraelskim więzieniu znikają Palestyńczycy podejrzewani o terroryzm. Ci, którzy wyszli, opowiadają o torturach rodem ze stalinowskich gułagów.

Gdzie jesteśmy? - pytają więźniowie. - W łodzi podwodnej. Na księżycu. W Honolulu - odpowiada przez szczelinę w drzwiach celi zniecierpliwiony głos. Potem w podziemnych celach słychać już tylko przeraźliwy łomot wiatraka na suficie. Tego więzienia nie widzieli nawet sami więźniowie. Z cel wychodzą tylko w kapturach.

Otoczony murem milczenia obiekt 1391 to jedna z najbardziej ponurych tajemnic demokratycznego Izraela. Cenzura wojskowa wymazała go z map, zdjęć satelitarnych, atlasów samochodowych. Jednak 1 grudnia w wyniku interwencji izraelskiego Centrum Obrony Praw Jednostki "HaMoked" sąd najwyższy dał władzom 45 dni na wyjaśnienie sprawy.

- Nie mogę podać, gdzie znajduje się więzienie 1391. Obawiam się konsekwencji. Nikt poza izraelskimi służbami bezpieczeństwa nie wie, ilu jest tam więźniów - mówi "Przekrojowi" Jonathan Cook, brytyjski dziennikarz z Dżeninu. Jest jednym z kilku odważnych, którzy próbują zdemaskować izraelski archipelag tajnych więzień. Obiekt 1391 to najprawdopodobniej tylko jedna z jego wysepek.

- Mamy informacje o położeniu tego obiektu, ale nie są one pewne. Znajduje się w pobliżu kibucu nieopodal Hadery - mówi nam szefowa HaMoked Dalia Kerstein. Rzut oka na mapę północnego Izraela i mozaika zaczyna się układać w spójną całość. 12 kilometrów od Hadery, niedaleko drogi do Afuli, leży kibuc Barkai. 200 żydowskich osadników produkuje tam zabawki, hoduje kury, pielęgnuje owoce awokado i pomarańcze. Obok, na niewielkim wzgórku, stoi dawny brytyjski fort zbudowany jeszcze w latach 30. Trzeba mieć dużo szczęścia, aby dotrzeć tam dobrowolnie. Kilka miesięcy temu zniknął nawet drogowskaz kierujący na boczną drogę.

Z daleka widać zarysy wieżyczek strażniczych przypominających otoczenie obozu koncentracyjnego. Słychać ujadanie psów. Wzdłuż podwójnych zasieków chodzą patrole żołnierzy z wilkami obronnymi. Regularnie jeździ wojskowy dżip.

GABINET "MAJORA GEORGE'A"

Więzieniem rządzi oddział wywiadowczy o kryptonimie 504. Część jego oficerów - ,katamim" - to ludzie od operacji specjalnych, między innymi agenci prowadzący izraelskich szpiegów. Do tajnego więzienia kierowani są mniej zdolni ludzie z 504. "Hakshabim" mają jednak bardzo ważną specjalność - umieją łamać ludzi.

Liban, maj 1994 roku. Szefa służb bezpieczeństwa libańskiej milicji podrywa w domu łomotanie do drzwi. Chwilę potem wpadają izraelscy komandosi. Krępują Mustafie Diraniemu ręce i zakładają opaskę. Wkrótce znajduje się w drodze donikąd. Budzi się w celi. Jest to pomalowane na czarno pomieszczenie o powierzchni około 3,5 metra kwadratowego. Kiedy Dirani idzie na przesłuchania, musi rozebrać się do naga, założyć gogle i czarny kaptur. Oficer, który wyciska z niego informacje, nosi pseudonim "Major George". To imię Dirani zapamięta na zawsze.

Podczas trwających pięć tygodni przesłuchań w 1391 Dirani jest regularnie bity. Zezna potem, że na rozkaz "George'a" zgwałcił go jeden z żołnierzy z obstawy. Dirani wciąż odmawia zeznań. Wtedy wkładają mu w odbyt drewnianą pałkę.

Jego brat Ghassan, który też przeszedł przez 1391, wyszedł na wolność, ale nie wytrzymał tortur psychicznych. Choruje na głęboką schizofrenię. Prawnicy Diraniego wytoczyli sprawę "George'owi". Kiedy izraelska armia wysłała majora na przymusową emeryturę, ujęli się za nim inni oficerowie śledczy z obiektu 1391. Tortury stały się nielegalne w izraelskich więzieniach dopiero cztery lata temu. - "Major George" stosował tylko uznane techniki - twierdzą jego koledzy.

SIEDZIAŁEM JAK KRET

Przesłuchiwanie więźniów nago i na stojąco było standardem w obiekcie 1391. Także dlatego, że w ten sposób zostawiali zatęchłe ubrania w celi. W izraelskim Guantanamo panują warunki średniowiecznego lochu. Więzień nie ma żadnego kontaktu z ludźmi, żyje w wiecznym półmroku. Słaba żarówka tli się przez okrągłą dobę. Jest tak ciemno, że nie widać własnych rąk. - Siedziałem tam jak kret. Widziałem świat tylko podczas przesłuchań. Ale nie wiedziałem, gdzie jestem - mówił Raab Bader w rozmowie z dziennikarzem "Guardiana". Kiedy pytał strażników, odpowiadali, że jest w łodzi podwodnej.

- Kaptur trzeba wkładać nawet wtedy, kiedy strażnicy wnoszą do celi posiłki - wspominał w rozmowie z Jonathanem Cookiem były więzień obiektu 1391 Samar Dżadala. - Mówią, że jeśli zobaczysz twarz któregoś z nich, spotka cię coś strasznego.

Potrzeby fizjologiczne więzień załatwia do wiadra, które stoi przy nim przez dwa, trzy dni. Śpi na zatęchłym materacu na betonie. Jeśli może spać. Klimatyzacja używana jest do obniżania temperatury, tak by więzień drżał z zimna. W celi łomocze wiatrak. Hałas nie pozwala na odpoczynek. Nagrodą za otwartość podczas zeznań jest prysznic. Ale kran w ścianie celi uruchamiają co kilka dni strażnicy.

- Po dziewięciu dniach w mojej celi był taki zapach, że strażnik o mało nie zwymiotował - wspomina Muhammed Dżadala, brat Samara, który jako podejrzany o przynależność do Hamasu spędził w izolatce 67 dni. Nieco lepsze cele i niekiedy łagodniejsze przesłuchania mieli liderzy organizacji islamskich. W 1391 siedzieli między innymi lider Hezbollahu szejk Abd al Karim Obeid oraz lider organizacji Fatah Marwan Barghouti. Na ośmiu metrach kwadratowych luksusowych cel, nazywanych przez więźniów willami, pojawia się toaleta i kran z bieżącą wodą. Są także lepiej oświetlone.

Z niektórymi więźniami przesłuchujący grają w dobrego i złego policjanta. Innych całkowicie zaskakują. Wieczorem rozlega się łomot do drzwi celi. Pada polecenie założenia kaptura. W sali przesłuchań niespodzianka. Oficerowie częstują więźnia urodzinowym tortem, składają mu życzenia i śpiewają. Przeraźliwy, surrealistyczny obrazek przypomina sceny z więzień i obozów XX wieku.

WOJSKO SIĘ PRZYZNAJE

Kwiecień 2002 roku. Podczas wielkiej operacji wojskowej Izraelczycy aresztują setki Palestyńczyków. Brakuje dla nich miejsc w normalnych więzieniach i ośrodkach przesłuchań. Część więźniów zostaje przewieziona w opaskach do tajnego obiektu 1391. Przepadają bez śladu.

Rodziny jednak nie ustępują. Domagają się od władz izraelskich informacji o losie swoich najbliższych. Pomagają im prawnicy. Sprawa trafia do sądu. Izrael to państwo, w którym ręce armii i sił bezpieczeństwa sięgają daleko. Ale nie wszędzie.

Latem tego roku pojawia się w końcu suchy komunikat ministerstwa obrony: "Obiekt 1391 leży na terenie tajnej bazy wojskowej, gdzie prowadzone są ściśle tajne operacje". Stopniowo wszyscy trzymani tam Palestyńczycy są przenoszeni do innych więzień. Zwolnieni opowiadają o szczegółach "tajnych operacji". Okazuje się, że ich istotą jest torturowanie ludzi.

SYNDROM DDD

- Niewiele o tej sprawie słyszałem. Prasa podała tylko krótkie informacje o sprawie przed trybunałem. Żadnych szczegółów - mówi "Przekrojowi" Uri Huppert, izraelski prawnik, który zajmował się także obroną Palestyńczyków. Oprócz zdawkowych notek w izraelskiej prasie pojawił się tylko krótki materiał w komercyjnej telewizji i artykuł w magazynie "Haaretz". Większość Izraela o obiekcie 1391 nie wie nic.

- Uważam, że ten obiekt istnieje tylko po to, by móc bez żadnej kontroli torturować więźniów - mówi prosto z mostu Manal Hazzan, izraelski obrońca praw człowieka. Konsekwencje pracy speców z oddziału 504 są przerażające. Psychiatra z Jerozolimy doktor Yehuakim Stein w rozmowie z Jonathanem Cookiem nie miał żadnych wątpliwości - izolacja, groźby i tortury doprowadzają do całkowitej destrukcji psychologicznej, syndromu DDD (od angielskich "Dread, Dependency, Debility", czyli "Strach, Zależność, Ogłupienie"). - Najgorsze jest poczucie, że możesz zniknąć i nikt się o tym nie dowie, nawet twoja rodzina - mówi doktor Stein.

- Nie godzę się, by w moim kraju były tajne więzienia. Podjęliśmy walkę na drodze prawnej, by zapobiec torturom - mówi "Przekrojowi" Dalia Kerstein z HaMoked. Centrum Obrony Praw Jednostki liczy na to, że sąd najwyższy nakaże armii zamknięcie tajnego obiektu albo pozwoli na inspekcję i poprawę losu więźniów.

- Prawo tego kraju dopuszcza użycie nacisku psychicznego, jeśli przesłuchiwany ma informację o zbliżającym się zamachu bombowym - mówi Uri Huppert. - Jest jednak dylemat moralny. Przecież podejrzany może być całkowicie niewinny. Czy żądza odwetu za krwawe zamachy bombowe, w których giną izraelskie kobiety i dzieci, oznacza, że można przymykać oczy na barbarzyństwo?

Wątpliwości co do obiektu 1391 ma także wielu izraelskich wojskowych. - Nie sądzę, by taka instytucja powinna istnieć w kraju demokratycznym - mówił w wywiadzie prasowym Ami Ayalon, były szef izraelskiego wywiadu Szin Bet.

POWRACAJĄCY ZNIKĄD

- To zapewne niejedyne tajne więzienie w Izraelu. Zwolnieni z innych ośrodków przesłuchań mówią o dobiegającym z oddali szumie morza, odgłosach wystrzałów albo startujących samolotów. Tego nie mogli usłyszeć w obiekcie 1391 - mówi "Przekrojowi" Jonathan Cook. Za tą teorią przemawiają zeznania ludzi, którzy wrócili "znikąd". Jeden z bojowników Hezbollahu Moussa Azzain był przetrzymywany w tajnym obiekcie koło Tel Awiwu o nazwie Sarafend. Inne sekretne więzienie znajduje się najprawdopodobniej w okolicach Hajfy, jeszcze inne koło Nablusu.

- Jeśli jest jedno takie więzienie, dlaczego nie miałoby być innych? - zastanawia się lewicowa posłanka izraelska Zahava Galon. Dyrektor HaMoked Dalia Kerstein podejrzewa, że z części tajnych izraelskich obiektów mogą korzystać Amerykanie do przesłuchań Irakijczyków. Oprócz fortu, który dziś nosi złowieszczą nazwę "obiekt 1391", Brytyjczycy zbudowali jeszcze około 70 ufortyfikowanych posterunków policji. Nikt nie wie, ile XIX-wiecznych budowli rozsianych po mapie Izraela zmieniło się w wysepki tajnego systemu więzień i jak długo otaczać je będzie mur milczenia i pilnie strzeżonej tajemnicy państwowej.

MAREK RYBARCZYK

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)