Obiad ważniejszy od życia noworodka
Członkowie katowickiego zespołu ratunkowego
"N", zamiast jechać po noworodka z niewydolnością oddechową,
postanowili zjeść obiad w przydrożnym zajeździe. Sprawę opisuje
"Dziennik Zachodni".
14.04.2006 | aktual.: 14.04.2006 07:27
Też jesteśmy ludźmi i mamy swoje potrzeby - tłumaczy wchodzący w skład zespołu lekarz Marek P.
Dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach dyscyplinarnie zwolnił Marka P. Pracę stracili też pielęgniarka, sanitariusz i kierowca.
Sprawa wyszła na jaw podczas analizy statystyki wyjazdów zespołu do transportu noworodków - tzw. "enki". Okazało się, że w wielu przypadkach dojazdy do małych pacjentów trwały niepokojąco długo.
24 marca o godz. 11.10 do zespołu zadzwonił lekarz ze szpitala w Raciborzu. Na transport czekała czteromiesięczna dziewczynka, wcześniak z zapaleniem płuc i niewydolnością oddechową. Miała zostać przewieziona do Śląskiego Centrum Pediatrii w Zabrzu. Karetka wyjechała na sygnale o godz. 11.45. Na miejscu była o godz. 13.45, czyli na przejechanie ok. 70 km potrzebowała aż dwóch godzin!
Jak się później okazało - relacjonuje dziennik - po drodze zespół zatrzymał się na obiad w zajeździe w Szymocicach, kilka kilometrów od Raciborza. Ratownicy spędzili tam 50 minut. Decyzję tę podjął lekarz z ponad 20-letnim stażem, specjalista z dziedziny pediatrii, neonatologii i radiologii Marek P., który przez 10 lat pracował na intensywnej terapii noworodkowej.
To prawda, mieliśmy takie przykre zdarzenie - potwierdza dyrektor ds. lecznictwa Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach Krzysztof Leki.
Dyrekcja Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach zgłosiła sprawę w prokuraturze i Śląskiej Izbie Lekarskiej. Zajmie się nią również rzecznik odpowiedzialności lekarskiej - pisze "Dziennik Zachodni". (PAP)