O tym ataku "kanara" mówi cała Polska. Wiemy, czy mógł usiąść na pasażerce
21-letnia Kerrie nie skasowała biletu w bydgoskim autobusie. Chwilę później kontroler usiadł na niej, dusił ją i nazwał "czarnuchem". Nie przestawał, mimo protestów pasażerów. Tu rodzi się pytanie, ile wolno kontrolerom biletów. Sprawdziliśmy.
– Zejdź ze mnie, zejdź ze mnie – błagała czarnoskóra Kerrie, która do Polski przybyła z dalekiego Belize. Kontroler zdawał się jej nie słyszeć, bo im bardziej prosiła, tym mocniej przyciskał ją nogami do podłogi. Pasażerowie krzyczeli i grozili, a on bronił się twierdząc, że Kerrie zaatakowała go pierwsza. Czy to dało mu prawo, by tak ją potraktować? Całą sprawę opisaliśmy tutaj.
W Polsce uprawnienia kontrolerów reguluje ustawa "Prawo przewozowe" z 1984 r. Art. 33 ust. 7 tego dokumentu mówi, że "przewoźnik lub organizator publicznego transportu zbiorowego albo osoba przez niego upoważniona" ma m.in. "prawo ująć podróżnego i niezwłocznie oddać go w ręce Policji lub innych organów porządkowych". Tak też tłumaczono kontrolerów z Bydgoszczy – zatrzymali Kerrie i planowali dojechać z nią na następny przystanek, a potem wezwać policję. Ale czy w drodze mogli użyć przemocy, co ewidentnie widać na nagraniu przekazanym portali Onet.pl?
"Ujęcie", jak wyjaśniono, oznacza, że kontroler może fizycznie uniemożliwić pasażerowi wyjście ze środka komunikacji lub oddalić się z przystanku. A więc jeśli zablokuje albo przetrzymuje kogoś siłą, to nie poniesie konsekwencji – pozbawia go na krótki okres wolności, ale z myślą, że taką osobą jak najszybciej zajmie się policja. "Czynności kontrolne przeprowadza się w pojeździe. Kontynuacja czynności kontrolnych w stosunku do pasażera, który nie posiadał ważnego biletu lub dokumentu uprawniającego do ulg jest dopuszczalna na przystanku za zgodą pasażera, pod warunkiem że wcześniej ustalono jego tożsamość" - a tak brzmi już jeden z zapisów dotyczących kontroli biletów w Bydgoszczy.