O. Lubecki: relacja z oblężonej Bazyliki
(AFP)
Kordon wojsk dookoła Bazyliki Narodzenia Pańskiego w Betlejem jest tak ścisły że nie tylko mysz się nie prześlizgnie, ale komar by nie przeleciał niezestrzelony - powiedział w czwartek polski
franciszkanin o. Seweryn Lubecki, przebywający w oblężeniu wraz z pozostałymi, ponad czterdziestoma braćmi.
Według o. Lubeckiego, mało prawdopodobne jest, aby strzały oddane w czwartek w stronę bazyliki mogły pochodzić od Palestyńczyków.
Dwudziestodwuletni ormiański mnich, ranny wskutek ostrzału w czasie pobierania racji żywnościowych wewnątrz klasztoru, został przewieziony do szpitala w Jerozolimie.
Ojciec Lubecki zapytany dlaczego padają strzały w kierunku bazyliki, odpowiedział, że niewykluczone, iż chodzi o spowodowanie takiej samej odpowiedzi ze strony Palestyńczyków.
Poza dniem, w którym ewakuowaliśmy czterech braci, od tygodnia nie wystawiamy nogi poza te dwa - trzy pokoje, w których jesteśmy stłoczeni. Co dopiero wychylić się na zewnątrz klasztoru. Okna są nie tylko szczelnie pozamykane, ale pozasłaniane - powiedział franciszkanin.
Uzbrojeni Palestyńczycy przebywają w samej bazylice.
Oblężeni nie mają żadnego zaopatrzenia z zewnątrz, odcięto im w czwartek jedną linię telefoniczną, a baterie telefonów komórkowych można jeszcze ładować w jednym kontakcie.
To trochę jak w średniowieczu, kiedy brano oblężone twierdze i klasztory głodem i pragnieniem - porównał obecną sytuację.
Jakie zarysowuje się rozwiązanie? Czym zakończy się izraelskie oblężenie Bazyliki Narodzenia Pańskiego? Naprawdę nie wiemy - odpowiada franciszkanin. Nie wiemy, jak zachowają się Palestyńczycy, których Arafat wezwał, aby bronili się jak najdłużej. Nie wiemy, jak zachowa się wojsko izraelskie. Ale jedno wiemy: obie strony są zdeterminowane. Izraelczycy - aby dostać Palestyńczyków w swoje ręce, a ci drudzy, Palestyńczycy, aby za wszelką cenę jak najdłużej tu wytrwać - powiedział. (mk)