O krok od katastrofy. Pokrowsk na granicy klęski
Po ponad roku walk o Pokrowsk Rosjanie są blisko zdobycia miasta. Sytuacja Ukraińców jest już beznadziejna i jedyne co Kijów może zrobić, to maksymalnie zniwelować straty. Nie będzie to jednak łatwe.
Jeszcze pod koniec lata wydawało się, że Pokrowsk zdoła utrzymać się przynajmniej do zimy. Wrześniowe kontruderzenia ukraińskich oddziałów na moment zatrzymały rosyjskie postępy i sprawiły wrażenie, że obrońcy odzyskali kontrolę nad sytuacją. Wówczas pojawiały się nawet doniesienia o możliwym odcięciu części rosyjskich sił na północ od miasta.
Rosjanie w tamtym czasie prowadzili działania w niewielkich grupach, często nieprzekraczających rozmiarów plutonu. Rejon Pokrowska sprzyjał tego typu operacjom. Szerokie, otwarte przestrzenie i liczne zniszczenia w terenie umożliwiały szybkie manewry oraz przenikanie przez luki w ukraińskiej obronie. Jednocześnie te same uwarunkowania pozwalały siłom ukraińskim na sprawne wycofywanie się i reorganizację, przez co żadna ze stron nie była w stanie uzyskać trwałej przewagi.
Pokrowsk może upaść
Obecnie sytuacja zmieniła się diametralnie. Walki toczą się już w samym mieście, a rosyjskie oddziały zdołały przebić się do południowych i południowo-wschodnich dzielnic Pokrowska. Przemieszczają się ulicami, omijając dobrze przygotowane ukraińskie punkty oporu i starając się przedostać w głąb miejskiej zabudowy.
Atak dronów na Krymie. Armia Putina straciła systemy rakietowe
Według dostępnych informacji, w rejonie miasta działa obecnie około 200–300 rosyjskich żołnierzy z jednostek szturmowych, głównie rekrutów z formacji donbaskich, wspieranych przez artylerię i drony. W samym Pokrowsku pozostaje natomiast mniej więcej 200 ukraińskich obrońców, których dowództwo stopniowo wycofuje na kolejne linie obronne w zachodniej części miasta.
Powolne postępy
15 sierpnia 2024 r. Serhij Dobriak, szef Miejskiej Administracji Wojskowej w Pokrowsku, poinformował, że siły rosyjskie znajdują się zaledwie 10 km od miasta. Na jego teren udało im się wejść dopiero ponad czternaście miesięcy później. Nie jest to oszałamiający wynik, zważywszy, że w walkach o niegdyś sześćdziesięciotysięczne miasto mogli dotychczas stracić nawet 240 tys. zabitych, rannych i zaginionych.
W ostatnim kwartale średnio każdy kilometr kwadratowy okupiony został stratą od 68 do 75 żołnierzy, co pokazuje, jak kosztowna była rosyjska taktyka frontalnych natarć, oparta na masowym użyciu piechoty i intensywnego ognia artylerii. Straty jednak i tak były niższe, niż w poprzednich miesiącach. W styczniu na jeden kilometr kwadratowy kosztował Rosjan średnio 99 żołnierzy zabitych i rannych.
Spadek strat rosyjskich wojsk wynika ze zmiany taktyki. Zamiast dużych frontalnych szturmów z użyciem lekkich pojazdów i motocykli, Rosja częściej stosuje małe grupy infiltracyjne wspierane przez drony, lotnictwo i artylerię. Dodatkowo coraz szerzej wykorzystuje systemy zarządzania polem walki, wcześniej dostępne tylko dla jednostek specjalnych i rozpoznawczych. Można powiedzieć, że do rosyjskiej armii w końcu dotarł XXI wiek. Przynajmniej w tym aspekcie.
Nadal jednak podstawą rosyjskiej taktyki są masowe ataki niewielkich grup piechoty. Taka taktyka wymaga jednak dużych odwodów siły żywej. Pod koniec października tego roku ukraiński wywiad i niezależne ośrodki analityczne poinformowały, że na trzydziestokilometrowym odcinku pod Pokrowskiem Rosjanie zgromadzili ok. 170 tys. żołnierzy i około kilkuset czołgów oraz transporterów opancerzonych.
Walki miejskie
Mając dużą przewagę ilościową, Rosjanie swobodnie mogli posyłać kolejne kilkuosobowe grupy, które penetrowały ukraińskie linie tak długo, aż wdarli się do miasta. To podejście przynosi efekty, ponieważ agresorzy zdołali utrzymać się w rejonie ulic Prokofiewa i Zaszczytnykiw Ukrainy, a następnie przenieśli ciężar walk w kierunku zachodnich kwartałów, gdzie starają się poszerzyć korytarz umożliwiający przerzut posiłków i zaopatrzenia.
Ukraińcy, mimo strat, utrzymują zorganizowaną obronę w zachodniej i północnej części miasta. Walczą tam przede wszystkim żołnierze jednostek zmechanizowanych i obrony terytorialnej, wspierani przez operatorów dronów FPV oraz zespoły walki radioelektronicznej, które polują na rosyjskie stanowiska dowodzenia.
Na nic się to jednak zdaje, ponieważ upadek Pokrowska jest już w zasadzie przesądzony i niezależny od samych walk miejskich, a od tego, co się dzieje wokół miasta. A sytuacja od wschodu i południowego-wschodu jest bardzo trudna.
Odcięty worek
Rejon Pokrowska i Myrnohradu faktycznie został całkowicie odcięty od głównych linii zaopatrzenia, a jedyną drogą odwrotu pozostał wąski, otwarty pas terenu szeroki zaledwie na dwa, najwyżej trzy kilometry. Ten fragment pól między pozycjami rosyjskimi a zachodnim skrajem miasta jest praktycznie pozbawiony jakichkolwiek naturalnych osłon. Każdy ruch w tym rejonie natychmiast wykrywają drony i artyleria przeciwnika, co oznacza, że wycofanie większych sił jest praktycznie niemożliwe.
Rozkaz ewakuacji, który według źródeł ukraińskich miał zostać wydany dopiero po faktycznym odcięciu dróg ewakuacji, przyszedł zbyt późno, by mógł uratować wszystkich. Stąd przeprowadzono taktyczny kontratak, który miał osłonić ewakuację części sił. Kijów znakomicie wykorzystał go propagandowo, a nagrania desantujących się ze śmigłowca operatorów sił specjalnych obiegły cały świat.
Władze twierdziły, że pozwoliło to nie tylko ewakuować część wojsk, ale także odrzucić Rosjan. Minął tydzień i widać, że Ukraińcy robili jedynie dobrą minę do złej gry, a Rosjanie nie tylko kontrolują już ponad osiemdziesiąt procent obszaru miasta, ale w dodatku, że obrońcy Pokrowska prowadzą już walkę w całkowitej izolacji.
Obecnie szacuje się, że w okrążeniu znalazło się od 500 do nawet 1000 żołnierzy. W tym część operatorów ukraińskich sił specjalnych. Walczą oni bez możliwości systematycznego dostarczania amunicji, paliwa czy ewakuacji rannych. Rosjanie kontrolują wszystkie główne drogi i skrzyżowania, a nieliczne próby przebicia się przez pola kończą się wysokimi stratami. Z każdą godziną sytuacja ukraińskich żołnierzy staje się coraz bardziej dramatyczna.
Strategiczna klęska
Z wojskowego punktu widzenia upadek Pokrowska będzie poważnym ciosem. Miasto jest bowiem kluczowym punktem węzłowym całego odcinka frontu donbaskiego. Leży na przecięciu kilku głównych dróg łączących front z zachodem obwodu donieckiego. Jego utrata otworzyłaby Rosjanom możliwość rozwinięcia działań w kierunku Myrnohradu i dalej ku węzłowi kolejowemu w Dymytrowie. Pozwoliłoby to również zagrażać tyłom ukraińskich pozycji w rejonie Kurachowego, co mogłoby zmusić Kijów do kolejnego odwrotu na zachód.
Pokrowsk od lat pełnił bowiem funkcję głównego węzła transportowego i zaplecza dla ukraińskich sił broniących zachodniej części obwodu donieckiego. Przebiegają tędy kluczowe linie komunikacyjne – szosa M-30 prowadząca na Dnipro i Zaporoże, a także linia kolejowa umożliwiająca dostawy paliwa, amunicji i rotację jednostek.
Utrata miasta będzie oznaczała, że ukraińska armia musiałaby przenieść swoje główne linie zaopatrzenia o kilkadziesiąt kilometrów na zachód. To z kolei znacząco wydłużyłoby czas dostaw, zwiększając zależność od dróg gruntowych i transportu kołowego, który już teraz jest celem rosyjskich dronów i lotnictwa.
Dla Ukraińców oznaczałoby to konieczność reorganizacji całego odcinka obrony. Utrata Pokrowska pozbawia ich dogodnego zaplecza dla działań w rejonie. Na początku sierpnia pisałem, że Kijowowi bardzo powinno zależeć na utrzymaniu obu miast, ponieważ Pokrowsk i Myrnohrad to ostatnia głęboka linia obrony w tej części Donbasu. Dalej jest już praktycznie tylko pustka poprzecinana kilkoma wioskami ciągnąca się aż po obwód dniepropietrowski.
Zajęcie Pokrowska i Myrnohradu będzie miało skutki znacznie poważniejsze niż upadek Czasiw Jaru. Wtedy bowiem Rosjanie przejmą kontrolę nad zachodnim Donbasem, wychodząc poza główną linię obrony, jaką Ukraińcy mają wybudowaną wzdłuż granicy z obwodem dniepropietrowskim i zyskają szansę na szybkie zdobycze terenowe w kierunku Krasnohradu, Pawłohradu i Zaporoża.
Nie bez znaczenia jest też wpływ tej sytuacji na działania w rejonie Zaporoża. Utrata Pokrowska otworzyłaby Rosjanom drogę do przerzucenia części wojsk na południe do rejonu Wełykej Nowosiłki i Staromajorskiego.
Taki manewr umożliwiłby im zsynchronizowanie uderzeń na dwóch osiach - północno-zachodniej od strony Pokrowska i południowo-zachodniej od strony Mariupola. W praktyce mogłoby to oznaczać powstanie nowego, szerokiego frontu, którego celem byłoby obejście ukraińskich pozycji w Zaporożu i stworzenie zagrożenia dla całej linii obronnej na południu kraju.
Dla Kijowa będzie to nie tylko porażka wizerunkowa, którą na pewno wykorzysta rosyjska propaganda, ale także bardzo poważny problem na poziomie strategicznym. Dodając do tego jeszcze olbrzymie braki kadrowe, mamy gotowy przepis na poważne problemy na froncie. Kijów czeka jeszcze większy kryzys niż po upadku Bachmutu, Awdijiwki, czy Wuhłedaru. I bardzo trudno będzie go im przykryć propagandowo.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski