O godz. 17.15 cała Polska oddała hołd ofiarom ze Śląska
W środę - w ostatnim dniu ogłoszonej przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego żałoby narodowej - o godzinie 17.15 w całym kraju rozległy się syreny alarmowe dla uczczenia ofiar sobotniej tragedii w Katowicach. W wielu oknach zapłonęły o tej godzinie świece.
01.02.2006 | aktual.: 01.02.2006 20:04
W Warszawie świece paliły się m.in. w oknach budynków przy Trakcie Królewskim, na Ursynowie, Woli, Ochocie, Grochowie. Gdy zabrzmiały syreny, część przechodniów zatrzymała się, by oddać hołd ofiarom. Od rana po stolicy jeździł specjalny zabytkowy tramwaj, w którym odbywała się kwesta na rzecz ofiar katastrofy.
Włączonymi syrenami oraz świecami zapalonymi w oknach także wrocławianie uczcili pamięć ofiar, które zginęły pod gruzami katowickiej hali targowej. W wielu oknach światełka zapalane były przez cały okres żałoby narodowej, tuż po zmierzchu i w wielu domach paliły się do późnych godzin wieczornych.
Pierwszy raz od śmierci Jana Pawła II
W Przemyślu płomyki świec rozbłysły w oknach wielu domów. Podobny widok można było zaobserwować w tym mieście ostatni raz po śmierci papieża Jana Pawła II. Jakby w nawiązaniu do tamtego zdarzenia, ktoś zapalił też znicz na Wybrzeżu Jana Pawła II, gdzie po odejściu Ojca Świętego mieszkańcy Przemyśla przez wiele dni ustawiali płonące znicze. Świeczkę w oknie swego mieszkania zapalił m.in. rencista Ludomir Lewkowicz. Kilka lat temu doznałem zawału serca i przeżyłem potwierdzoną przez lekarzy śmierć kliniczną. Może dlatego wiem, co znaczy być po tamtej stronie życia i lepiej, niż inni, potrafię zrozumieć tych, których bezpośrednio dotyczyła tragedia w Katowicach - podzielił się swą refleksją.
W Lublinie o godz. 17.15 świece pojawiły się w oknach licznych bloków w dzielnicy mieszkaniowej Czechów. Rozległ się dźwięk syren zainstalowanych w urzędzie wojewódzkim. Podobnie w Szczecinie, punktualnie o 17.15 zawyły syreny alarmowe. Miasto oddało hołd ofiarom katastrofy na Śląsku.
Łódzcy strażacy wyprowadzili przed swe jednostki samochody i przy włączonych syrenach i światłach oddali hołd osobom poległym w zawalonej hali. Lokalna rozgłośnia Polskiego Radia - Radio Łódź przerwała na moment nadawanie audycji. Sporadycznie w oknach pojawiły się zapalone świeczki.
Modlitwy za tych, co zginęli
W Katedrze Świętych Janów w Toruniu od poniedziałku do środy odprawiane były nabożeństwa żałobne za ofiary tragedii w Katowicach. W świątyni wystawiono symboliczny katafalk i zapalano paschał na znak łączności z rodzinami ofiar. W bydgoskim kościele Matki Boskiej Królowej Męczenników w środę wieczorem zgromadzili się hodowcy gołębi z regionu kujawsko-pomorskiego, by uczcić pamięć swych kolegów.
W Gdańsku w środowe południe minutą ciszy pamięć ofiar tragedii w Katowicach uczcili pracownicy Stoczni Gdańskiej. W katastrofie zginęło siedmiu mieszkańców Pomorza. Kilku przebywa w szpitalach.
W Kielcach, w Urzędzie Wojewódzkim wielu mieszkańców miasta i regionu wpisywało wyrazy hołdu dla ofiar katastrofy w wyłożonej księdze kondolencyjnej. W Lubuskiem nie zabrakło gestów jedności z rodzinami ofiar, a także chęci niesienia pomocy ludziom dotkniętym przez tę tragedię. Oddawano spontanicznie krew, wiele instytucji prowadzi zbiórki pieniędzy na rzecz poszkodowanych. W kościołach modlono się za ofiary i ich rodziny.
Nikt nie kryje łez
Kilka dni po tragedii w pobliżu zawalonej hali targowej w Katowicach, miejsca śmierci kilkudziesięciu osób, płoną znicze. Nad nimi góruje krzyż i biało-czerwona flaga. Ślązacy przychodzą tu każdego dnia, by odmówić modlitwę w intencji ofiar i zapalić świecę. Tu nikt nie ukrywa łez.
Starsze małżeństwo, Maria i Kazimierz Czartoryscy z Chorzowa, przyszli w środę po raz pierwszy w okolicę miejsca tragedii. Czartoryscy pożegnali się w ten sposób ze swymi sąsiadami. Ich śmierć to jedna z tragiczniejszych historii katastrofy; w parę chwil zginęło pięcioro spokrewnionych ze sobą osób z rodziny Bordunów i Gruchelów, w tym dziecko i małżeństwo, które pozostawiło dwoje małych dzieci.
Irena Koziarek z Chorzowa mieszka kilkaset metrów od miejsca tragedii. Nikt z jej znajomych nie zginął, nikt też nie był w hali. Stojąc przed krzyżem, który został niedawno ustawiony przed płotem oddzielającym zawaloną budowlę od okolicy, nie może opanować łez. Tylu ludzi tu zginęło. Łzy same cisną się do oczu - mówi.
Gołębie czekają
Ludzie, którzy przychodzą na rumowisko, mówią ściszonym głosem, stoją w milczeniu wpatrzeni w pochylone ściany hali, na zwieńczeniu, których nadal siedzą gołębie. Jakby czekały na właścicieli, którzy odeszli. Jak długo tak wytrzymają - zastanawia się mieszkaniec Siemianowic.
Ślązacy wspominają zmarłych i rozmawiają o przyczynach tragedii. Życia ludziom nie przywrócimy, ale można temu było zapobiec - powiedział Władysław Orzechowski z Rudy Śląskiej. W pobliże miejsca tragedii nie przychodzą już członkowie rodzin ofiar. Większość z nich wyprowadziła się także z hotelu, który stoi nieopodal zawalonej hali. Pracownik recepcji Jacek Marcyzak powiedział, że pozostała już tylko jedna osoba - obywatel Niemiec, który oczekuje na wypisanie z siemianowickiego szpitala swojej żony. W czwartek wspólnie wrócą do Bawarii, gdzie kobieta będzie kontynuować leczenie.
Podczas VII Międzynarodowych Targów Gołębi Pocztowych pod gruzami śmierć poniosły 63 osoby, ponad 140 zostało rannych, dwie są wciąż poszukiwane.
Zgodnie z decyzją prezydenta Lecha Kaczyńskiego od niedzieli w całej Polsce obowiązuje żałoba. Potrwa do północy ze środy na czwartek. W tym czasie odwołano wszystkie imprezy rozrywkowe i sportowe. Flagi państwowe zostały opuszczone do połowy masztów.