O dziewczynce, która chce pozostać Polką
- Nie chcę wychodzić za mąż! - mówi z rozpaczą Agata. - W grudniu ub. roku tata porwał brata i siostrę do Libii. Nie mamy z nimi kontaktu. Powiedział mamie, że zobaczy dzieci, jeśli i mnie tam zabierze.
Agatka ma 15 lat, ciemne warkoczyki i śniadą cerę. Jest uczennicą jednego z gdańskich gimnazjów, katoliczką, ma polskie obywatelstwo. Od 11 sierpnia ukrywa się przed ojcem - obywatelem zarówno Polski, jak i Libii, który chce wywieźć córkę do Trypolisu. Zdesperowana matka dziewczynki zgodziła się na wyjazd do rodzinnego kraju męża. Wtedy Agatka uciekła z domu. Matka zgłosiła zaginięcie dziecka na policji.
- Poszukiwania przerwano 19 sierpnia - wyjaśnia kom. Tadeusz Trybuś, zastępca komendanta komisariatu w Gdańsku Wrzeszczu. - Zgłosiła się do nas ciotka dziewczynki z informacją, że Agata przebywa pod opieką osoby z najbliższej rodziny. Równocześnie dostarczono nam postanowienie Wydziału VI Sądu Rejonowego w Gdańsku o wszczęciu postępowania w sprawie ograniczenia praw rodzicielskich matce i ojcu ze wskazaniem miejsca pobytu dziecka u bliskiej krewnej ze strony matki.
Agata nadal przebywa w ukryciu. Wie, że ojciec jest w Polsce. Wie, że już przed laty jej rękę obiecano starszemu mężczyźnie. Wie, że obietnica, to w kraju jej ojca rzecz święta.
Dramat - tak krótko o sytuacji Agaty i jej bliskich mówi ciocia. Ciocia mieszka w tym samym domu. Zna historię życia kuzynki, nieraz słyszała odgłosy awantur. To do cioci przybiegła Agatka, prosząc o pomoc.
- Ona wie, że jako kobieta w kraju muzułmańskim nie będzie miała dotychczasowych praw - wzdycha.
Piętro wyżej, za szczelnie zamkniętymi drzwiami siedzi mama Agatki. Nie wychodzi z domu. - Chcę porozmawiać o Agatce - tłumaczę, patrząc w wizjer. - Nie będę rozmawiać - odpowiada kobieta. - A może porozmawiamy o Adasiu i Aji? - pytam. Cisza. - Chcę pomóc... - Proszę odejść...
Agatka mieszka teraz gdzie indziej. Musi być bezpieczna - do domu wpuszczają mnie dopiero po zapowiedzi przez telefon komórkowy. - Mamusia jest w depresji - wyjaśnia rezolutna, ciemnowłosa dziewczynka. - Przecież zabrano jej dzieci.
Ojcem Agaty jest Hakim A., pochodzący z ustosunkowanej rodziny libijskiej. Podczas studiów na Politechnice Gdańskiej A. poznał żonę. Urodziła się Agata, przez pierwsze cztery lata życia wychowywała ją babcia. Później jej rodzice wzięli ślub i na świat przyszły jeszcze Aja i Adaś. Wszystkie dzieci Hakima A. mają podwójne - polskie i libijskie obywatelstwo. Ojciec dziewczynki jest zamożnym człowiekiem, prowadził w ostatnich latach interesy na Wybrzeżu. Po raz pierwszy wywiózł żonę z dziećmi do Libii przed siedmioma laty. Pani A. po przylocie do Trypolisu usłyszała, że... dzieci do Polski już nie wrócą. Zamieszkali w domu brata Hakima. Pani A. nie mogła sama wyjść na ulicę.
- Kobiety cały dzień siedziały w kuchni - wspomina Agatka. - Najpierw szykowały jedzenie mężczyznom, potem dawały dzieciom, wreszcie zjadały resztki. Tamta babcia wyszła za mąż w wieku 13 lat. Mnie też wybrano męża, był to wówczas osiemnastoletni mężczyzna.
Pewnego dnia pani A. znalazła ukryte przez męża polskie paszporty. Uciekła wraz z dziećmi do polskiego konsulatu, jeden z pracowników pomógł jej w wyjeździe do Polski. - Były z tego powodu duże kłopoty - mówi jeden z informatorów. - Wyjazd dzieci był niezgodny z libijskim prawem. Dziś już Polka nie mogłaby liczyć na pomoc konsulatu.
W Polsce na żonę czekał... pan A. Po pewnym czasie rodzina znów się pogodziła. Pani A. raz zgłosiła na policji znęcanie się nad rodziną, ale później wniosek wycofała. Agata twierdzi, że też była bita przez ojca. Przed 10 miesiącami - 7 grudnia ub.r. - zniknęli Aja i Adaś.
- Tata zawiózł nas na naukę arabskiego do meczetu - wspomina dziewczynka. - Potem zabrał maluchy na zakupy. Już ich nie widziałam. Pani A. zgłosiła na policji zniknięcie syna i córki. Kiedy okazało się, że dzieciaki mają libijskie paszporty i są z ojcem, rozłożono ręce. - Dzieci są ukryte w Libii - mówi jeden z naszych informatorów. - Ta rodzina jest naprawdę bogata i nieźle ustosunkowana.
Pani A. rozpaczała. Wiosną tego roku odwiedziła ją pewna kobieta. Przywiozła zdjęcia 9-letniej córeczki i 8-letniego synka. Mówiła, że w Libii jest dobrze... Powinna jechać.
- Ale nie sama - twierdzi krewna. - Warunkiem zobaczenia dzieciaków miało być przywiezienie Agaty. Obiecano przecież już komuś dziewczynę, a Hakim powiedział, że "jego krew" nie pozostanie w Polsce.
Agata usłyszała od matki, że we wrześniu nie pójdzie już do polskiej szkoły. Wyjeżdża. - Musiałam uciekać - mówi dziewczynka. - Nie chcę wychodzić za mąż, jestem katoliczką, nie muzułmanką, w tym roku czeka mnie bierzmowanie, pragnę się dalej uczyć. Marzę o studiach na wydziale architektury.
Ojciec Agaty jest w Polsce. Dzwonię do niego, proszę o rozmowę o córce.
- Skąd pani zna mój telefon, kto pani polecił ten temat? - mówi podniesionym głosem mężczyzna. Przerywa w pół słowa, nie daje dojść do głosu. Wreszcie udaje mi się zadać jedno pytanie: - Czy to prawda, że w Libii Agatka ma być wydana za mąż?
Pan A. milknie i wyłącza telefon. Później odzywa się tylko automatyczna sekretarka z powitaniem po polsku, arabsku i angielsku. Los Agaty jest nadal niepewny. Przed Sądem Rodzinnym i Nieletnich toczy się postępowanie w jej sprawie.
Członek gminy muzułmańskiej w Gdańsku:
- Nie chcę się oficjalnie wypowiadać, by nie zostało to uznane jako wtrącanie się w czyjeś prywatne sprawy. Między Europą a krajami arabskimi są ogromne różnice cywilizacyjno-kulturowe. I tu nie chodzi o islam, ale o obowiązujące tam prawo plemienne, które pozwala ojcu obiecać innemu mężczyźnie nieletnią córkę i wydać ją za mąż bez jej woli.
Dorota Abramowicz