Nowy Jork nadal nie może dojść do siebie po huraganie Sandy
Niespełna trzy tygodnie po huraganie, kiedy światowe media niemal już zapomniały o spustoszeniach wyrządzonych przez Sandy, w Nowym Jorku nadal trwa dramat tysięcy ludzi. Poszkodowanych jest także wielu Polaków, którzy często na nowo muszą poukładać sobie całe życie.
15.11.2012 | aktual.: 16.11.2012 09:53
- Ja mam szczęście, bo razem z rodziną ewakuowałam się do siostry, która mieszka dalej od oceanu, ale moi sąsiedzi z dołu muszą się wyprowadzić. Stracili wszystko. W ich mieszkaniu było ponad dwa metry wody - opowiada Dorota, niespełna 40-letnia Polka, która wraz z mężem i dwoma córkami mieszka na Staten Island. To właśnie tu było najwięcej śmiertelnych ofiar huraganu Sandy. Tutaj też zginął ratując swoją rodzinę, służący w nowojorskiej policji Polak, Artur Kasprzak.
Dramat po huraganie
Nowojorskie dzielnice: Staten Island, Rockaway, czy Coney Island, ciężko doświadczone przez huragan, wracają do życia bardzo powoli. Wielu mieszkających tam ludzi dopiero dwa , trzy dni temu odzyskało prąd. Niektórzy wciąż go nie mają. Do nich tak naprawdę dopiero teraz dociera ogrom dramatu. Przeżywają go najczęściej w wąskim gronie, rodziny, sąsiadów, czy bliskich znajomych. Czasem także w samotności.
Dziś światowe stacje telewizyjne już nie interesuj się ofiarami. Sprzątanie metrowych zwałów piachu naniesionego przez ocean, osuszanie pleśniejących ścian, przegląd zalanych mebli i ubrań, to sprawy mniej widowiskowe niż efektowne zdjęcia z helikopterów pokazujące zalane tereny. Mniej spektakularne jest też wypełnianie formularzy z prośbą o pomoc do różnych rządowych agencji, czy też walka o odszkodowanie z firmami ubezpieczeniowymi. Tymczasem, to jest właśnie pohuraganowa codzienność poszkodowanych.
Ludzie się nie poddają
Na Rockaway, które jest częścią dzielnicy Queens dotyczyć to może nawet kilku tysięcy naszych rodaków. Jedną z takich osób jest Anna Brzostek, współwłaścicielka sklepu "Eden". Po przejściu Sandy w zniszczonym lokalu handlu prowadzić nie może. Nie załamała się jednak. Korzysta z ocalałego samochodu, przywozi nim na Rockaway najpotrzebniejsze towary i sprzedaje pod sklepem. - Myślę, że uda mi się powrócić do działalności. Sklep jest potrzebny, mieszka tu wielu Polaków - mówi.
Polka stara się o odszkodowanie z FEMA - Federalnej Agencji Zarządzania Kryzysowego - znanej miedzy innymi z niesienia pomocy poszkodowanym przez huragan Katrina, który kilka lat temu spustoszył Nowy Orlean. Od złożenia wniosku do momentu otrzymania pieniędzy minie jednak sporo czasu. Życie zmieniło się także dla 46-letniego Pawła z Rockaway. Stracił samochód, w domu, w który mieszka wciąż nie ma prądu. - Najgorsze jest zimno, ciężko to wytrzymać. Chcę się wyprowadzić, nie wiem, czy jest sens tu mieszkać, przecież za jakiś czas znów może przyjść huragan - mówi.
- Samochody w garażach, pod domami blisko plaży, kotłowały się, jak brudy w pralce. Po huraganie nie było, czego zbierać - opowiada Monika - 31-latka, pracująca na Queensie, jako pomoc medyczna. - Wieloryba już nie ma, nie ma parkingu, który był naprzeciwko. Wszystko zniszczone - dodaje, opowiadając o znanej mieszkańcom Rockaway rzeźbie wieloryba pokrytego mozaiką, który usytuowany był tuż przy plaży.
Niektórzy stracili dosłownie wszystko
Takich opowieści jest bardzo wiele. - Mam parafian, którzy stracili wszystko. Domy, majątek, teraz nie mają gdzie się podziać - mówi ksiądz Władysław Kubrak z parafii św. Róży z Limy. Do tego kościoła przychodzi wielu mieszkających na Rockaway Polaków. - Przychodzą pomodlić się i wyżalić, a kiedy po wszystkim mówią: wracamy do domu, czasem uświadamiają sobie, że przecież nie ma, dokąd wracać - opowiada ksiądz Kubrak.
W parafii św. Róży z Limy gromadzone są dary dla poszkodowanych przez Sandy. Akcję ich zbierania zorganizował m.in. polonijny "Nowy Dziennik". Ofiarodawców było bardzo dużo. - Nie spodziewaliśmy się aż takiej liczby darów - mówi dziennikarz gazety Wojciech Maślanka, który osobiście dostarczał pakunki na Rockaway.
Pomoc jest nadal bardzo potrzebna
Blisko trzy tygodnie po huraganie pomocy potrzebują nadal setki tysięcy poszkodowanych. Nie tylko z miasta, ale także ze stanu Nowy Jork i sąsiednich: New Jersey i Connecticut. Komunikacja miejska w Wielkim Jabłku daleka jest o normalność, codzienne podróżowanie do pracy dla wielu wciąż jest koszmarem. Przez ponad dwa tygodnie były ogromne problemy z zakupem benzyny, a w kilometrowych kolejkach do stacji dochodziło do rękoczynów. Dziś jest już nieco lepiej, ale wciąć to nie ten sam Nowy Jork, co przed huraganem.
W mieście nieczynnych jest kilkadziesiąt szkół, tysiące uczniów z tych zamkniętych musi jeździć na lekcje gdzie indziej. Ewakuowani, którzy nadal nie mogą wrócić do swoich domów, muszą mieszkać w schroniskach. Niektóre zorganizowano właśnie w szkołach, czy na uczelniach. Już dziś wiadomo, że odbudowa zniszczonych terenów pochłonie miliardy. Ocenia się, że rachunek za Sandy może wynieść nawet 30-35 mld dolarów.
Z Nowego Jorku dla polonia.wp.pl
Tomasz Bagnowski