Nowoczesny system ochrony kompromitacją policji
Supernowoczesny system Command & Control,
który miał zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom Łodzi i kosztował
budżet państwa ponad 40 mln zł, to kompromitacja policji - wynika
z raportu Komendy Głównej, do którego dotarła "Gazeta Wyborcza".
24.09.2004 | aktual.: 24.09.2004 05:50
Kontrolerzy zbadają teraz, czy tak samo źle jest w Warszawie i Szczecinie. Command & Control (czyli Dowodzenie i Nadzór) to uruchomiony w sierpniu 2001 r. system wyposażonych w laptopy i GPS- y radiowozów, cyfrowych kamer zamontowanych na ulicach oraz mózgu - stanowiska dyżurnego z superkomputerami, które pokazują i analizują aktualną sytuację w mieście.
Tylko że w Łodzi laptopy wzięli do domów policjanci (nazywali to "testami"), kupione specjalnie radiowozy stały na parkingu, bo nie miał kto nimi jeździć, kamery nie działały, a większość oficerów dyżurnych nie miała pojęcia, do czego służy i jak może być wykorzystany Command & Control.
Dyżurny powinien widzieć na komputerze pozycję każdego radiowozu. Dzięki laptopowi może kontrolować funkcjonariusza w radiowozie - czy ma coś do roboty, czy czeka na zlecenie. Chyba że laptop wyłączymy - jak to robili łódzcy policjanci, tłumacząc, że nie umieją obsługiwać komputera albo że "coś się popsuło". W ostateczności można było - to też robiono - naprawdę popsuć laptop, żeby nie było połączenia z szefem.
Pod okiem jednej z superkamer zabito bezdomnego, pod drugą skatowano nastolatka. Policja nic nie widziała, bo pierwsza kamera była popsuta, a drugiej... nie podłączono w ogóle do systemu. Wszystkie dane wpływające do systemu C&C są archiwizowane i powinny być w każdej chwili możliwe do odtworzenia. Tyle tylko, że system się zepsuł, nikt o tym nie wiedział i dane z pięciu miesięcy wyparowały.
Ale na szczęście policjanci nie ufali systemowi i prowadzili ręczne zapiski, które ocalały. Robią tak zresztą do dziś. (PAP)