Nowe światło na "Wujka"
Sąd Okręgowy w Katowicach przesłuchał pierwszego z trzech nowych świadków w procesie w sprawie
pacyfikacji kopalń "Wujek" i "Manifest Lipcowy" na początku stanu
wojennego.
Lesław Frączek nie zeznawał w poprzednich dwóch procesach w tej sprawie, choć uczestniczył w wydarzeniach w kopalni "Wujek" w grudniu 1981 r. jako doradca do spraw wojskowych strajkujących górników. Jak powiedział, pełnił tę funkcję na prośbę komitetu strajkowego "Wujka". Nie widział jednak bezpośrednio starcia, wskutek którego 16 grudnia śmierć poniosło dziewięciu górników.
Jak wyjaśnił Frączek we wtorek, w 1981 roku pracował jako informatyk w Centralnym Ośrodku Informatyki Górnictwa w Katowicach. Po jednodniowym strajku w swoim miejscu pracy, wobec zagrożenia aresztowaniem 14 grudnia z dwoma kolegami wspomagał górników ze strajkującej nieopodal kopalni "Wujek".
Na prośbę tamtejszego komitetu strajkowego, jako podporucznik rezerwy, doradzał górnikom, w jaki sposób walczyć z oddziałami milicji czy unieruchamiać gąsienice czołgów.
Frączek zeznał m.in., że 16 grudnia, zanim nastąpił szturm, górnicy obserwowali otaczające kopalnię czołgi i oddziały milicji. Żaden oddział milicji nie kwapił się do ataku - zaznaczył. Kilka minut po godz. 10 pojawił się jednak jeden ok. 30-osobowy oddział, przed którym pozostałe czuły duży respekt.
Podczas szturmu Frączek usłyszał ok. 10 krótkich serii z broni ręcznej, oddanych - według niego - ostrą amunicją. Choć znajdował się wtedy ok. 200 metrów od miejsca, z którego dobiegły strzały, widok zasłaniały mu zabudowania kopalni. Nie był też w stanie - jak zeznał - przepchać się tam przez tłum górników. Dopiero później dowiedział się o ofiarach śmiertelnych.
Już po pacyfikacji Frączek - jak zeznał - uchronił przed linczem wziętego przez górników jako zakładnika jednego z oficerów milicji, który miał przy sobie pistolet maszynowy. Po sprawdzeniu lufy i magazynka przekonał górników, że milicjant swojej broni nie użył. Frączek zeznał też, że wkrótce po pacyfikacji strajku miał w ręce kule, które choć były zdeformowane, zachowały ślady nacięcia czubków, co miało powodować większe obrażenia wśród górników.
Jak powiedział Frączek, za współorganizację strajku był ścigany listem gończym z zagrożeniem karą śmierci. Przez osiem lat ukrywał się. Wkrótce po zmianie systemu, złożył zeznania na potrzeby sejmowej komisji nadzwyczajnej do zbadania działalności MSW.
Toczący się przed katowickim sądem proces jest już trzecim w tej sprawie. Dwa poprzednie wyroki, uniewinniające lub umarzające postępowanie wobec oskarżonych 17 byłych milicjantów, którzy mieli oddać śmiertelne strzały, uchylał Sąd Apelacyjny w Katowicach.
Szansą na nowy materiał dowodowy drugiego procesu był tzw. raport taterników, który - według zeznań jego współautora Jacka Jaworskiego - miał zawierać informacje o strzelaniu do górników z "Wujka", uzyskane od zomowców podczas obozu w Tatrach na początku 1982 r.
Ewentualnych nowych dowodów w trzecim procesie mogą dostarczyć trzej nowi świadkowie, w tym Frączek. Zostali oni wskazani sądowi przez katowicki oddział Instytutu Pamięci Narodowej. Byli tam przesłuchiwani w śledztwie niezwiązanym z tą sprawą. Podczas śledztwa przyznali, że uczestniczyli w wydarzeniach w kopalni "Wujek".