ŚwiatNowe referendum ws. Brexitu? Wojna domowa wśród konserwatystów

Nowe referendum ws. Brexitu? Wojna domowa wśród konserwatystów

W Wielkiej Brytanii nie ma już chyba nikogo, kto byłby zadowolony z sytuacji wokół negocjacji w sprawie Brexitu. Dlatego na horyzoncie pojawia się potencjalne rozwiązanie: kolejne referendum.

Nowe referendum ws. Brexitu? Wojna domowa wśród konserwatystów
Źródło zdjęć: © East News | Xinhua / eyevine/EAST NEWS
Oskar Górzyński

17.07.2018 | aktual.: 17.07.2018 16:06

- Nie będzie żadnego drugiego referendum - oświadczyła w poniedziałek za pośrednictwem swojego rzecznika premier Theresa May. Złośliwi komentatorzy niemal natychmiast potraktowali to jako niechybny znak, że referendum się odbędzie. W końcu ledwie kilkanaście miesięcy wcześniej z taką samą gorliwością wielokrotnie zapowiadała, że nie będzie przyspieszonych wyborów, które zwołała niedługo potem.

Na to, że decyzja ws. opuszczenia Unii znów wróci do Brytyjczyków wskazuje jednak nie tylko historia złamanych obietnic May. Coraz bardziej wskazuje na to logika sytuacji w Wielkiej Brytanii. Powiedzieć, że jest ona skomplikowana, to nic nie powiedzieć. Mimo że do zakończenia negocjacji z Brukselą zostało już tylko mniej niż 9 miesięcy (minęło 13), rządzący konserwatyści wciąż nie potrafią ustalić swojego celu w rozmowach. I wciąż tkwią w decyzyjnym impasie wywołanym wewnętrznymi podziałami.

Brexit, czyli walka wszystkich ze wszystkimi

W ubiegłym tygodniu premier May w swojej rezydencji Chequers w końcu przedstawiła plan mający być wspólnym stanowiskiem jej rządu w negocjacjach. Plan miał być kompromisem między koncepcją miękkiego Brexitu, czyli pozostania w unijnym rynku, a twardym, czyli całkowitym wyjściem z unijnego systemu. Dokument - krytykowany zarówno przez zwolenników "miękkiego" jak i "twardego" wyjścia - przetrwał jednak ledwie tydzień. Pod groźbą rebelii "twardogłowych" dopisano do niego poprawki, które w zasadzie gwarantują, że zostanie odrzucony przez Brukselę. W rezultacie z sytuacji zadowoleni są jedynie najbardziej radykalni Brexiterzy związani z posłem Jacobem Reesem-Moggiem, którzy chcą radykalnego zerwania. Dojdzie do niego, jeśli w wyznaczonym czasie Londyn nie ustali z Brukselą warunków przyszłych relacji Wielkiej Brytanii i Unii. Problem w tym, że taki scenariusz może wywołać olbrzymi chaos i wielkie problemy gospodarcze, na co w poniedziałek w pełnej pasji przemowie zwróciła uwagę posłanka konserwatystów Anna Soubry.

- Jeśli nie zapewnimy swobodnego handlu z UE, stracimy tysiące miejsc pracy i szanowni posłowie siedzący w tych ławach o tym dobrze wiedzą, co przyznają w prywatnych rozmowach. I to, co mówią w tych prywatnych rozmowach to to, że strata setek tysięcy miejsc pracy będzie warta odzyskania suwerenności naszego kraju - mówiła polityk. - Nikt nie głosował za tym, żeby być biedniejszym i nikt nie głosował za wyjściem po to, by ktoś ze złotą emeryturą i odziedziczonym bogactwem zabrał im ich pracę - perorowała.

Wybierzmy to jeszcze raz

W obliczu tego impasu idea ponownego głosowania zaczęła zyskiwać na popularności. Otwarcie opowiedziało się za nią kilku znanych polityków partii rządzącej. W poniedziałek wezwała do tego była minister transportu Justine Greening.

"Czas, żeby zabrać decyzję z rąk sparaliżowanych polityków i zwrócić ją ludziom" - stwierdziła posłanka.

Szybko poparli ją inni politycy partii rządzącej, w tym wnuk Winstona Churchilla Nicholas Soames, Anna Soubry i były minister sprawiedliwości Philip Lee.

Na korzyść inicjatywy przemawiają odkryte niedawno fakty podważające uczciwość głosowania w 2016 roku. W poniedziałek brytyjska komisja wyborcza orzekła, że kampania Vote Leave, głównej grupy wspierającej Brexit, przekroczyła przed referendum dozwolone wydatki o ponad pół miliona funtów. Wciąż niewyjaśnione pozostaje również wsparcie Rosji dla Leave.eu, drugiej eurosceptycznej grupy pod przewodnictwem Nigela Farage'a.

Ale ponieważ wyznaczony czas negocjacji upływa nieubłaganie i z tym sceniariuszem są problemy. Według ekspertów, nowe referendum byłoby niemożliwe do przeprowadzenia przed granicą 30 marca. Co więcej, nie jest do końca jasne, jak wyglądałoby nowe referendum: czy wyborcy znów dostaliby prosty wybór pozostania w Unii lub wyjścia, czy może dać im do wyboru trzy opcję: pozostanie oraz Brexit w wersji "miękkiej" lub "twardej".

Jak przekonuje jednak Denis MacShane, minister ds. europejskich w labourzystowskim rządzie Tony'ego Blaira, nie są to problemy niemożliwe do pokonania.

- Unia sygnalizowała, że mogłaby przedłużyć czas negocjacji, więc czas nie jest największą przeszkodą. Jeszcze w ubiegłym roku byłem przeciwny drugiemu referendum, ale teraz uważam, że sytuacja się zmieniła. Od tego czasu mamy kompletny paraliż w Izbie Gmin i ktoś musi rozwiązać ten węzeł gordyjski. W pierwszej kolejności powinno być to polityczne przywództwo, ale jeśli tego nam brakuje, to czas na referendum - mówi MacShane.

Ale przeciwników takiego rozwiazania nie brakuje. Zawieszenie Brexitu niemal na pewno spowodowałoby ogromne wzburzenie i gniew zwolenników Brexitu - a w efekcie doprowadziłoby to do jeszcze większych podziałów. Problem w tym, że do jeszcze większego chaosu i wzburzenia doprowadzi twardy Brexit bez wynegocjowania uprzedniego porozumienia z Brukselą. Jeśli brytyjskie elity się nie porozumieją, mogą skazać kraj na potężne kłopoty.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (109)