PolitykaNowa strategia USA w walce z Państwem Islamskim zakończy się fiaskiem?

Nowa strategia USA w walce z Państwem Islamskim zakończy się fiaskiem?


Ledwie trzy dni po tym, jak Pentagon obwieścił nową strategię walki z Państwem Islamskim, pojawiły się problemy grożące fiaskiem całej operacji. Lokalni sojusznicy Amerykanów mają przeciwstawne cele i nie podzielają priorytetów Waszyngtonu

Nowa strategia USA w walce z Państwem Islamskim zakończy się fiaskiem?
Źródło zdjęć: © AFP | JM Lopez
Oskar Górzyński

29.10.2015 | aktual.: 29.10.2015 16:12

Jak mówił we wtorek w Kongresie sekretarz obrony Ash Carter, nową amerykańską strategię walki z ISIS można określić trzema słowami na "r": chodzi o "stolicę" Państwa Islamskiego Rakkę, zdobyte w tym roku przez dżihadystów miasto Ramadi w Iraku oraz intensyfikację bezpośrednich ataków naziemnych i nalotów (ang. raids) wspierających działania głównych sojuszników USA w walce z ISIS.

Wystarczyły trzy dni, a okazało się, że co najmniej dwa z trzech filarów nowego podejścia do wojny mogą natrafić na duże problemy. Najwięcej znaków zapytania ciąży nad pierwszym i bodaj najważniejszym celem: zdobyciem politycznego centrum samozwańczego Kalifatu. Na pierwszy rzut oka, inwazja na Rakkę byłaby możliwa już niedługo. Syryjscy partnerzy Waszyngtonu: kurdyjskie Powszechne Jednostki Ochrony (YPG) oraz współpracujące z nimi arabskie grupy zbrojne należące do Wolnej Armii Syryjskiej zdołały przesunąć front walki z ISIS na południe i znajdują się już tylko ok. 50 kilometrów od kluczowego miasta. Siły połączonego kurdyjsko-arabskiego dowództwa Wulkan Eufrat nie mogą narzekać też na brak uzbrojenia. Amerykanie dokonali niedawno na terytorium Kurdów zrzutu 50 ton uzbrojenia. W czym więc problem?

Priorytety Kurdów, najskuteczniejszej siły zwalczającej Państwo Islamskie i najpewniejszego dotąd sojusznika USA, leżą po prostu gdzie indziej niż w zdobywaniu . Kurdyjscy dowódcy tłumaczą, że najważniejsze jest dla nich utrzymanie obecnej, ponad 500 kilometrowej linii frontu z ISIS. Natomiast szturm na Rakkę, położoną poza terytorium zamieszkałym przez Kurdów, wiązałby się z podwójnym ryzykiem: osłabieniem linii obrony oraz narażeniem się na duże straty. Dodatkowo, podbijanie tradycyjnie arabskich terenów przez Kurdów może wywołać niechęć tamtejszych mieszkańców i poparcia przez nich dżihadystów z ISIS. Dlatego głównym celem YPG jest odzyskanie ziem syryjskiego Kurdystanu, przede wszystkim pasa oddzielającego kurdyjską enklawę w północno-zachodnim rogu Syrii od reszty terytorium kontrolowanym przez Kurdów.

Obraz
© (fot. WP)

Chętni do udziału w ofensywie są co prawda oddziały Wolnej Armii Syryjskiej, włącznie grupą Thuwar ar-Rakka (pl. Rewolucjoniści z Rakki), ale jest ich po pierwsze dużo mniej niż Kurdów, a po drugie, są oni odcięci od wysyłanej przez USA broni. To bowiem YPG, jako dominująca grupa w terenie, decyduje o jej podziale między poszczególne grupy. Co zrozumiałe, woli wykorzystać ją dla celów wyzwolenia swoich niż obcych terenów.

Nowa amerykańska strategia jest również narażona na fiasko w Iraku. Koncentracja wysiłków USA na utracone przez irackie siły Ramadi (przedtem Amerykanie upierali się na próbie odbicia Mosulu, największego miasta kontrolowanego przez ISIS) jest zbieżna z tym, co chce iracki rząd. Problem w tym, że Irakijczycy nie chcą, by w operacjach w Iraku brały udział lądowe jednostki amerykańskiej armii. A właśnie na tym - na intensyfikacji działań amerykańskich wojsk specjalnych - polegał przedstawiony przez Cartera plan. Pierwszy przykład takiego zaangażowania miał miejsce w ubiegłym tygodniu, kiedy żołnierze Delta Force razem z irackimi Kurdami przeprowadzili udaną operację wyzwolenia z rąk dżihadystów 70 zakładników więzionych przez ISIS. Rzecznik irackiego premiera Saad al-Haditi dał w środę jasno do zrozumienia, że irackie władze nie życzą sobie większej liczby podobnych działań Amerykanów

- To sprawa Iraku. Nasz rząd nie prosił amerykańskiego Departamentu Obrony o zaangażowanie w bezpośrednie operacje - powiedział rzecznik rządu. - Mamy wystarczająco wiele sił lądowych - dodał.

Oprócz żołnierzy irackiej armii w wojnie z Państwem Islamskim w Iraku biorą udział także wspierane i zbrojone przez Iran szyickie bojówki. Analitycy spekulują, że to właśnie Iranowi najbardziej zależy na jak najmniejszym udziale w naziemnych sił USA.

Obraz
© (fot. WP / Marta Sitkiewicz)

Zobacz również: Rozmowa z jednym z byłych liderów ISIS

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (58)