Nowa metoda wyłudzeń "na książkę". Żądają od staruszki 182 zł, choć nic nie kupowała

Nowa metoda wyłudzeń "na książkę". Żądają od staruszki 182 zł, choć nic nie kupowała

Nowa metoda wyłudzeń "na książkę". Żądają od staruszki 182 zł, choć nic nie kupowała
Źródło zdjęć: © WP.PL
Jacek Frączyk
26.08.2017 11:14

Metoda "na wnuczka" to już przeżytek. Nastało "nowe". 90-latka z Katowic dostała wezwanie od szwajcarskiej firmy do zapłaty za książkę, którą miała kupić osiemnaście lat temu. Odsetki i koszty transakcji zwiększyły kwotę pięciokrotnie. Tyle że... żadnego zakupu nie było. Do tego ewentualne roszczenie dawno się przedawniło.

Do dziewięćdziesięcioletniej kobiety z Katowic trafiło pismo od firmy windykacyjnej Alektum z Wrocławia. Żądają zapłaty za książkę pt. "Moje najlepsze przepisy". Zakup miał mieć miejsce w czerwcu 1999 r., a książka kosztowała 34 zł - podaje katowicki dodatek do „Gazety Wyborczej". Skąd więc wzięło się aż 182 zł do zapłaty?

Naliczono 103 zł odsetek, a do ceny dorzucono dodatkowe 45 zł kosztów. Na te koszty złożyły się zapewne opłaty za windykację i pensje pracowników szwajcarskiej firmy Alektum Capital II, która kupiła dług.

Staruszce dano dziesięć dni na uregulowanie płatności. W przeciwnym wypadku sprawa trafi do sądu. W wypadku przegranej 90-latka musiałaby zapłacić za rozprawę.

Skąd się wzięła ta książka?

Jak podaje gazeta, zarówno staruszka, jak i jej syn Adam, zaprzeczają, jakoby robili taki zakup. Mimo podeszłego wieku pani pamięć ma bardzo dobrą. - Mama doskonale pamięta II wojnę światową, czasy PRL-u i że musiała przez jakiś czas mieszkać w Stalinogrodzie - mówi dziennikarzowi gazety pan Adam.

W dodatku nigdy nie korzystała z ofert na ulotkach, którymi zapychane były skrzynki pocztowe. Co więcej - przetrząśnięto dom i nigdzie nie znaleziono pozycji, której oczekiwana przez windykatorów cena osiągnęła po latach poziom najdroższych wydawnictw.

Wezwanie przyszło na adres, pod którym 90-latka dawno nie mieszka, a dostarczył je znajomy kolejny lokator. Jak podaje odpytywany przez dziennikarza GW adwokat z Katowic Bartłomiej Piotrowski, wezwanie do zapłaty można potraktować jako próbę wyłudzenia.

Nie dajmy się nabrać. Dwa lata przedawnienia

Adwokat wyjaśnia, że takie praktyki, to nie pierwszy taki przypadek. Firmy kupują bazy danych osób z adresami, a potem wysyłają im pisma z wezwaniem do zapłaty.

Jak widać po powyższym przypadku kwota nie jest astronomiczna i część ludzi dla świętego spokoju, nie pamiętając okoliczności "zakupu", idzie do banku lub na pocztę i płaci to co kazano.

- W tym wypadku wierzyciel jest ze Szwajcarii, co oczywiście utrudnia wyjaśnienie sprawy - powiedział gazecie Piotrowski. - Ale rzecz w tym, że roszczenie należności za sprzedaż przedawnia się już po dwóch latach. A ta książka miała być kupiona w 1999 r. - zauważa. Mecenas sugeruje wyrzucenie pisma do kosza i zwrócenie się do prokuratury. To jest próba wyłudzenia.

Gazeta podaje przy tym przypadek z Wadowic, gdzie mieszkaniec tego miasta dostał wezwanie do zapłaty za "Encyklopedię zwierząt", którą miał kupić, gdy miał... dziesięć lat.

Wrocławska firma Alektum nie odpowiedziała na pytania dziennikarzy gazety. W tym przypadku się nie udało - może w innym ktoś przeczyta, wyciągnie zaskórniaki i pójdzie do banku? Bo nie wie, że wcale nie musi, a pamięć bywa przecież zawodna. "Może rzeczywiście kupiłam tę książkę?"

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (16)
Zobacz także