Nowa hipoteza o aferze Rywina

Według czwórki komentatorów "Rzeczpospolitej", sobotnie zeznania premiera Millera przed sejmową komisją śledczą nie przyniosły oczekiwanego przełomu w badanej przez komisję tzw. sprawie Rywina.

28.04.2003 | aktual.: 28.04.2003 07:54

Profesor socjologii Jadwiga Staniszkis zwraca uwagę, że Miller dystansował się od hipotezy "blefu", choć byłaby ona najwygodniejsza dla SLD i dla niego samego. Jest ona zdania, że jednocześnie Miller otworzył zapasową furtkę ewentualnego oskarżenia prezesa Kwiatkowskiego, podkreślając zaskakującą zmianę jego stanowiska wobec autopoprawki między 10 a 13 lipca, po spotkaniu z Rywinem.

Profesor zwraca uwagę również, że Miller pokazał iż jest świadomy dramatycznego uwikłania władzy. "W toku przesłuchania okazał się zdolny do "autorytatywnej komunikacji", tak ważnej przy sprawowaniu władzy" - pisze profesor Staniszkis.

Znany publicysta Janusz Majcherek zwraca uwagę, że premier przyjął strategię obrony przez kontratak. "Roztoczył wizję ofiary otoczonej przez wrogich polityków i dziennikarzy, dybiących na niego, jego partię, a nawet rządzone przez nich państwo" - zauważa publicysta. Jego zdaniem, jeżeli premier i "jego komilitoni" uważają, że w aferze Rywina są ofiarami spisku zawiązanego z udziałem mediów, wtedy nie ma co liczyć na wyciągnięcie z niej przez nich właściwych wniosków.

Janusz Rolicki, były redaktor naczelny "Trybuny", uważa, że premier stawił się przed obliczem sejmowej komisji śledczej z pragnieniem wywarcia na telewidzach dobrego wrażenia. "Świeży lifting i opalenizna miały służyć wizerunkowi osoby rozluźnionej i pełnej optymizmu" - twierdzi Rolicki. Jego zdaniem, przesłuchanie premiera nie było całkiem banalne. "Okazało się bowiem ponad wszelką wątpliwość - pisze komentator - że za przepisami koncentracyjnymi stał osobiście szef rządu".

Bronisław Wildstein pisze, że sprawa Rywina pokazała zasadnicze braki polskiej demokracji. W imię jej naprawy i wzmocnienia należy poddać je publicznej analizie. Premier tymczasem przedstawiał sprawę Rywina jako niepoczytalny wyskok opętanego chciwością aferzysty. Przyjęcie, że premier zostawił wyjaśnienie sprawy redaktorowi "GW", musi budzić również wątpliwości co do stanu polskiej demokracji.

Obowiązki oraz odpowiedzialność dziennikarzy i premierów powinny być odmiennej natury. Szef rządu ponad wszystko stać winien na straży porządku prawnego. Jeśli trafia na przestępstwo, które, co więcej, dotyczy najwyższych władz w państwie i najbardziej wpływowych osób, to winien zarządzić wobec niego przewidziane prawem postępowanie. Nic z tego, co powiedział premier Miller, nie usprawiedliwia faktu, że tego nie zrobił - pisze Bronisław Wildstein. (mk)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)