PolskaNocne oblicze kampanii wyborczej

Nocne oblicze kampanii wyborczej

Bójki, gonitwy, zasadzki, a nawet walka z
użyciem... bagnetów - takie jest mroczne (nocne) oblicze kampanii
wyborczej, twierdzi "Gazeta Krakowska", według której ekipy
plakatujące Kraków nie mogą narzekać na brak wrażeń w czasie pracy.

12.09.2005 | aktual.: 12.09.2005 10:10

- W dzień kwiatki i uśmiechy, a po zachodzie słońca - zwykli wandale, irytuje się Marek, który rozwiesza plakaty z kandydatami do Sejmu dla jednej z krakowskich firm reklamowych. Marek pracuje po zmroku, bo wtedy jest spokojniej i sprawniej można poruszać się po mieście. Przez noc rozwiesza po 300-400 plakatów.

- Normalnie wyrobiłbym się w ciągu 5-6 godzin, mówi. - Ale muszę jeszcze naprawić to, co zniszczyli wandale, wskazuje na obdarty z papieru "okrąglak".

Tomasz Krawczyk z agencji reklamowej Wenecja wyliczył, że ekipy "oklejające" miasto tracą jedną trzecią czasu pracy na naprawę zniszczeń. Oprócz Wenecji, plakatowaniem ulic w Krakowie zajmują się jeszcze dwie firmy: Filmotechnika i Koneser. Dwie pierwsze mają po ok. 300 nośników reklamowych (okrągłe słupy i tablice), Koneser dysponuje setką. To zawodowcy. Nie wchodzą jeden drugiemu w paradę. Nie mogą sobie jednak poradzić z dzikimi rozlepiaczami.

Nielegalni wkraczają do akcji nad ranem, kiedy z ulic schodzą pracownicy firm reklamowych. Naklejają podobizny kandydatów gdzie popadnie: na drzwiach domów, płotach i cudzych słupach. Z kim jest najwięcej problemów? - Z Ligą Polskich Rodzin, rozkłada ręce Krawczyk. -_ Przed chwilą się dowiedziałem, że w nocy ich kandydat, Jarosław Komorniczak "wyciachał" Ireneusza Rasia w całej Nowej Hucie. Znów będziemy mieli dodatkową robotę._

Razem z "zalepiaczami" nad ranem buszują niszczyciele. Niektórzy zrywają plakaty rywali (nawet konkurentów z tej samej partii), inni zdzierają dla rozrywki. Zmorą plakaciarzy jest emeryt, który każdego ranka podróżuje po mieście z wielkim bagnetem i tnie nim plakaty. W końcu rozlepiacze zastawili na niego zasadzkę. Powiesili kilkanaście nowiutkich plakatów na wielkiej tablicy przy ul. Wielopole i zaczaili się z aparatem fotograficznym. Udało się. Przyłapali mężczyznę na zdrapywaniu podobizny Grażyny Lei (PSL). - Mamy cię! - krzyknął plakaciarz z cyfrówką. I to był jego błąd. Dostał pięścią w twarz. Drugi z detektywów-amatorów musiał uciekać przed ciosami bagnetu. Mężczyzna gonił go przez pół Krakowa. (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)