PolskaNikt nie chciał pomóc, a ojciec katował córkę

Nikt nie chciał pomóc, a ojciec katował córkę

Przez tydzień Roma Korytkowska szukała pomocy dla bitych nastolatków. Była w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie, na policji. Dzwoniła do Niebieskiej Linii dla ofiar przemocy i pod nr 112. Pomoc ruszyła dopiero po telefonie "Gazety Wyborczej".

Ania ma 14,5 roku. Mieszka z rodzicami i młodszym bratem w kamienicy w centrum Szczecina. Ich mama jest nauczycielką, ojciec prowadzi firmę. Ania przyjaźni się z kolegą z klasy, do którego zaczęła przychodzić. To właśnie jego matka Roma Korytkowska zaalarmowała gazetę, gdy wszystkie inne instytucje zawiodły.

Dziewczyna boi się wracać do domu - opowiada Roma Korytkowska. W piątek zmokła i musiała zdjąć sweter. Na ramionach miała ślady po przypalaniu papierosem, na nadgarstkach ślady żyletki. Ania w SMS-ach i na Gadu-Gadu pisze synowi, że tnie się żyletkami i chce popełnić samobójstwo. Wiem, że ma problemy psychiczne. Ktoś musi jej pomóc.

Mieszkamy nad nimi od dwóch lat i co tydzień jest tam awantura. Krzyczy dziewczyna, a potem jej ojciec. Na koniec słychać rzucanie meblami - opowiadają Martyna i Ryszard Żołnowscy. Na początku wzywaliśmy policję. Na pewno raz przyjechali. Bez rezultatu. Nie wiemy, czy dziewczynka jest bita, ale z pewnością ta rodzina potrzebuje pomocy, bo w końcu wydarzy się tam tragedia.

W piątek 27 czerwca pani Roma zadzwoniła pod warszawski numer Niebieskiej Linii. Skierowali ją do Towarzystwa Przyjaciół Dzieci i Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. W TPD też skierowali ją do MOPR. Umówiła się na wtorek.

W sobotę 28 czerwca jej 15-letniego syna pobił ojciec Ani - dwa razy uderzył pięścią w twarz i przypalił papierosem. Interwencja przypadkowo przechodzącej emerytki zapobiegła dalszym obrażeniom. W niedzielę rano pani Roma obie sprawy zgłosiła dyżurnemu na komisariacie policji.

O pobiciu powiedział, że obrażenia wyglądają niegroźnie iże nie kwalifikują się na postępowanie karne. Co do Ani, to spytał, czy mam jakieś dowody, i powiedział, że powinnam porozmawiać z policjantem zajmującym się przemocą wobec dzieci - dwa razy próbowałam się do niego dostać, ale go nie było - opowiada pani Roma.

W szpitalu lekarz podejrzewał złamanie szczęki i skierował 15-latka na prześwietlenie. Obdukcji pani Roma nie zrobiła, bo musiałaby zapłacić za nią 145 zł, a nie miała pieniędzy. Ze skierowaniem z policji obdukcja byłaby bezpłatna, ale policjant jej go nie dał.

Wyczerpana odbijaniem się od drzwi do drzwi, od telefonu do telefonu we wtorek 1 lipca zgodnie z wcześniejszą umową poszła do MOPR. Pani Roma po chwili wyszła, bo usłyszała, żeby przyszła w piątek. Puściły jej nerwy.

W czwartek po telefonie "Gazety" do działu interwencji kryzysowej MOPR z panią Romą spotkał się kierownik tego działu Jacek Ciechowicz. Była z nim psycholog. To bardzo groźna sytuacja. Psycholog stwierdziła, że zachowanie dziewczynki jest wołaniem o pomoc. Powiadamiamy sąd rodzinny - zapowiedział tego samego dnia Ciechowicz.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)