Niezwykły gest Czeczenów. Oddali cześć Polakom zamordowanym przez Rosjan
Ich drogi pewnie nigdy by się nie przecięły, gdyby nie wojna w Ukrainie. W przeddzień rocznicy ostrzelania przez Rosjan Cmentarza Ofiar Totalitaryzmu w Charkowie hołd pomordowanym - razem ze swoim bratem-Polakiem - złożyli czeczeńscy bojownicy z batalionu Szejka Mansura.
23.03.2023 | aktual.: 23.03.2023 07:59
23 marca 2022 roku jedna z rakiet trafiła w betonowe ogrodzenie memoriału, dwie w teren samego cmentarza, niszcząc tabliczki z nazwiskami pomordowanych. Trudno tu mówić o przypadku - ani w bezpośrednim sąsiedztwie, ani tym bardziej na cmentarzu nie były rozlokowane posterunki ukraińskich obrońców Charkowa. Wszystko wskazuje na to, że Rosjanie uderzyli z premedytacją.
- Dla mnie i mojej rodziny to święte miejsce. Żadna propaganda przez pięćdziesiąt powojennych lat nie była w stanie tego zmienić - mówił Wirtualnej Polsce w kilka godzin po uderzeniu Sławomir Wysocki.
Wśród 4302 polskich żołnierzy i cywilów zamordowanych w 1940 roku przez NKWD, a upamiętnionych w tym miejscu, jest ppor. Klemens Wysocki. To brat dziadka Sławomira Wysockiego.
Wysocki odwiedza Charków od lat. Jest tu każdego roku 17 września, w rocznicę napaści ZSRR na Polskę.
"Wybaczcie nam, Bracia Polacy"
O tym, że cmentarz został ostrzelany, dowiedział się od Walentego Bystrichenko. To ukraiński aktywista z Charkowa, którego Polak poznał przed czterema laty. Kiedyś Bystrichenko rozwalał pomniki Lenina i protestował na Majdanie, a w 2019 roku wziął udział w niezwykłej akcji.
Razem z kilkoma mieszkańcami Charkowa wbetonowali przed cmentarzem figurę Matki Boskiej. Na jej cokole jest napis: "Wybaczcie nam, Bracia Polacy, za brak zrozumienia i milczenie w czasie, gdy byliście mordowani w naszym kraju. 1939-1940 r.".
Ich nocna akcja odbywała się bez zezwolenia, ale figurka stoi do dziś.
To znajomy Wysockiego zabezpieczył w zeszłym roku tabliczki z nazwiskami poległych Polaków. Wkrótce wszystkie mają wrócić na miejsce.
Rosyjski atak na cmentarz sprawił, że wojna w Ukrainie nabrała dla Sławomira Wysockiego osobistego charakteru. Od tego czasu, mieszkający w Londynie Polak, dzieli czas pomiędzy pracę, a wyjazdy z pomocą ukraińskim żołnierzom.
Dotychczas takich lotniczo-kolejowych wypraw zaliczył już kilkanaście. Zawozi walczącym kamizelki kuloodporne, obuwie, latarki - wszystko, co da radę ze sobą zabrać i przewieźć, a co może być potrzebne na froncie.
"Za wolność waszą i naszą"
Podczas jednej ze swoich wypraw poznał w Charkowie czeczeńskich bojowników, którzy w słynnym batalionie Szejka Mansura walczą po stronie Ukrainy.
- Oni nie należą do sił zbrojnych Ukrainy, wszystko muszą sobie załatwiać sami. Więc zaczynam wspomagać też ich, bo im ta pomoc jest najbardziej potrzebna - mówi Wysocki.
Zawiózł im jeden transport, drugi, trzeci. Zaczęli o nim mówić "nasz brat". Dowodem największego zaufania z ich strony było zabranie Wysockiego do bazy pod Bachmutem.
- Oni walczą z Rosjanami, ale nie w swoim kraju, tylko broniąc Ukrainy. Myślą: "Mój główny wróg to Putin. Gdziekolwiek mogę z nim walczyć, będę walczył". Ciągle wierzą, że jak pokonają Putina, to Ukraińcy pomogą im wyzwolić Czeczenię. Czyli oddają swoje życie "za wolność waszą i naszą". To jest tak polskie, tak historycznie nasze, że ja się czuję częścią tego - mówi Wysocki.
Czeczeni wykonali piękny gest. Ponieważ wyjeżdżali właśnie z Charkowa do Bachmutu, odwiedzili ze Sławomirem Wysockim Cmentarz Ofiar Totalitaryzmu w przeddzień rocznicy ostrzelania go przez Rosjan.
- Rozwiesiliśmy flagę Polski i Ukrainy. Zapaliliśmy znicz, który dostałem z Instytutu Pamięci Narodowej. Tak wzruszony, jak w tamtej chwili nie byłem już dawno - mówi Wysocki. - Trudno uwierzyć, że to miejsce połączyło mnie przyjaźnią najpierw z Ukraińcem Walentym, a teraz z Czeczenami, których pewnie nigdy bym nie poznał, gdyby nie wojna.
Paweł Wiejas, dziennikarz Wirtualnej Polski