Nieznane akta katyńskie w MSZ
W Niemczech odnaleziono liczące ponad 10 tys.
stron archiwum dotyczące prób uwolnienia z sowieckiej niewoli
kilkuset polskich oficerów, z których większość zginęła w Katyniu.
Korespondencję w tej sprawie Rosjanie prowadzili nawet wtedy, gdy
z rozkazu Stalina jeńcy zostali już zamordowani - informuje
"Gazeta Wyborcza".
02.08.2005 | aktual.: 02.08.2005 07:00
Akta znalazły się w niemieckim MSZ. To 26 teczek po 400 stron każda. Teczki noszą tytuł: "Polscy jeńcy wojenni 1939-1941". O ich istnieniu Niemcy powiadomili IPN po tym, jak pion śledczy Instytutu zwrócił się do nich o pomoc prawną w ramach wszczętego w 2004 r. śledztwa w sprawie mordu katyńskiego. W ubiegłym tygodniu prokuratorzy IPN byli w Berlinie i przeglądali akta - podaje dziennik.
Dokumentują one przede wszystkim starania rodzin polskich oficerów o zwolnienie ich z sowieckich obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Większość rodzin usiłowała uwolnić jeńców, przekonując hitlerowskie MSZ, że mają oni niemieckie pochodzenie - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Prokuratorzy z IPN nie policzyli jeszcze, ilu oficerów starano się w ten sposób zwolnić z obozu. "Listów od rodzin jest ok. 1000. Starania urzędowe podjęto w przypadku ponad 500 oficerów" - powiedziała dziennikowi prowadząca polskie śledztwo prok. Małgorzata Kuźniar-Plota z IPN.
IPN nie chce na razie podawać nazwisk oficerów, których akta zostały odnalezione, bo nie wiadomo, czy starania o uwolnienie z powodu niemieckiego pochodzenia były tylko inicjatywą rodzin, czy odbywały się za zgodą jeńców. Już po pobieżnym przejrzeniu danych prokuratorzy odkryli, że wielu z jeńców, o których uwolnienie się starano, znalazło się wśród ofiar zbrodni katyńskiej - pisze gazeta.
Prokurator Kuźniar-Plota mówi, że najbardziej wstrząsnęło nią to, że korespondencję w sprawie uwolnienia jeńców Rosjanie prowadzili z hitlerowskim MSZ już po wymordowaniu jeńców wiosną 1940 r. Wymiana pism trwała do wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w czerwcu 1941 r. - pisze "Gazeta Wyborcza".
Rosjanie nadal przesyłali stronie niemieckiej odmowy zwolnienia poszczególnych oficerów z adnotacją, że "niemieckie pochodzenie danej osoby nie zostało wystarczająco udokumentowane". Niemieckie władze odpowiadały na te pisma, a rodziny oficerów przystępowały do kolejnych interwencji. "Tymczasem ludzie, których to dotyczyło, dawno już nie żyli" - mówi dziennikowi prok. Kuźniar-Plota.(PAP)