Niezapomniane tchórzostwo kapitana. 10 lat od katastrofy Costa Concordia

Ogromne, luksusowe statki to od lat jeden z symboli Włoch. W lokalnych portach nietrudno trafić na ogromne jednostki, które przyciągają tysiące chętnych na niezapomniany rejs. Dokładnie 10 lat temu jeden z wycieczkowych statków uderzył w skały na Morzu Śródziemnym. Jak doszło do tej niewyobrażalnej tragedii?

Tchórzostwo kapitana, ostatni rejs giganta. 10 lat od katastrofy Costa Concordia
Tchórzostwo kapitana, ostatni rejs giganta. 10 lat od katastrofy Costa Concordia
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons | Rvongher
Katarzyna Łapczyńska

13.01.2022 12:54

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Luksusowe statki od wielu lat oferują ekskluzywne rejsy dla wymagających klientów. Wiele z nich na stałe porusza się po Morzu Śródziemnym. Nie inaczej było z jednostką Costa Concordia, która podczas swojego debiutu w 2005 roku była największym statkiem wycieczkowym w Italii. Jej budowa pochłonęła ok. 460 mln euro. Wielkość mogła imponować - statek operatora Costa Crociere był większy nawet od słynnego Titanica. 

10 lat od katastrofy Costa Concordia

Costa Concordia była luksusowa i nie ma w tym określeniu ani grama przesady. Na pokładzie znajdowały się cztery baseny, kasyno oraz SPA. Nie brakowało także restauracji, barów oraz innych rozrywek. Statek mógł pomieścić 3780 pasażerów. 

Przez kilka lat użytkowania jednostka nie sprawiała problemów. 13 stycznia 2012 roku Costa Concordia opuściła Civitavecchia we Włoszech. W planach załogi był tygodniowy rejs po Morzu Śródziemnym. Na pokładzie znajdowało się wtedy 3206 pasażerów oraz 1023 członków załogi. 

Niestety, kilka godzin później doszło do tragedii. Statek uderzył w najmniejszą z wysepek Le Scole. W początkowych zeznaniach po katastrofie kapitan Francesco Schettino twierdził, że skała była nieoznaczona na mapach, którymi dysponował.

Śledztwo wykazało jednak, iż najpewniej celowo próbował się przecisnąć przez przesmyk, doprowadzając do wypadku. Pięć przedziałów statku zostało uszkodzonych, a następnie zalanych. Niedługo po tym jednostka zaczęła się przechylać na prawą burtę i ostatecznie osiadła na mieliźnie. 

Francesco Schettino antybohaterem Włoch

Francesco Schettino stał się negatywnym bohaterem tej historii. Kapitan po zderzeniu szybko opuścił statek, łamiąc wszelkie zasady żeglugi. Zamiast pomagać w ratowaniu ludzi, uciekł. Włoch nie da się przekonać do powrotu nawet kapitanowi Gregorio De Falco z portu w Livorno, który namawiał Schettino, by powrócił na Costa Concordię. 

Miał być dowódcą, kapitanem. Miał nadzorować akcję ratunkową. Uciekł. Chaos nie pomagał w ratowaniu ludzi. Ostatecznie w katastrofie śmierć poniosły 32 osoby, a ponad 60 zostało rannych. Zmarznięci pasażerowie walczyli o ocalenie swojego życia, płynąc do brzegu w łodziach ratunkowych. Byli zziębnięci i przemoczeni. Nie tak wyglądać miał ich rejs marzeń. Na lądzie poszkodowanym pomagało wiele osób, w tym lokalny kapłan, który otworzył dla nich kościół. 

Ostatecznie kapitan Francesco Schettino nie uniknął kary. Został aresztowany już 15 stycznia 2012 roku. Po długim i szczegółowym śledztwie Włoch został skazany na 16 lat więzienia. Uznano go za winnego śmierci 32 osób.

Ustalono, że Schettino celowo chciał przepłynąć pomiędzy skałami, narażając zdrowie i życie pasażerów. Chciał zaimponować gościom oraz swojej przyjaciółce. Istotną okolicznością obciążająca był również fakt, iż kapitan jako jeden z pierwszych uciekł z tonącego statku. 

Usunięcie wraku nie lada wyczynem

Po czasie problemem stał się wrak Costa Concordii, którego usunięcie było wyzwaniem dla służb. Istniały obawy, iż uszkodzony kadłub się rozpadnie. Operacją kierował Nick Sloane z Republiki Południowej Afryki. Podczas 19 godzin prac wykorzystano platformy, dźwigi i ok. 500 osób. Akcja zakończyła się powodzeniem we wrześniu 2013 roku. Wrak znajdował się więc w wodzie kilkanaście miesięcy. Jego zdjęcia przez długi czas obiegały internet. 

Ogromne, luksusowe statki wycieczkowe nadal pływają po Morzy Śródziemnym. Kapitanowie są jednak znacznie bardziej wyczuleni na względy bezpieczeństwa, a dobór załogi odbywa się z ogromną starannością. Włosi nie chcą, aby kiedykolwiek powtórzyła się sytuacja z kapitanem uciekającym z tonącego statku. 

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Komentarze (44)