Niewolnicy płatnego seksu
Nie ma szczęśliwych prostytutek. Wszystkie są ofiarami. Winni są klienci. Ale oni też potrzebują pomocy.
Niedziela, wcześnie rano, duże miasto gdzieś w Polsce. Do konfesjonału, w którym ksiądz spowiada przed pierwszą Mszą św., podchodzi młoda kobieta. – Ja wiem, że nie mogę dostać rozgrzeszenia – mówi. – Ale chcę przynajmniej porozmawiać. Jestem prostytutką.
Zaczyna się rozmowa. Kobieta opowiada o samotności, o potrzebie głębszych uczuć, o ludzkiej niegodziwości, o braku szczęścia. Ksiądz jest poruszony. „Czy musisz to robić?” – pyta w końcu. „A co, weźmie ksiądz na utrzymanie mnie i moje dziecko?” – pyta ironicznie kobieta. Dziękuje za rozmowę i odchodzi. Klęka w ławce, wygląda jak każda modląca się w kościele kobieta. Ksiądz błogosławi. Ma poczucie całkowitej bezradności.
Nierządnica u papieża
Kiedy w maju 2000 roku ks. Oreste Benzi przyprowadził do Jana Pawła II zakażoną wirusem HIV byłą prostytutkę, media potraktowały to wyłącznie w kategoriach sensacji. Świat obiegły zdjęcia Następcy św. Piotra, który głaszcze po twarzy wzruszoną Nigeryjkę. Rok później kobieta zmarła.
Ks. Benzi od lat zajmuje się walką z prostytucją i ratowaniem kobiet zmuszanych do nierządu. W czerwcu br. był w Watykanie uczestnikiem wyjątkowego spotkania. Papieska Rada ds. Duszpasterstwa Migrantów i Podróżujących po raz pierwszy zorganizowała konferencję poświęconą walce z prostytucją. „Kościół czuje się szczególnie powołany do obrony praw kobiet” – mówił przewodniczący Rady kard. Stephen Fumio Hamao i wyjaśniał, że „prostytucja, handel kobietami, turystyka seksualna obrażają godność kobiety i są poważnym naruszeniem jej praw”. „Może kongres będzie kroplą słodkiej wody w słonym morzu ludzkiego cierpienia” – mówił jeden z uczestniczących w spotkaniu arcybiskupów. W spotkaniu wzięło udział 50 osób z 24 krajów – biskupi, księża, osoby zakonne i świeckie.
Miliardy dolarów z handlu ludźmi
Trzy tygodnie po zakończeniu sympozjum opublikowany został raport. Prostytucję nazwano w nim jedną z form współczesnego niewolnictwa. Według szacunków Międzynarodowej Organizacji Pracy, ponad 12 mln osób zmuszanych jest dziś do pracy niewolniczej. Prawie dwa i pół miliona z nich – w tym liczne prostytutki – to ofiary handlu żywym towarem. Oblicza się, że jego organizatorom przynosi on roczny dochód wysokości 10 mld dolarów.
Handel żywym towarem, zwłaszcza kobietami i dziećmi, dotyczy głównie krajów rozwijających się. Na przykład w Tajlandii liczbę prostytutek szacuje się na 150–200 tys., z czego 35 tys. stanowią osoby niepełnoletnie. Ale także Polska jest dotknięta tym zjawiskiem. Dotychczas powszechnie uważano, że Polki są sprzedawane do zachodnich domów publicznych.
Siostra Anna Bałchan, z powstałego cztery lata temu Stowarzyszenia im. Maryi Niepokalanej na rzecz Pomocy Dziewczętom i Kobietom, zwróciła ostatnio uwagę, że sytuacja ulega zmianie. – Coraz częściej uprowadzone osoby nie są już wywożone za granicę. Dawniej Polska była krajem tranzytowym, przez który przewożono kobiety, dziewczęta i młodych mężczyzn na Zachód. Obecnie Polska jest też krajem docelowym – twierdzi.
Dla kasy
Jak wynika z przeprowadzonych kilka lat temu przez seksuologów Zbigniewa Izdebskiego i Agnieszkę Konarkowską-Lecyk badań wśród pracownic polskich agencji towarzyskich (w Polsce pod tą nazwą funkcjonują instytucje nazywane dawniej „domami publicznymi”), dla 97,5 procent z nich najistotniejszym powodem, dla którego zdecydowały się prostytuować, był motyw ekonomiczny. Pieniądze wymieniały najczęściej jako czynnik, który skłonił je do decyzji o zatrudnieniu. Istotnym powodem była również chęć osiągnięcia szybkiego zysku. Liczna grupa podała jako najważniejszy powód zatrudnienia w agencji towarzyskiej chęć podwyższenia standardu życia. W momencie podjęcia pracy w agencji bez środków do życia było 24,17 procent kobiet. „Godzina z dziewczyną” kosztuje w polskich agencjach średnio od 80 do 150 złotych. Podobne ceny proponują kobiety pracujące „na własny rachunek”, umieszczające swe oferty w Internecie. O wiele tańsze są kobiety sprzedające swe ciało przy drogach, nazywane często „tirówkami”. Biorą od 50 do nawet
tylko 20 złotych. Jak wynika z dostępnych danych, z ich „usług” wbrew rozpowszechnionej opinii korzystają nie tylko, a być może nawet nie w większości, kierowcy wielkich ciężarówek. Często na skraju drogi samochody zatrzymują „porządni” mężowie i ojcowie rodzin. Wydatek takiego rzędu łatwiej jest ukryć przed żoną.
Klient chce dominować
Ks. Oreste podkreśla moralną odpowiedzialność klientów prostytutek. W czasie watykańskiego sympozjum s. Eugenia Bonetti, zajmująca się we Włoszech problemem handlu kobietami, zapytała: „Wszyscy mówią, że bycie »kobietą na ulicy« jest złem, ale gdy widzę sześć samochodów stojących w kolejce do czternastolatki, dlaczego nie słyszę, że czymś gorszym jest bycie »mężczyzną na ulicy«?”.
W raporcie po sympozjum stwierdzono, że paradoksalnie również „klient” prostytutki to w pewnym sensie „niewolnik”. Większość z nich jest po czterdziestce, jednak wzrasta liczba młodych ludzi. Badania wykazują, że coraz więcej mężczyzn szuka u prostytutek nie tyle wyżycia seksualnego, ile dominowania. W relacjach społecznych i międzyosobowych doświadczają oni utraty władzy i męskości. Nie czują się respektowani. Nad prostytutką mogą przez określony czas całkowicie dominować.
Płatny seks wcale jednak nie rozwiązuje ich problemów płynących z samotności, frustracji czy braku autentycznych relacji międzyludzkich. Z jednej zatem strony „klientom” prostytutek należy się społeczna dezaprobata i konsekwencje karne, które prawo często już przewiduje. Niemniej trzeba im też pomóc w rozwiązywaniu ich najgłębszych problemów.
Kto pomoże?
Czy właściwą drogą jest ta wybrana przez Szwecję? W 1999 roku zakazano tam „kupowania usług seksualnych”. Od tego czasu liczba prostytutek w Szwecji spadła sześciokrotnie.
A może właściwą drogą jest postępowanie policji w Chicago, która w Internecie umieszcza zdjęcia klientów prostytutek? Podobno także polskie rodziny mogą tam znaleźć portrety swoich ojców, mężów, braci...
Nie wiadomo dokładnie, ile jest w Polsce prostytutek. Według jednych danych – około 14 tys., w tym około 2,5 tys. cudzoziemek. Według innych danych, tylko w Warszawie jest ok. 1,5 tys. agencji towarzyskich i cztery tysiące prostytutek.
Wiadomo, że jeśli szukają pomocy Kościoła, mogą ją znaleźć w Katowicach w stowarzyszeniu siostry Bałchan, we Wrocławiu w powiązanej ze stowarzyszeniem Misji Dworcowej i w Warszawie u ks. Mirosława Jaworskiego, szefa tamtejszej Caritas. A w innych miejscowościach? Brak danych.
Ks. Artur Stopka