Nietykalny, bo związkowiec

Sąd pracy nakazał przywrócenie do pracy Tomasza S., człowieka, który zorganizował w łódzkim pogotowiu ohydny proceder "handlu skórami" - pisze "Gazeta Wyborcza".

23.09.2003 | aktual.: 23.09.2003 07:36

Sąd formalnie ma rację: dyrektor pogotowia nie mógł zwolnić z pracy Tomasza S., bo przysługuje mu - jako działaczowi związkowemu - szczególna ochrona.

Prawo jest prawem, ale w tym przypadku obraża poczucie sprawiedliwości. Bo nieważne staje się, czy zarzuty prasy i prokuratury się potwierdzą: że to Tomasz S. zainicjował "handel skórami", który doprowadził do uśmiercania pacjentów, że opóźniał wyjazdy karetek do umierających, że przyjmował kolosalne łapówki od zakładów pogrzebowych - podkreślają komentatorzy "GW" Tomasz Patora i Marcin Stelmasiak.

Nieważne też, czy związek zawodowy, który założył Tomasz S., był organizacją pracowniczą, czy tylko przykrywką dla przestępczej działalności. Do czasu wydania prawomocnego wyroku - a zajmie to sądowi z pewnością kilka lat - Tomasz S. może w roli niewinnego, prześladowanego związkowca pracować w pogotowiu.

Dyrekcja łódzkiego pogotowia zrobiła od wybuchu nekroafery wiele, by odzyskać zaufanie pacjentów. By nikt się nie bał wzywać pomocy, by ratujący życie nie byli postrzegani jak mordercy. Czy ten wysiłek ma obrócić wniwecz przepis zapewniający związkowcom - wszystkim jak leci - nietykalność? - stawiają pytanie komentatorzy "GW".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)