"Nieszczęsna" debata Wałęsa-Miodowicz
Telewizyjna debata Wałęsa-Miodowicz miała być z założenia pojedynkiem zakończonym bezapelacyjnym zwycięstwem partii i wielką przegraną charyzmatycznego wodza „Solidarności”. Przewodniczący OPZZ Alfred Miodowicz tak pewny był swego zwycięstwa, że sam zaproponował telewizyjne spotkanie Wałęsie. Zamierzał udowodnić, że nic nie jest w stanie zaszkodzić partii. I udowodnił - siłę „Solidarności” i bezapelacyjne zwycięstwo Lecha Wałęsy. Rozmowa określona później przez Wojciecha Jaruzelskiego jako „nieszczęsna” odbyła się 30 listopada 1988 roku.
20.01.2004 | aktual.: 29.01.2004 10:17
Debata transmitowana była na żywo. Przewodniczący „Solidarności” siedział po prawej, Miodowicz po lewej stronie, między nimi stał brązowy słup z zegarem odmierzającym czas. Obaj byli w garniturach. Miodowicz w czarnej koszuli, bez krawata.
„Sam fakt dzisiejszego spotkania mówi sam za siebie - nic z żądań mojej strony nie zostało spełnione. Pan, członek KC, mógł sobie pozwolić na spotkanie, o które ja prosiłem siedem lat. Pan mógł dyktować warunki, ja nie mogłem żadnego warunku postawić” - powiedział Lech Wałęsa na początku rozmowy. Samo dzisiejsze spotkanie świadczy, że jednak jest wolność i są warunki do poważnych reform w naszym kraju” - z przekonaniem zapewniał Miodowicz.
"Po dzisiejszym naszym spotkaniu nic tu dobrego nie wyjdzie, poza tym, że po raz pierwszy może Polska zobaczy Wałęsę. Ale niech się wreszcie władza nie boi ludu swego. Przecież ten lud zrozumie, jeśli się mu powie prosto” – grzmiał Wałęsa. Kiedy Miodowicz chciał rozmawiać o szczegółach, o tym, czym władza powinna się zająć i co musi – jego zdaniem - być w Polsce zrobione, Wałęsa natychmiast zareagował:” Ja nie mam czasu, nie mam ochoty i nie chcę oszukiwać społeczeństwa, że coś się robi, a nic się nie będzie robiło. Gromadzi się materiał niezadowolenia i po jakimś czasie wybucha. Trzeba temu materiałowi dać ujście. Tyle rzeczy zniszczyliśmy, tyle pięknych haseł zniszczyliśmy, że już czas jest więcej nie niszczyć. Musimy się porozumieć dla Polski.”
” Ale pan, panie Wałęsa, widzi, że w tym kierunku idziemy. Idziemy, idziemy, panie Wałęsa” - powtarzał Miodowicz._ „Idziecie piechotą krok po kroku, a tu samochodami świat jedzie. Jak będziecie tak szli, to będziemy mieli efekty za 200-300 lat”_ - krzyczał Wałęsa. ” Ale wsiądziemy do tego samochodu, wsiądziemy” - próbował stonować rozmowę Miodowicz.
” Pan chce, żebym wstąpił na kolanach do pana, a ja nie chcę, ja chcę być sobą. I tak samo mówią nasi ludzie. Chce być młodzież sobą - dajmy jej te prawa. Chce być stocznia sobą - dajmy jej te prawa. Wywalczymy to, czy się panu podoba czy nie, bo to są wyzwania epoki” - zapewniał rozmówcę przewodniczący „Solidarności.
”Jeśli pan podejmie męską decyzję, że jest miejsce dla "Solidarności" - natychmiast zakasujemy rękawy i bierzemy się z Polską do roboty, bo czas ucieka, bo młodzież ucieka. Ale jeśli pan będzie miał monopol, a ja nie będę miał prawa życia, no to, wybacz pan. To już ja nie uczestniczę w tym, bo pan mi nie daje prawa, a ja panu daję ” - krzyczał Wałęsa”. ” Ale powiedziałem, że wsiądziemy w te samochody” - powtarzał Miodowicz.” Trzymam pana za słowo. Mam nadzieję, że wsiądziemy, mam nadzieję, że zabierzemy ze sobą ludzi, bo jesteśmy przede wszystkim dla nich” -zakończył rozmowę przewodniczący „Solidarności”.
Debata lidera "Solidarności" i ówczesnego szefa OPZZ była znakiem, że kończy się PRL i zaczyna nowa epoka. Miała umocnić wizerunek partii, tymczasem nie tylko przyspieszyła decyzję Biura Politycznego KC PZPR o legalizacji „Solidarności”, ale także za sprawą „ tej nieszczęsnej rozmowy” zadecydowano o terminie rozpoczęcia obrad Okrągłego Stołu. (iza)