Niespodziewane skutki zabicia bin Ladena

Czy śmierć Osamy bin Ladena może przyspieszyć zakończenie wojny w Afganistanie, która wykrwawia ten kraj i międzynarodowe siły? Niektórzy amerykańscy analitycy twierdzą, że tak. Nie zgadza się z nimi polski ekspert, Tomasz Otłowski. Powody, przez które Afganistan tak wiele razy znalazł się w ogniu walk, nie zginęły w nocy z 1 na 2 maja tego roku wraz z liderem Al-Kaidy - ocenia i dodaje, że "męczeńska" śmierć bin Ladena może nawet pogorszyć sytuację na froncie...

Niespodziewane skutki zabicia bin Ladena
Źródło zdjęć: © AFP | Bay Ismoyo

15.05.2011 | aktual.: 15.05.2011 15:00

Zabicie przez amerykańskich komandosów lidera Al-Kaidy Osamy bin Ladena wywołało falę spekulacji i analiz, próbujących określić skutki tego najważniejszego od dekady wydarzenia w wojnie z islamskim ekstremizmem. Najwięcej w tym kontekście mówi się o przyszłości relacji amerykańsko-pakistańskich, o wpływie faktu eliminacji szefa Al-Kaidy na jej dalszą aktywność i na samą wojnę z terrorem. Tymczasem jednym z ważniejszych, a póki co stosunkowo najmniej omawianych, aspektów śmierci bin Ladena wydaje się być jej wpływ na przyszłość wojny w Afganistanie.

O tym, że nie jest to abstrakcyjne zagadnienie, może świadczyć rosnąca lawinowo w ostatnich dniach ilość komentarzy i publikacji medialnych w Stanach Zjednoczonych, sugerujących konieczność amerykańskiej rewizji strategii wobec Afganistanu. Tłem tych wystąpień jest oczywiście śmierć bin Ladena, a ich wspólny przekaz brzmi: eliminacja twórcy i lidera Al-Kaidy z pewnością osłabi afgańskich talibów, ograniczając aktywność międzynarodowych dżihadystów w Afganistanie, należy więc obecnie pójść za ciosem i podjąć działania polityczne na rzecz szybszego zakończenia wojny w tym kraju.

Czy jednak naprawdę śmierć bin Ladena może mieć aż tak pozytywny wpływ na to, co dzieje się w Afganistanie?

Niestety, wiele wskazuje na to, że nie. Wbrew temu, co twierdzi dziś wielu (głównie amerykańskich) ekspertów, nie wydaje się, aby z czysto wojskowej (operacyjnej) perspektywy fakt wyeliminowania szefa Al-Kaidy mógł mieć jakiś zauważalny pozytywny wpływ na sytuację w Afganistanie. Organizacja ta, choć w ostatnich latach znacznie zwiększyła swe zaangażowanie w kampanii afgańskiej, jest tylko sojusznikiem rebeliantów skupionych wokół ruchu talibów mułły Mohammada Omara, czyli głównej siły walczącej z obecnym rządem w Kabulu i wojskami ISAF. Sojusznikiem ważnym, ale nie determinującym politykę i strategię afgańskiego Talibanu. Związki talibów z Al-Kaidą, choć zażyłe i bliskie, mają na razie jedynie operacyjny wymiar (zresztą ku ewidentnej rozpaczy kierownictwa Al-Kaidy, które od dawna usiłuje bezskutecznie nakłonić afgańskich talibów do przyjęcia bardziej globalnego charakteru działań i zainteresowań). Nawet więc gdyby aktywność Al-Kaidy w Afganistanie miała się załamać wskutek utraty przywódcy - co nie jest
raczej prawdopodobne - to i tak Talibowie byliby w stanie dalej prowadzić swą rebelię.

Obecność i zaangażowanie bojowych struktur Al-Kaidy w tym kraju, mające bogatą już historię, wynikają z głęboko uwarunkowanych strategicznie i ideologicznie przesłanek, które nie zginęły wraz z Osamą bin Ladenem w nocy z 1 na 2 maja br. Przypomnijmy, w wymiarze krótkookresowym (perspektywa najbliższych ok. pięciu lat) podstawowym celem działania Al-Kaidy w Afganistanie pozostaje odzyskanie władzy przez talibów i ponowne utworzenie Islamskiego Emiratu Afganistanu. W dalszym horyzoncie czasowym (najpewniej ok. 5 - 10 lat) Al-Kaida planuje, po zdestabilizowaniu sytuacji w Pakistanie i przejęciu tam władzy przez islamskich ekstremistów, doprowadzić do utworzenia emiratu Chorasanu. Ten połączony afgańsko-pakistański organizm polityczny, zarządzany według zasad "czystego islamu" i nawiązujący do historycznej krainy z okresu pierwszych kalifów, byłby z kolei ważnym krokiem ku realizacji zasadniczego celu Al-Kaidy, jakim jest powołanie nowego ogólnoislamskiego kalifatu. Warto pamiętać, że zasadnicze zręby tych
strategicznych celów organizacji założonej ongiś przez bin Ladena sprecyzował nie on sam, ale jej główny ideolog, szejk Ajman az-Zawahiri - najpewniejszy kandydat do objęcia schedy po zabitym niedawno emirze.

Dążenie do przywrócenia władzy talibów w Kabulu w naturalny sposób warunkuje konieczność aktywnego zaangażowania się Al-Kaidy w wojnę afgańską. Jeszcze kilka lat temu organizacja ta udzielała afgańskim talibom "wyłącznie" wsparcia organizacyjnego, finansowego i szkoleniowego (na terenie Pakistanu). Dziś zapewnia afgańskim rebeliantom także wysokiej klasy "specjalistów", m.in. w zakresie konstrukcji zaawansowanych technologicznie improwizowanych ładunków wybuchowych (IED). Dostarcza również ochotników, mających przeprowadzać zamachy samobójcze. To zresztą ciekawy fenomen - talibowie sami nie organizują tego typu ataków, a każdy zamachowiec-samobójca mający wykonać misję w Afganistanie werbowany jest i szkolony przez ludzi Al-Kaidy.

Od niedawna obserwujemy również w wojnie afgańskiej żywiołowe nasilenie relatywnie nowego trendu - bezpośredniego, wojskowego (tj. innego niż ściśle terrorystyczne) zaangażowania struktur globalnego dżihadu w działania talibów. Dotyczy to zarówno formacji samej Al-Kaidy (głównie jej osławionej Lashkar al-Zil, czyli Armii Cieni), jak i innych grup islamistycznych blisko związanych z organizacją bin Ladena (Lashkar-e-Toiba, Jaish-e-Mohammed, Unia Islamskiego Dżihadu, Islamski Ruch Uzbekistanu i in.). Miarą skali tego zjawiska jest m.in., raportowany przez śledzące ten temat niezależne źródła, wzrost liczby dystryktów w Afganistanie, w których odnotowano stałą obecność Al-Kaidy i jej sojuszniczych ugrupowań islamistycznych. Jeszcze rok temu donoszono o tego typu aktywności w 46 afgańskich dystryktach w 16 (na ogólną liczbę 34) prowincjach. Obecnie jest to już co najmniej 60 dystryktów w 20 prowincjach kraju. Zjawisko to dotyczy głównie wschodnich i południowo-wschodnich prowincji afgańskich (w tym Ghazni).
Coraz częściej jednak oddziały bojowe Al-Kaidy i innych grup dokonują zaawansowanych operacji w głębi kraju, najczęściej współpracując z lokalnymi jednostkami talibów.

Coraz częściej zdarza się także, że doświadczeni "weterani dżihadu" z Al-Kaidy - głównie Arabowie, Czeczeni i Pakistańczycy (choć zdarzają się ponoć również biali konwertyci z Europy) - obejmują bezpośrednie dowodzenie oddziałami talibów. Mechanizm ten ma nie tylko zwiększyć efektywność i sprawność bojową talibów, ale też najpewniej zintensyfikować ideologiczne oddziaływanie Al-Kaidy na ruch talibski. Wszystko zapewne przez fakt, że afgańscy talibowie - w przeciwieństwie do ich pakistańskich pobratymców z Tehrik-e-Taliban Pakistan - wciąż jeszcze nie wykazują dostatecznego (z punktu widzenia Al-Kaidy) zapału do idei ogólnoświatowego dżihadu, preferując koncentrowanie się na własnych, "zaściankowych" celach w Afganistanie…

Trudno więc zakładać, że Al-Kaida z powodu śmierci jej charyzmatycznego założyciela mogłaby zrezygnować dziś ze swych celów, do których dąży już ponad dwie dekady. Osama bin Laden stał się "męczennikiem za sprawę" i należy się obawiać, że to tylko jeszcze bardziej uatrakcyjni ideowy przekaz Al-Kaidy i wzmocni jej determinację. To zaś może oznaczać tylko jedno: eskalację wojny w Afganistanie, zamiast - jak chcieliby niektórzy - jej stopniowego wygaszania…

Tomasz Otłowski specjalnie dla Wirtualnej Polski

Autor jest analitykiem w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Tezy i opinie zawarte w tekście nie są oficjalnym stanowiskiem BBN, wyrażają jedynie opinie autora.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)