Niesłusznie spędził 12 lat w areszcie, wywalczył rekordowe odszkodowanie. Mamy dokumenty z sądu
Czesław Kowalczyk z Gdyni niesłusznie spędził w areszcie 12 lat. Mężczyzna po wyjściu na wolność otrzymał najwyższe w historii Polski odszkodowanie oraz zadośćuczynienie w wysokości 2,7 mln zł. Domagał się 15 mln zł. Wirtualna Polska dotarła do wyroku sądu w tej sprawie.
10.10.2018 05:46
Kowalczyk trafił do aresztu w 1999 roku. Miał 33 lata. Śledczy uwierzyli wtedy fałszywym zeznaniom gangsterów, a także narzeczonej zabitego, którzy wskazali niewinnego mężczyznę jako mordercę byłego mistrza Polski w jeździectwie Adama K.
Kowalczyk został skazany na dożywocie, zamienione później na 25 lat pozbawienia wolności. Blisko połowę kary spędził w jednoosobowej celi jako groźny przestępca. Dopiero po ponad 12 latach milczenia, jeden ze zleceniodawców zabójstwa wyznał, kogo w rzeczywistości wynajął do dokonania brutalnego morderstwa. Kowalczyk opuścił areszt, a 21 sierpnia 2012 roku został prawomocnie uniewinniony.
Po wyjściu z aresztu, wniósł pozew o zasądzenie kwoty 15 milionów złotych tytułem odszkodowania i zadośćuczynienia od Skarbu Państwa. W 2016 roku Sąd Okręgowy w Gdańsku przyznał mu kwotę 2,7 mln złotych. To jak dotąd najwyższa w Polsce wypłacona kwota za niesłuszny areszt.
Dotarliśmy do uzasadnienia wyroku gdańskiego sądu. W kontekście głośnej sprawy Tomasza Komendy, może ono (ale wcale nie musi) być brane pod uwagę przy rozstrzyganiu sprawy o odszkodowanie za lata spędzone za kratami i doznane cierpienia.
Stracił 8 zębów, wymaga leczenia
Sąd analizując argumenty podnoszone przez Czesława Kowalczyka, odkrył wiele szokujących faktów. Przez pięć lat mężczyzna był traktowany jako szczególnie niebezpieczny skazany. Wiązało się to z przebywaniem w jednoosobowej celi i częstymi osobistymi przeszukaniami. – Z celi nie wychodził o własnych siłach, tylko musiał się rozbierać. Nie mógł mieć rzeczy osobistych, nie mógł chodzić na siłownię, do biblioteki (…) Raz w tygodniu mógł skorzystać z łaźni, nie mógł pracować – czytamy w sądowych aktach.
- W okresie od 15 stycznia 1999 r. do 20 kwietnia 2011 r. Czesław Kowalczyk stracił 8 zębów, stan jego uzębienia uległ pogorszeniu (…) W wyniku przebywania w areszcie doznał trwałych zmian w osobowości. Stracił umiejętność nawiązywania i podtrzymywania relacji międzyludzkich, aspiracji, dążenia do realizacji celów. (…) Wymaga leczenia psychiatrycznego w warunkach ambulatoryjnych oraz długoterminowej psychoterapii – twierdzi gdański sąd.
- W piśmie procesowym z dnia 27 listopada 2013 r. wnioskodawca wskazał, że domaga się 3 milionów złotych odszkodowania za szkodę tytułem utraconych zarobków oraz 12 milionów złotych zadośćuczynienia za doznaną krzywdę – czytamy. W kwocie odszkodowania Kowalczyk zawarł m.in. koszty obrony przed sądem - 164 tys. zł, koszty leczenia stomatologicznego - 51 tys. zł oraz 50 tys. zł z powodu dewastacji budynku, w którym mieszkał przed zatrzymaniem.
Ani razu nie widział się z synem
Po przeanalizowaniu dowodów, sąd uznał, że kwota 15 milionów złotych jest zbyt wysoka. Przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości za mało wiarygodne uznali zeznania części świadków, a także informacje o tym, że przed osadzeniem mężczyzna zarabiał 10 tys. zł miesięcznie.
Według gdańskiego sądu, kwota 2,7 miliona złotych jest współmierna do krzywd poniesionych przez Kowalczyka. - Ponad 12 - letni czas trwania izolacji, warunki panujące w areszcie, rygory tymczasowego aresztowania, rozmiar cierpień, poczucie krzywdy, pozbawienie możliwości wykonywania pracy, osobistej pieczy i wychowania syna, rozwoju osobistego - czytamy w aktach.
- W chwili zatrzymania, prowadził z konkubiną wspólne gospodarstwo domowe, na utrzymaniu miał 4-letniego syna, stanowili rodzinę pozostającą ze sobą w ciepłej, bliskiej i serdecznej relacji (..). Więź z partnerką i dzieckiem uległa osłabieniu i zerwaniu (…). Wnioskodawca przez cały okres aresztu nie miał widzenia z synem (…). Resumując Sąd Okręgowy uznał, iż kwota 221,5 tys. zł. tytułem odszkodowania oraz kwota 2,5 mln zł tytułem zadośćuczynienia stanowią właściwy ekwiwalent za szkodę i krzywdę – czytamy w aktach sprawy.
Z informacji uzyskanych w gdańskim sądzie, pieniądze wypłacano Kowalczykowi trzykrotnie. W styczniu 2016 r. otrzymał 221 tys. zł, w kwietniu 2016 r. – 2,6 mln zł, w listopadzie 2017 r. -113,8 tys. zł.
Kupił katamaran, założył własną firmę
Po wyjściu z aresztu Kowalczykowi udało się nawiązać dobre relacje z synem, kupić katamaran i założyć firmę oferującą rejsy oraz poślubić miłość swojego życia.
- Nie będę już bił się o więcej, nie będę ciągał się pod sądach. Teraz chce skupić się na rejsach, właśnie jestem w trakcie rejsu po Adriatyku, płynę do Cabo Verde na Wyspy Zielonego Przylądka. Zimą moją firma organizuje tam rejsy dla turystów - mówi w rozmowie z WP Kowalczyk.
- Żadne pieniądze nie zrekompensują 12 lat w areszcie, to zmarnowany kawał życia. No bo jak wyliczyć i nadrobić stracony kontakt z synem? Jak wyliczyć brak ojca? I moje normalne życie na wolności... - dodaje Kowalczyk.
A w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" kreślił plany na przyszłość. - Mam pomysł, by pomagać takim ludziom jak ja, a właściwie ich dzieciom. Nie zapomnę czerwonych oczu małego chłopca, który płakał na widzeniu z ojcem w więzieniu. Chętnie nawiązałbym współpracę z fundacją, która zajmuje się takimi dziećmi. Mógłbym jej na tydzień lub dwa udostępnić łódkę, żeby dzieci wypłynęły w morze. Żeby zobaczyłyby inny świat. Nasza łódka nazywa się Felix Finis, co po łacinie oznacza "szczęśliwe zakończenie". Mam nadzieję, że w moim przypadku tak właśnie będzie – mówił Kowalczyk.
Przypomnijmy, że w najbliższym czasie ruszy proces o odszkodowanie dla Tomasza Komendy, który niesłusznie spędził w areszcie 18 lat. Domaga się on 18 milionów złotych – milion złotych za każdy rok pobytu w Zakładzie Karnym.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl