Niepublikowane nagrania z kokpitu Tu-154M: "Będziemy próbować do skutku"
• Nieznaną dotąd wersję z dźwiękiem zgranym z czarnych skrzynek z kabiny tupolewa, z tragicznego lotu do Smoleńska - publikuje TVN24
• Nagranie pozwala zrozumieć sytuację w kokpicie i jest dowodem na to, że piloci zignorowali liczne ostrzeżenia
Zapis dźwięku z ostatnich 38 minut lotu prezydenckiego Tu-154M, zgrany i cyfrowo oczyszczony TVN zaprezentował po raz pierwszy. Do tej pory te trzy zapisy prezentowano razem i były one niskiej jakości. Zapis podzielony jest na trzy ścieżki: z mikrofonu radia dowódcy, drugiego pilota oraz mikrofonów z kokpitu. Dzięki nowej wersji udało odczytać się o ok. 30-40 procent więcej.
Piloci zignorowali liczne ostrzeżenia
- Polski 101… dla informacji:… Smoleńsk. Widzialność 400 metrów mgła - mówi białoruski kontroler z Mińska. W tle pojawia się prawie niesłyszalna reakcja załogi. - O ku...a! - mówi nawigator. - Cooo? - pyta drugi pilot. - Fantastiko i to za fryko - mówi technik. - Ku...a, to nasze meteo, naprawdę! - dodaje drugi pilot. - Nasze meteo jest naprawdę zaje....e - podejmuje dowódca. Piloci nie zmieniają kursu, lecą dalej i zastanawiają się jedynie nad planem uroczystości. W pewnym momencie odzywa się wieża w Smoleńsku. - A, PLF Foxtrot, y, jeden-zero-jeden, reszta paliwa… paliwa ile wam zostało? - pyta nawigator z wieży Korsarz w Smoleńsku. Dopytuje jeszcze, jakie zapasowe lotnisko ma załoga. - Witebsk i Mińsk - odpowiada dowódca.
W pewnym momencie w słuchawkach rozlegają się polskie słowa. Do pilotów zgłasza się załoga Jaka-40, który przewoził dziennikarzy. - Chłopaki, Rafał z tej strony. Przejdźcie na 1-2-3-4-5 - mówi. Na 16 minut przed katastrofą załoga tupolewa otrzymuje najważniejsze chyba ostrzeżenie. Co istotne, z Jakiem rozmawia tylko drugi pilot. - Artur, jestem - mówi. - No witamy ciebie serdecznie. Wiesz co? Ogólnie rzecz biorąc, to pi…a tutaj jest. Widać jakieś czterysta metrów około i na nasz gust podstawy są poniżej pięćdziesięciu metrów grubo - informuje dowódca Jaka-40.
- A wyście wylądowali już? - pyta drugi pilot Tu154-M. - Nam się udało tak w ostatniej chwili wylądować. No, natomiast powiem szczerze, że możecie spróbować jak najbardziej. Dwa APM-y są, yy, bramkę zrobili. Tak że możecie spróbować, ale jeżeli wam się nie uda za drugim razem, to proponuję wam lecieć na przykład do Moskwy albo gdzieś - kończy dowódca Jaka. Dowódca Tu-154M nie słyszy tej sugestii. "Będziemy próbować do skutku".
Piloci przekazują sobie, że nie dadzą rady usiąść. Informują dyrektora protokołu dyplomatycznego, że spróbują podejść, ale "prawdopodobnie nic z tego nie będzie". - Będziemy próbować do skutku - odpowiada dyrektor. Z nagrań zarejestrowanych przez mikrofony w kokpicie wynika, że do kabiny co chwila ktoś wchodzi. Pod koniec lotu osoba postronna, według niektórych ekspertów to dowódca sił powietrznych, prawidłowo odczytuje wysokość i zachęca do lądowania.
Cztery minuty przed katastrofą pada kolejne ostrzeżenie. - Arek, teraz widać dwieście - mówi dowódca Jaka. Mimo że pilot tupolewa zgodnie z przepisami nie powinien lądować przy widoczności poniżej 1500 metrów, załoga decyduje się na lądowanie. Samolot kontynuuje zniżanie. - 400 metrów - mówi nawigator. - Ktoś tu zawinił - dodaje inny głos. - Mówisz do widzenia - mówi drugi pilot. - Nieee, ktoś za to beknie - dodaje dowódca. - Pomysły! - kwituje dowódca sił powietrznych.
20 sekund później zaczyna się ostatnie odliczanie. Tempo zniżania samolotu jest za szybkie. To tak, jakby maszyna z każdą sekundą zniżała się o 2 piętra. Zaczyna się odliczanie.
- Dochodź wolniej - mówi drugi pilot. Samolot spada coraz szybciej. - Ku...a mać! - słychać dowódcę. To ostatnie słowa, jakie padły przed katastrofą.