PolskaNiepoprawna Susan Sontag

Niepoprawna Susan Sontag

„Chyba jestem czymś w rodzaju piorunochronu. Przyciągam pioruny i dlatego mnie atakują" – mówiła o sobie Susan Sontag. Nazywano ją sumieniem Ameryki. Ale też zdrajczynią, kiedy po zamachu na World Trade Centre w 2001 r. napisała o terrorystach, że nie byli tchórzami.

08.01.2005 | aktual.: 08.01.2005 09:03

„Umieranie to praca ponad ludzkie siły" – stwierdziła w powieści „Zestaw do śmierci". Podobno siedem razy udało jej się wyrwać śmierci. Przeszła kilka niebezpiecznych wypadków samochodowych, przez wiele lat walczyła z rakiem. Wierzyła, że napisze jeszcze swoją najlepszą książkę. 28 grudnia w Nowym Jorku zmarła Susan Sontag, słynna amerykańska intelektualistka, pisarka i publicystka. Chorowała na białaczkę. Miała 71 lat. "Straciliśmy jeden z najświetniejszych, niezależnych umysłów naszej epoki" - uważa prof. Maria Janion, historyk literatury. Anna Kołyszko, tłumaczka powieści Sontag wspomina pisarkę jako kobietę o ogromnej charyzmie, polonofilkę, propagatorkę ambitnego feminizmu. „Zawsze potrząsała ludźmi, otrzeźwiała ich. To był jej największy dar".

Krew Europejki

Lubiła mówić o sobie, że ma duszę Europejki. Jej przodkami byli polscy Żydzi z Białegostoku, Łodzi, spod Wilna i z galicyjskiej wsi. „W większości niewykształceni i bardzo biedni – wspominała Sontag. - Przyjechali do Ameryki jako małe dzieci i nie pamiętali dobrze Polski. Mówili po angielsku bez akcentu i nie byli już ortodoksyjnymi Żydami". Urodziła się w 1933 r. w Nowym Jorku. Matka, alkoholiczka była nauczycielką. Ojciec – kupiec futrzany zmarł, kiedy Susan miała pięć lat. Była samoukiem. Pierwszą książką, która ją poruszyła, była biografia polskiej uczonej - „Madame Curie". Jako mała dziewczynka lubiła leżeć na łóżku i wpatrywać się w regał z książkami: "Czułam, jakbym spoglądała na pięćdziesięciu moich przyjaciół. Otwarcie książki to jak przejście na drugą stronę lustra. Mogłam pójść w różne strony. Każda książka to drzwi do innego królestwa". Ale matka ciągle jej powtarzała: „Jak będziesz tyle czytać, nigdy nie znajdziesz męża". Myliła się. Jako piętnastolatka Sontag zaczęła studiować w Berkeley. W
wieku 17 lat wyszła za mąż za wykładowcę socjologii Philipa Rieffa. Dwa lat później urodził się im syn, David (dziś popularny dziennikarz polityczny). Po 9 latach małżeństwo się rozpadło. Sontag wyjechała na Sorbonę, potem wróciła z synem do Nowego Jorku i rozpoczęła nowe - jak sama mówiła - prawdziwe życie.

Rak bez metafor

- Chcę znać prawdę! – krzyczała na lekarza. – Proszę mi powiedzieć, co ze mną będzie! – Daję pani 25 procent na przeżycie... – wydusił w końcu doktor. Miała 43 lata, kiedy wykryto u niej zaawansowanego raka piersi, układu limfatycznego i nogi. Nie poddała się. Pokonała chorobę po usunięciu piersi i chemioterapii. „Moją pierwszą reakcją było przerażenie i przygnębienie - wspominała. - To najgorsze doświadczenie, kiedy dowiadujesz się, że umrzesz. Przede wszystkim nie należy użalać się nad sobą". Tak też zrobiła. Jej esej „Choroba jako metafora" Newsweek nazwał najbardziej wyzwalającą lekturą XX wieku. Sontag podkreślała w nim, żeby choroby nie traktować jako metaforycznej kary za niewłaściwy tryb życia - tylko po prostu jako chorobę. „To fakt, a nie zrządzenie losu" – mówiła między kolejnymi chemioterapiami.

Komunizm z ludzką twarzą

Zawsze lubiła Polskę. Po raz pierwszy przyjechała tu w 1980 r. Miała lewicowe serce, ale pod wpływem Solidarności zmieniła pogląd na komunizm. Zaangażowała się w pomoc dla opozycji. W 1982 r. w nowojorskim ratuszu podczas spotkania wywołanego protestem przeciwko prześladowaniu Solidarności powiedziała: „Komunizm to faszyzm z ludzką twarzą!". Ceniła Czesława Miłosza, Adama Zagajewskiego, Stanisława Barańczaka i wczesne filmy Krzysztofa Zanussiego. Jej ostatnia powieść „W Ameryce" opowiada o losach polskich emigrantów i słynnej aktorki Heleny Modrzejewskiej. Kiedy umarł Miłosz, napisała: „Jestem głęboko zasmucona wiadomością o śmierci Czesława. Kochałam go i kocham jego pracę. Piszę z Seattle, gdzie przechodzę niebezpieczny i eksperymentalny zabieg medyczny. Żałuję, że brak mi sił i w tej chwili, niestety, nie jestem zdolna do pisania...".

Czekając na Clintona

Pisała o fotografii, estetyce kiczu, literaturze, teatrze, polityce. Była wielką przeciwniczką wojny w Wietnamie, w 1968 r. odbyła podróż do Hanoi, a w rok później - na Kubę. Stała się zagorzałym wrogiem Fidela Castro. W latach 90. zaangażowała się w wojnę w Jugosławii. W 1993 r., mimo choroby wymagającej regularnego przyjmowania leków przeciwbólowych, przyjechała do oblężonego Sarajewa. Chciała pracować w szkole albo w szpitalu, ale powiedziano jej: „Zrób spektakl". Wystawiła „Czekając na Godota" Becketta. Publiczność oglądała przedstawienie przy zapalonych świecach, bo po bombardowaniu nie było w mieście prądu. Widzowie chętnie zmieniali tytuł spektaklu na „Czekając na Clintona". W 1999 r. ukazał się artykuł Sontag „Dlaczego jesteśmy w Kosowie?". Poparła naloty NATO i wojnę przeciwko serbskiej armii. Otrzymała honorowe obywatelstwo Sarajewa. Mimo nalotów, nadal mieszkała w Bośni. Znajomi ze Stanów pytali, dlaczego to robi. „Nikt nie wymagał ode mnie, abym była z mieszkańcami Sarajewa - odpowiadała. - Sama
tego od siebie wymagałam".

Bin Laden i sumienie Ameryki

11 września 2001 była w Berlinie. – Nowy Jork się wali. Włącz telewizor! – krzyczał do słuchawki jej przyjaciel. Włączyła i nie mogła uwierzyć. „Kto zdobędzie się na to, by przyznać, że nie był to tchórzliwy atak na cywilizację, wolność, ludzkość albo wolny świat, ale atak na samozwańcze mocarstwo światowe, dokonany na skutek konkretnych działań Stanów Zjednoczonych" – pisała na łamach „New Yorkera". – "Cokolwiek by powiedzieć o sprawcach masakry, to nie byli to tchórze". Tekst wywołał oburzenie. Ktoś nazwał Sontag „zdrajczynią", dostawała dziesiątki listów z pogróżkami. W "New Republic" ukazał się artykuł, zaczynający się od słów: "Co wspólnego mają Osama bin Laden, Saddam Husajn i Susan Sontag?". Ktoś napisał nawet, że trzeba ją utopić i poćwiartować. "Czy to nie dziwne?" – mówiła w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej". - Nie powiedziałam nawet, że (terroryści – red.) byli odważni, a tylko - że nie byli tchórzami. Dla mnie najważniejsze w tym tekście było ostatnie zdanie: "Tak, pogrążmy się razem w żałobie,
ale nie pogrążajmy się razem w głupocie". Ale ludzie tego nie zauważyli". Ostro zaatakowała ekipę Busha po interwencji USA w Iraku. Jesienią 2003 r. przyjmowała we Frankfurcie nad Menem prestiżową Pokojową Nagrodę Związku Księgarzy Niemieckich. "Sontag ujmuje się za godnością niezależnego myślenia w świecie pełnym zafałszowanych obrazów i skrzywionej prawdy" – napisano w uzasadnieniu. A ona grzmiała: „Wojna proklamowana przez ekipę Busha nie skończy się nigdy. Nie o wojnę tu idzie, tylko o nieograniczony mandat użycia siły przez Amerykę". I znów ściągnęła na siebie pioruny.

Memento mori

Na biurku leży stos książek. Kobieta na zdjęciu lekko się uśmiecha. Długie czarne włosy z siwymi pasmami spływają na szyję. Trudno powiedzieć, ile ma lat. Może 40, może 60... Wygląda na szczęśliwą. Autorką zdjęcia Sontag jest jej wieloletnia towarzyszka życia, słynna fotografka Anie Leibovitz. Razem stworzyły album „Kobiety". „Redakcja "Vanity Fair" wysłała mnie kiedyś, żebym zrobiła jej portret - wspominała Leibovitz w jednym z wywiadów. - Pochodzimy z różnych światów, choć obydwie mamy silne osobowości. Susan jest chyba jedynym filozofem o moralnym autorytecie uznawanym na masową skalę. Ona wie, co i kiedy należy powiedzieć". Sontag zawsze pasjonowała się fotografią. To ona wymyśliła album o kobietach. Obok Hillary Clinton czy Elizabeth Taylor znalazły się w nim członkinie latynoskiego gangu z Los Angeles i dziewczyny chore na AIDS. "Takie jesteśmy - tak różnorodne, odmienne od mężczyzn, bohaterskie, opuszczone albo banalne jak ta galeria zdjęć" - napisała Sontag we wstępie. "Każda fotografia jest memento
mori". Życie nie pozwoliło jej zapomnieć o śmierci. Ale zawsze wierzyła, że można jej uciec. Przed rokiem skończyła siedemdziesiątkę, ale nie czuła się stara. "Nie sądzę, bym była u kresu swojej podróży – mówiła. - Może kiedy będę miała 85 lat, wydam swoją najlepszą książkę?".

Mariola Szczyrba

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)