PolskaNieobliczalni

Nieobliczalni

Są agresywni, pełni nienawiści i buty. Młodzi przestępcy nie boją się nikogo. Nierzadko nie reagują nawet na policyjne mundury. Tak, jak ci, którzy w sobotę na rondzie Fordońskim pobili i skopali funkcjonariuszy. - Taka robota - krótko komentują te wydarzenia policjanci. - Każdy pod wpływem alkoholu czy prochów jest nieobliczalny. Jesteśmy przygotowani na wszystko.

06.04.2004 | aktual.: 06.04.2004 08:43

Sobota, kilka minut po 22.00. Tramwaj linii numer 4 zjechał z mostu Pomorskiego na rondo Fordońskie. Motorniczy zatrzymał się na przystanku przy Jagiellońskiej.

- Siedziałem przy samym oknie. Na chodniku zobaczyłem grupę naparzających się osób. Było ich około dziesięciu. Uderzali pięściami po całym ciele, kopali. Któryś z nich wyrwał kosz na śmieci i rzucał nim gdzie popadło, także w ludzi. Były tam też kobiety. Waliły torebkami bijących się facetów po głowie. Jedna z nich dostała za to pięścią prosto w twarz.

To był dla mnie szok. Chodzę na mecze piłkarskie i wiele bójek już widziałem, ale coś takiego - pierwszy raz w życiu - relacjonuje nam sobotnie wydarzenia jeden z Czytelników. Jeden z pasażerów tramwaju natychmiast zadzwonił na policję. Inny zapisał numery rejestracyjne pojazdu, który zatrzymał się przy grupie bijących się napastników.

- Stał zaparkowany pod prąd. Wyglądało na to, jakby ktoś tamtędy przejeżdżał i nagle cofnął się, widząc atrakcyjną bójkę - dodaje nasz Czytelnik.

Trzy lata za atak

Po policję zadzwonili także mieszkańcy jednego z bloków przy ulicy Fordońskiej. Gdy funkcjonariusze pojawili się na miejscu zastali tam tylko trójkę awanturujących się mężczyzn. Ci byli jednak bardzo agresywni i zaatakowali policjantów. Nie skończyło się tylko na szarpaniu za rękaw i wykrzykiwaniu obraźliwych słów. Napastnicy kopali i bili pięściami policjantów po całym ciele. O interwencji tej pisaliśmy we wczorajszym wydaniu "Expressu".

Opublikowaliśmy także zdjęcie wykonane przez przypadkowego świadka. Interwencja zakończyła się sukcesem policjantów, a trzej mężczyźni w wieku 18, 19 i 24 lata zostali osadzeni w areszcie.

Za naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego grozi im grzywna, ograniczenie wolności albo pozbawienie wolności do trzech lat. Taki wachlarz kar nie odstrasza jednak napastników, którzy wydają się być coraz bardziej agresywni w stosunku do funkcjonariuszy.

- Interwencje zakończone takim bezpośrednim atakiem nie zdarzają się zbyt często. Nasz widok działa na nich zazwyczaj "uspokajająco" - żartuje jeden z patrolujących śródmiejskie ulice policjantów, który nie zgodził się jednak na podanie nazwiska. - Przestępca pod wpływem alkoholu zawsze jest agresywny i nieprzewidywalny. Ale gorsi są ci po narkotykach. Tacy klienci są przede wszystkim pozbawieni lęku. Z alkoholowego amoku często się otrząsają w czasie akcji albo zaraz po niej, z narkotycznego - znacznie później. Ale musimy by przygotowani na wszystko. Bo to taka robota - dodaje, także anonimowo, inny stróż prawa.

To inne czasy

Funkcjonariusze nie ukrywają jednak, że nowe, bardziej brutalne czasy niosą za sobą nowe niebezpieczeństwa i wymuszają na nich bardziej radykalne działania - Kiedyś przez wiele miesięcy patrolowałem jedną z dzielnic. Byłem doskonale znany wszystkim mieszkańcom. Ci, którzy mieli coś na sumieniu, chowali się na mój widok, a przynajmniej omijali mnie z daleka. Napaść na policjanta, nawet podczas interwencji zdarzała się bardzo rzadko. A dziś? Policjantom dostaje się nawet podczas interwencji domowych. Kiedyś mundur budził większy respekt - twierdzi jeden z emerytowanych bydgoskich policjantów.

Łamanie zasad przez przestępców nie pozostaje jednak bez odzewu stróżów prawa. Jeszcze do niedawna policjant, który w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia mógł użyć broni przeciwko bandycie, najpierw musiał wygłosić standardową formułkę ("Policja! Stać, bo strzelam"), oddać strzał ostrzegawczy, a dopiero potem celować w kierunku napastnika. Dziś w takich sytuacjach funkcjonariusze od razu przechodzą do działania.

- To inne czasy. Kiedyś klient szedł z nożem albo siekierą, a dziś nawet małolat może mieć broń. Musimy być przygotowani na każdą sytuację - komentuje jeden z policjantów i za przykład podaje pościg sprzed kilku tygodni za skradzionym oplem. Funkcjonariusze, którzy namierzyli złodziei skradzionego auta w podbydgoskiej Zielonce, najpierw próbowali zatrzymać bandytów podczas "przypadkowej" kontroli drogowej. Jednak przestępcy natychmiast zorientowali się, że to pułapka. Podczas ucieczki staranowali policyjny radiowóz i doprowadzili do wypadku, w którym ranny został jeden z policjantów. Aby zatrzymać groźnych bandytów funkcjonariusze użyli ostrej broni.

Agresja rośnie

Z koniecznością używania tak zwanych środków bezpośredniego przymusu coraz częściej spotykają się także strażnicy miejscy.

- Większość naszych interwencji nie wymaga zastosowania chwytów obezwładniających czy użycia kajdanek. Ale zdarza się, że na niektóre osoby, zwłaszcza pod wpływem alkoholu czy innych środków odurzających, sam widok funkcjonariusza nie działa i wtedy musimy interweniować w inny sposób - tłumaczy Arkadiusz Bereszyński, rzecznik prasowy Straży Miejskiej.

Potwierdzają to także statystyki bydgoskiej straży. W 2000 roku przy zatrzymaniu musieli wspomagać się chwytami, kajdankami, pałką czy miotaczem gazu 183 razy. Rok później - 122, w 2002 - 94, a w ubiegłym - już 237. Choć na kilkadziesiąt tysięcy interwencji rocznie to może niewiele, nietrudno zauważyć, że agresywni napastnicy także w pracy strażników są chlebem powszednim.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)